Wyszedłem z czarnego, drogiego mercedesa, którego zapewnił mi szef. Każdy z nas dostał samochód, jaki chce. Byleby z łatwością go ukryć, więc w grę nie wchodziły jakieś jaskrawe kolory. Dla mnie było to na rękę. Nie przepadałem za jakimikolwiek kolorami, wyjątkiem był właśnie czarny. Ukazywał on swoją głębię, miał charakter dokładnie tak jak ja. Mimo swojej ciemnej barwy można było odnaleźć w nim szczęście. Moim szczęściem było, że za każdym razem, kiedy miałem kogoś zabić z łatwością się ukryłem, a następnie zaatakowałem znienacka i pomyśleć, iż to wszystko dzięki czerni... Jak można się domyślić miałem w tej chwili na sobie czarne, bawełniane dresy z małym znaczkiem nike po boku, a do tego narzuciłem zwykłą czarną koszulkę wraz z tego samego koloru maską. Rozejrzałem się po okolicy. Swoją drogą była to dość bogata dzielnica mieszkalna, znajdująca się trochę dalej niż centrum miasta. W tej chwili, kiedy sobie tak pomyślę Luhan faktycznie często jechał w tym kierunku, więc najprawdopodobniej wracał po prostu do swojego domu. Ale dlaczego ukrywał przed nami swoje życie prywatne? To wszystko wydaję mi się bez sensu.
Z tego, co opowiadał mi Wu dzisiaj w domu jest tylko Sehun, ponieważ jego rodzice pojechali na jakiś ważny bankiet. Najbardziej obawiałem się tego, że zastanę w środku jeszcze brata Sehuna. Lu Han był by zdolny opuścić swoją misję by go bronić? Podpaść szefowi? Nie mam pojęcia, lecz po jego wczorajszym zachowaniu mogę spodziewać się wszystkiego. Bez większych zastanowień podszedłem do białych drzwi frontowych, pochylając się nad wycieraczką. Wskazówki Wu się jak na razie sprawdzały. Złapałem za klucz, który za jego poleceniem leżał pod nią. Odkluczyłem drzwi, po czym jak najciszej wślizgnąłem się do środka. Dom był raczej nie wielki, przytulny. Widać, że panuję w nim miła atmosfera. Jednak wszystko mogła być tutaj tylko przykrywką, beznadziejnym złudzeniem. Im więcej schodów przeszedłem, tym głośniej słyszałam piosenkę, która tylko uwieczniała mnie w przekonaniu, że chłopak musi mieć w tej chwili doła. Każda lecąca piosenka, roznosząca się po całym korytarzu na piętrze należała do tych w stylu „Hej, mam zły humor. Hej, popsuje go jeszcze bardziej." Nie powiem, nie przeszkadzało mi to wręcz przeciwnie. Jeśli on faktycznie nie czuł się najlepiej szybciej uda mi się go wziąć z zaskoczenia. Takie osoby zazwyczaj na nic nie zwracają uwagi, a nawet czekają aż coś w końcu się stanie w ich nudnym życiu. Dłużej się nie zastanawiając rozchyliłem delikatnie drzwi na tyle bym mógł dokładnie przestudiować sytuację i samego chłopaka. Siedział bokiem do drzwi, więc idealnie mogłem zauważyć jego łzy na policzkach. Nogi miał podkulone po brodę, patrząc się w tylko sobie znany punkt. Z tej odległości mogłem tylko stwierdzić, iż miał on bardzo jasną cerę, wręcz mleczną, co jest naprawdę bardzo trudne z azjatyckimi korzeniami. Wyciągnąłem z kieszeni broń, po czym ruszyłem w jego stronę. Nie był zbyt daleko, dlatego bez problemu chwyciłem go w pasie uniemożliwiając jakikolwiek ruch, stając z nim przed lustrem, a jego odbicie pozwoliło mi na obejrzenie jego twarzy przed śmiercią. Mina Sehun'a wyrażała niesamowite przerażenie, oczy miał czerwone od łez, lecz jednak coś w nich widziałem. Coś, co skutecznie nie pozwalało mi skrzywdzić tego malucha chociaż wiedziałem, że to się dla mnie źle skończy. W tym momencie nie interesowało mnie nic innego tylko te piękne, czarne jak węgiel oczy.
- Jeśli komuś o tym wspomnisz obiecuję, że się już nie zawaham. - puściłem go. Najwidoczniej był naprawdę zdezorientowany, ponieważ upadł na kolana nie wiedząc co się dzieje. Korzystając z okazji wybiegłem z domu, napotykając na drodze bardzo dobrze znaną mi osobę.
- Zabiję Cię, jeśli choćby go tknąłeś.
- Lu Han.
Słowa: 583
A|N: Dzisiaj trochę krócej, ale mam nadzieję, że was nie zawiodłam...
CZYTASZ
Hickeys.
FanfictionTytuł: Hickeys. (Stary: Come on, baby) Gatunek: angst, smut Ostrzeżenia: Yaoi, przemoc, sceny erotyczne, przekleństwa Pairing: Chanhun, sekai. „Po każdym spotkaniu na jego szyi widniała soczysta malinka." #1 chanhun #7 sekai #101 chanbaek #648 hunhan