Jeszcze przez długi czas wpatrywaliśmy się w siebie zanim ja nie odjechałem, a on zdenerwowany wparował do swojego domu. Będąc już w drodze zatrzymałem się przed oknem Sehun'a, w którym nie tak dawno byłem. Przez brak jakichkolwiek rolet czy zasłon w pokoju idealnie można było dostrzec cały pokój. Mi aktualnie było to na rękę. Za szybą wypatrzyłem dwie postacie, czyli jak się domyślacie; Luhan'a oraz jego brata, który w tej chwili wtulał się mocno w tego pierwszego. Po moim sercu rozszedło się nieprzyjemne ukłucie. Nie potrafię wyrazić tego co aktualnie czuję... Złość, a może zazdrość? Wszystkie uczucia zmieszały się w jedno, przez które czułem jak powoli ginę w swoich własnych myślach.
***
Leżałem na łóżku już od kilku godzin, wypalając co po chwile to nowego papierosa. Na niebie już dawno zagościł jasny księżyc, a ja nie potrafiłem wyrzucić z głowy obrazu tych pięknych oczu oraz przeplatane przez nie pytania "Dlaczego go nie zabiłem?", "Dlaczego jestem takim tchórzem?". Ta sytuacja była dla mnie czymś nowym, ponieważ nigdy nie miałem takiej sytuacji bym się wycofał. Wstałem do siadu przeczesując włosy do tyłu z zamiarem sięgnięcia po następnego szluga. Jednak kiedy chwyciłem w dłoń małe pudełko zorientowałem się, że zdążyłem już je wykorzystać.
-Kurwa mać. - zdenerwowany rzuciłem w ścianę pustym opakowaniem. Dłużej się nie zastanawiając ruszyłem w stronę drzwi, tym samym wychodząc z domu. Jestem pewien, że już dawno nabawiłem się jakiegoś złośliwego raka płuc. Cóż moi wrogowie mogą już świętować. Tak czy inaczej nie zrezygnowałem by po krótkim spacerze wejść do całodobowego sklepu jakieś dwie ulice od mojego mieszkania. Chwyciłem za koszyk, zaczynając przemierzać półki i sięgałem po te najważniejsze dla mnie produkty. Kiedy wchodziłem w kolejną alejkę wpadłem na dość ciemnego chłopaka. Chciałem mu już coś powiedzieć... albo jak kto woli wykrzyczeć, ale się wycofałem do tyłu, widząc przy nim niższego chłopaka... Chłopaka, którego doskonale znałem.
-Przyszedłeś do mnie, kochanie - odwróciłem się w stronę byle jakiej rzeczy, chwyciłem ją w ręce, udając, że jestem zainteresowany zakupem. Jednak moją prawowitą czynnością było tak naprawdę podsłuchiwanie dwójki chłopaków.
-Nini, jak ktoś się dowie, że wyszedłem o tej porze z domu... rodzice mnie zabiją... Luhan mnie zabije - odezwał się niższy dość przybitym głosem. Chyba nawet sobie nie zdaje w takim razie sprawy jak jego brat mocno go kocha. Jestem pewny, iż mój współpracownik nawet na niego by nie podniósł ręki.
Obiecuję Ci, że cię nigdy nie skrzywdzę.
-Nie spinaj dupy, Hunnie. Nic się nie stanie. Nawet się nie zorientują, a w końcu musisz się jakoś wyrwać. Jesteś nastolatkiem! - na tą wypowiedź Sehun tylko westchnął ciężko i ruszył za swoim towarzyszem w kierunku kasy, stawiając na taśmie opakowanie truskawek oraz butelkę whisky. Zrobiłem dokładnie to samo co oni ze swoimi rzeczami. Kiedy w końcu nadeszła moja kolej, a ja spakowałem zakupy do siatek, zacząłem podążać za nimi. Miałem przeczucie, że ich spacer nie skończy się dobrze.Obiecuję Ci, że nigdy nie dam Cię skrzywdzić.
Przez moje rozmyślenia oddaliłem się od nich na tyle bym stracił ich z wzroku. Jednak usłyszałem coś... Coś co przyprawiło mnie pierwszy raz od długiego czasu w strach i niepokój. Krzyk.
-Zostawcie mnie! - bez zastanowienia przebiegłam pół alejki ile sił miałem w nogach aż moim oczom nie ukazał się Sehun, który właśnie był oblężony w ślepym zaułku przez pięciu umięśnionych mężczyzn. Jeden z nich zaczynał go już bezczelnie obmacywać, więc odchrząknąłem głośno.
-Głusi jesteście? Macie go zostawić. - podchodziłem do nich powolnym krokiem. Po drodze odstawiłem swoje zakupy, po czym chwyciłem napastnika mocno za ramię. - Chyba nie chcecie kłopotów, prawda?
-Myślisz, że się przestraszymy takiego fagasa jak ty? - prychnął jeden z nich, spluwając mi prosto w twarz. Mój limit cierpliwości w tym czasie się wykończył dostatnie. Popchnąłem go bez zastanowienia na ścianę i uderzyłem z pięści w jego prawy policzek.
-Zanim otworzysz ponownie ten swój niewyparzony pysk, najpierw się zastanów. - nie musiałem więcej nic mówić, ponieważ faceci tak jak się pojawili tak szybko zniknęli. Odwróciłem się na pięcie w stronę chłopaka, uśmiechnąłem się do niego przyjaźnie.
-Nie bój się mnie, kochanie. - szepnąłem mu cicho przy jego uchu.
Słowa: 664 słów
A|N: Przepraszam, że tak długo, ale przez naukę i zajęcia dodatkowe trudno mi jest się z tym wszystkim wyrobić. Przepraszam również za wykonanie tego rozdziału, lecz chciałam go dodać jak najszybciej się da.
CZYTASZ
Hickeys.
FanfictionTytuł: Hickeys. (Stary: Come on, baby) Gatunek: angst, smut Ostrzeżenia: Yaoi, przemoc, sceny erotyczne, przekleństwa Pairing: Chanhun, sekai. „Po każdym spotkaniu na jego szyi widniała soczysta malinka." #1 chanhun #7 sekai #101 chanbaek #648 hunhan