7 | Spotkanie po latach

608 98 45
                                    

Chloe's POV

Zatrzymałam się na parkingu Akademii Blackwell. Po wyjściu z pojazdu poczułam się znowu jak kilka lat temu, zanim zostałam wydalona. Tylko że teraz nie przyszłam się uczyć. Muszę spotkać się z bogatym dzieciakiem Nathanem Prescottem. Mamy ważną sprawę do wyjaśnienia. 

— Chloe, zaczekaj! — usłyszałam za sobą. Przystanęłam na jednym ze schodków prowadzących do środka akademii i odwróciłam głowę. Zobaczyłam Davida. No tak, przecież ten grzyb tutaj pracuje. Przewróciłam oczami.

— Co ty tutaj robisz? Przecież zostałaś wydalona — skrzyżował ramiona.

— Mówiłam ci, że mam spotkanie.

— Z? — uniósł brew.

— Co cię to obchodzi? — cała ta rozmowa zaczęła mnie totalnie irytować. 

— Chcę, abyś była zawsze bezpieczna. — powiedział.

— Ale to nie znaczy, że masz wpieprzać się w całe moje życie prywatne! — warknęłam.

— Panie Madsen, tutaj pan jest. Nie toleruję spóźnień, a dzisiaj przyszedł pan wyjątkowo późno. Jeśli to się powtórzy, będziemy musieli poważnie zastanowić się nad szczegółami pańskiej pracy. Proszę zostawić rodzinne stosunki na czas wolny, a teraz niech się pan weźmie do pracy — powiedział dyrektor Wells. Chyba powinnam być mu wdzięczna za uratowanie mnie przed tym gnojem.

David spojrzał to na mnie, to na niego, po czym z cichym westchnięciem poszedł za dyrektorem. Teraz wystarczyło tylko dostać się do łazienki. Kiedy przekroczyłam drzwi akademii, uderzył do mnie cały ten szkolny, specyficzny zapach. Dawno go nie czułam, a szczerze powiem, że niespecjalnie za nim tęskniłam. Minęłam kilku studentów na korytarzu, szukając między nimi Nathana. Nie było go tutaj, więc jednak nie stchórzył i poszedł na miejsce spotkania. 

Rozejrzałam się, czy Madsen przypadkiem nie patrzy, jak wchodzę do łazienki. Na szczęście siedział gdzieś indziej, więc spokojnie weszłam do pomieszczenia. Nathan stał tam oparty o umywalkę.

— Więc czego chcesz? — zapytał, nawet na mnie nie patrząc.

— Mam nadzieję, że sprawdziłeś okolicę, jak to mówi mój ojczym — zamknęłam za sobą drzwi i sprawdziłam, czy kabiny są puste. — A teraz, porozmawiajmy o interesach...

— Nic dla ciebie nie mam. — mruknął.

— Zła odpowiedź. — odwróciłam się w jego stronę — Masz mnóstwo hajsu.

— Moja rodzina jest dziana, nie ja. — wytłumaczył.

— Biedny, bogaty dzieciaczek. — zakpiłam — Wiem, że sprzedawałeś dragi dzieciakom ze szkoły. — podeszłam do niego.

— Założę się, że twoja szanowana rodzina pomogłaby mi, jeśli bym do nich poszła. — powiedziałam, patrząc na niego, ale on uparcie odwracał głowę. Nie chciał patrzeć mi w oczy. Mięczak.

— Już widzę te nagłówki... — brnęłam dalej, przybliżając się do niego coraz bardziej, jednak z każdym moim ruchem on coraz bardziej się oddalał.

— Nie mieszaj ich w to, szmato. — warknął.

— Mogę rozgadać, że Nathan Prescott jest płaczącym gówniarzem, gadającym do siebie... — uderzyłam go w ramię.

— Nie masz, kurwa, pojęcia, kim jestem i z kim zadzierasz! — wyciągnął spod kurtki pistolet. Onieśmieliło mnie to. Moja pewność siebie zniknęła w jednym momencie. Cholera.

— Skąd to masz? — podniosłam dłonie w geście obronnym. Głos mi się łamał, nie miałam dokąd uciec. — Co robisz? Odłóż to!

— Nigdy nie mów mi, co mam robić. — przyszpilił mnie do ściany, trzymając broń blisko mojego ciała. Byłam autentycznie przerażona. — Wkurzają mnie ludzie, którzy próbują mnie kontrolować!

— Będziesz mieć za to o wiele większe problemy, niż za prochy... — próbowałam go przekonać do odłożenia pistoletu.

— Nikt za tobą nie zatęskni "punkówo", co? — zakpił. 

— Trzymaj tę broń z dala ode mnie, psycholu! — wrzasnęłam. 

Nathan już naciskał spust, ale w tym momencie zadzwonił alarm przeciwpożarowy.

— No nie... — spuścił broń, a ja szybko wykorzystałam sytuację. Odepchnęłam go.

— Nigdy więcej mnie nie dotykaj, szajbusie! — krzyknęłam do przewróconego na ziemię Nathana. Szybko opuściłam łazienkę, tak samo jak i akademię. Przez chwilę ukrywałam się za budynkiem i spoglądałam, czy Nathan przypadkiem nie wychodzi. Przez dłuższy czas nie wychodził, więc postanowiłam już iść na parking i wrócić  do domu. Kiedy wsiadłam do auta, zobaczyłam, że on właśnie za mną szedł... Skuliłam się tak, aby nie było mnie widać i miałam nadzieję, że mnie nie zauważył. Jednak on nie zmierzał w moją stronę, jak gdyby nigdy nic przeszedł obok mojego samochodu. Podniosłam głowę i spostrzegłam, że wściekły chłopak stoi przed jakąś dziewczyną i innym chłopakiem. Ich konwersacja nie była zbyt przyjemna. Przyjrzałam się dziewczynie. Czułam, że skądś ją znam. Kiedyś widziałam tę twarz. Tylko kto to jest? 

Zaczęło się robić bardzo nieprzyjemnie. Doszło do małej bójki pomiędzy Nathanem a tą dziewczyną. Postanowiłam tam podjechać, co było do mnie bardzo niepodobne. W innym przypadku pewnie bym odjechała, ale teraz czułam, że muszę coś zrobić. Szybko włączyłam silnik i skierowałam się w ich stronę. Ledwo zahamowałam przed twarzą dziewczyny, ale na szczęście nic się jej nie stało. Podniosła głowę i spojrzała na mnie. 

Nie mogłam uwierzyć... 

To była ona.

Ta, która kompletnie o mnie zapomniała. Wymazała z życia. 

W jednej sekundzie przed oczami przeleciały mi wszystkie nasze wspólne wydarzenia sprzed kilku lat. Niemożliwe, to naprawdę ona... Zmieniła się. Ale teraz nie było czasu na rozmyślania. Ledwo przypomniałam sobie jej imię. 

— Max? — zapytałam drżącym głosem. 

— Chloe? — odpowiedziała. Nie dowierzała temu, co widzi, podobnie jak ja.

Teraz nie miałam wątpliwości. 

Max i Chloe. Najlepsze przyjaciółki na zawsze. 

Piratki, które miały podbić Arcadia Bay.

Witaj ponownie, Max Caulfield.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jeśli właśnie to czytasz to znaczy, że udało wbić się Wam 10 gwiazdek ^^ Dziękuję!

Zapomniałam pod ostatnim rozdziałem dodać, że w tamtym rozdziale pojawiłaby się Max, bo miała się pojawić. Rozdział był w ogóle skończony, miał około 2000 słów i był gotowy na publik, ale coś się zepsuło, nie zapisało się... i nagle z prawie 2000 słów zostało mi 654, czyli moment, w którym zapisywałam wczoraj. :/ 

Naah, nawet nie wiecie, jak się wkurzyłam. Musiałam wszystko pisać od nowa >.<

Dlatego nie jest on dokładnie taki, jak chciałam. Cóż, mówi się trudno. 

Anyway, miłego dnia! :)

Friendshit. | Life is StrangeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz