Od dłuższej chwili leżałem już w swoim łóżku, zastanawiając się co ja najlepszego odpierdoliłem. Od zetknięcia się z bratem Luhan'a minęło dobre 24 godziny, które mimo wezwań szefa spędziłem w swoim domu, a dokładniej na terenie wygodnego materaca i wypełnionej po wczorajszych zakupach lodówki. Wczorajsza noc utknęła mi głęboko w pamięci i myślę, że tak szybko nie wyparuje.
-Nie bój się mnie, kochanie - szepnąłem tuż przy jego uchu. Chłopak jednak mimo mojej prośby odepchnął mnie w tył z małą siłą, co można było się spodziewać po jego braku jakichkolwiek mięśni.
-Sehun! - w naszą stronę podbiegł wcześniejszy chłopak zwany Jongin, którego wcześniej widziałem razem z nim w sklepie - Możesz się od niego odpierdolić?
Potrząsłem głową, wyrywając się z zamyślenia i odpowiedziałem mu cichym prychnięciem.
-Wybacz, że zostawiłem cię samego. Chodźmy. - Złapał blondwłosego pod ramie. Ten posłusznie szedł za nim, wychodząc z zaułka. Jednak jego ciekawość wygrała, przez co na samym końcu odwrócił głowę w moją stronę. Na początku tylko się we mnie wpatrywał, lecz nie musiałem długo czekać by ten uśmiechnął się przepraszająco w moją stronę.
Potrząsłem głową na te wspomnienie i w końcu wstałem leniwie z łóżka, ale tylko z powodu słyszanego dzwonka do drzwi. Otworzyłem je, a kiedy zobaczyłem w nich swojego współpracownika, usiadłem znudzony na kanapie. Luhan rzucił na blat stołu papiery z dzisiejszego spotkania z szefem.
-Szef jest wkurwiony, że po pierwsze, nie było cię dzisiaj na spotkaniu, a po drugie nie zrealizowałeś swojej ostatniej misji... Dziękuję ci za to - usiadł na przeciwko mnie w wygodnym fotelu.
-Ta, żeby było jasne. Nie zrobiłem tego na pewno z twojego powodu. Jeśli jeszcze raz będę miał taką szanse to zabiję go bez zawahania. - uniosłem beznamiętnie jedną brew ku górze.
-Słuchaj, Chanyeol - Pochylił się w moją stronę z założonymi rekami na swoich kolanach. - Nie mam pojęcia co się tam wydarzyło i nie wnikam. Na razie jestem ci wdzięczny, że mu nic nie zrobiłeś. Aczkolwiek! Pamiętaj. Jeśli go choćby tkniesz, spadnie mu z głowy włos nie ręczę za siebie. Masz się trzymać od niego i mojej rodziny z daleka. Jedyne co nas łączy to cholerna praca, więc nie myśl sobie, że nie domyślę się o co ci tak naprawdę chodzi.
-A o co by mi miało chodzić, mój drogi współpracowniku? - uśmiechnąłem się niewinnie w jego stronę.
-Kurwa nie udawaj przede mną niewiniątka. - wstał, łapiąc za klamkę od drzwi. - Jeśli zobaczę cię w pobliżu mojego brata... Jesteś martwy.
Za nim został tylko głośny huk dudniący mi w uszach. Prawda jest taka, że jakkolwiek miałem zrozumieć jego groźbę nie miałem zielonego pojęcia o co mogło mu chodzić. Nawet po jego wyjściu starałem się zastanowić, czy o cokolwiek chodziło, ale stwierdziłem, że jest mi to i tak do życia nie potrzebne. Dalej nie myśląc włączyłem telewizor na byle jakim kanale. Pozostało mi jeszcze tylko ogarnąć te papiery. Zajebiście.
CZYTASZ
Hickeys.
FanfictionTytuł: Hickeys. (Stary: Come on, baby) Gatunek: angst, smut Ostrzeżenia: Yaoi, przemoc, sceny erotyczne, przekleństwa Pairing: Chanhun, sekai. „Po każdym spotkaniu na jego szyi widniała soczysta malinka." #1 chanhun #7 sekai #101 chanbaek #648 hunhan