Max's POV
Stałam na przystanku i czekałam na autobus, trzymając dłonie w kieszeniach, z niecierpliwością tupiąc jedną stopą. Nawet nie miałam jak posłuchać muzyki – pozostało mi nudzić się niemiłosiernie i próbować odtworzyć jakąś piosenkę w głowie.
Oprócz mnie na ławce siedziała jakaś staruszka i patrzyła przed siebie z delikatnym uśmiechem, nucąc pod nosem. Popatrzyłam na nią. Wydawała mi się dziwnie znajoma, chociaż nigdy wcześniej jej nie widziałam. Ciekawe, o czym myślała. Jak układało się jej życie? Na pewno lepiej niż mnie. Pewnie jedzie do rodziny, a ja... Nie mam tu nikogo. Nawet Chloe już odwróciła się ode mnie. Westchnęłam i wbiłam wzrok w ziemię. Potrafiłam tylko zniechęcać do siebie ludzi. Po śmierci Kate nie miałam już nikogo, z kim mogłabym porozmawiać. No, dobra – od biedy był jeszcze Warren, ale nie rozmawialiśmy zbyt często.— Piękne niebo, prawda? — usłyszałam chrypliwy głos starszej pani. Podniosłam głowę i spojrzałam w górę. Słońce chowało się za białymi, puszystymi chmurami.
Kiwnęłam głową i wyciągnęłam aparat. Po prostu musiałam zrobić zdjęcie.
— Ładny aparat — oceniła kobieta, kiedy otrzepywałam zdjęcie.
— Dziękuję — odparłam, nieco zdezorientowana. Nikt wcześniej nie skomplementował mojego aparatu.
— Mój mąż kochał polaroidy... — westchnęła — Niestety, zginął w wypadku samochodowym dawno temu.
— Przykro mi. — powiedziałam.
— Mogę zobaczyć zdjęcie? — zapytała, kiedy już chowałam je do torby.
— Pewnie... — podałam jej fotografię.
Staruszka przyjrzała się jej z uśmiechem, po czym pokiwała głową z uznaniem i oddała mi zdjęcie.
— Bardzo ładne, naprawdę. Założę się, że gdyby mój mąż jeszcze żył, też zrobiłby zdjęcie temu słońcu. Fotografia to piękna pasja.
— Tak... Dlatego właśnie to robię. — roześmiałam się.
— Wiesz, mój mąż zawsze chciał przenieść swoją pasję na naszą jedyną córkę. Ale jej to nigdy nie interesowało... — westchnęła — Wolała pozować do zdjęć. A kiedy William zmarł, aparat został rzucony w kąt. Dobrze widzieć, że młodzi ludzie nadal się tym interesują.
— William...? — przełknęłam ślinę. Cały ten opis kojarzył mi się z Chloe i jej rodziną. To było takie nierealne... Ale przecież wiele osób mogło mieć na imię William. To tylko przypadek.
— Coś się stało? — zaniepokoiła się — Zrobiłaś się strasznie blada. Jest ci niedobrze?
— Nie, nie, w porządku. — pokręciłam głową. W tym momencie zauważyłam, że na końcu ulicy stoi chłopak – ten sam, który był u Chloe...
— Jesteś pewna? — zapytała kobieta.
— Tak... Przepraszam, muszę iść — odpowiedziałam szybko.
— Nie czekasz na autobus? — zdziwiła się.
— Miałam spotkać się z kolegą, ale jednak on stoi tam dalej. — wyjaśniłam i odeszłam z przystanku, kierując się w stronę chłopaka.
— Hej! — zawołałam, a on odwrócił głowę w moją stronę i uśmiechnął się.
— Ty jesteś tą laską, która wycwaniła Chloe? — zapytał, krzyżując ramiona.
— Co? Nie! — zdziwiłam się.
— Podobno chciała z tobą pogadać, a ty sobie odjechałaś z jakimś typem. Trochę głupio. — pokręcił głową.
— Ja... — zaczerwieniłam się. Miałam nadzieję, że ona nie widziała Warrena, ale jednak się myliłam. Momentalnie poczułam się strasznie głupio.
— Ale to ona wyrzuciła mnie z domu. — odezwałam się w końcu — A musiałam chyba jakoś wrócić do akademika... Zresztą, nieważne.
— Kłótnia w związku, co? — zaśmiał się.
Zaczerwieniłam się jeszcze bardziej.
— Nie jesteśmy w związku. Przecież ona ma ciebie.
— A mówiła tak? — spoważniał.
Uniosłam jedną brew.
— Z tego co mówiła, kiedy byłam tam dziesięć minut temu, to tak.
Cóż, nie wiem skąd Chloe go wzięła, ale chyba nie miała zamiaru wzbudzić we mnie zazdrości tym kimś.
— Szczerze mówiąc, ona mnie tylko wynajęła. Przez tego typa, z którym wczoraj jechałaś. — podrapał się po karku.
— Serio? — zapytałam ironicznie, jakby to nie było oczywiste.
— No... Mimo to, nie zasłużyła na takie traktowanie. Chloe jest zadziorna, podoba mi się. Dlatego nie pozwolę ci jej skrzywdzić. — powiedział twardo.
— Znasz tylko jej wersję, prawda? Powiedziałam ci, że to ona wyrzuciła mnie z domu. Może to głupie, że nie wyszłam do niej, kiedy chciała pogadać, ale równie głupie jest wyrzucanie mnie w środku nocy na ulicę! — zirytowałam się.
— Trzeba było wyjść, a nie łamać jej serce. — stawiał na swoim.
Przewróciłam oczami. Zupełnie jakby był głuchy. Zauważył to, bo kontynuował.
— Dobra, nie powiedziała mi wszystkiego. Wiesz co, najlepiej idź do niej i porozmawiaj z nią. Nie chcę wam niczego zepsuć ani być częścią jakiejś gry. — stwierdził, spuszczając głowę.
— Dzisiaj chyba nie będzie w nastroju... — westchnęłam — Przykro mi, że Chloe cię wykorzystała. Jeśli to cię pocieszy, po tej całej akcji możesz śmiało do niej zarywać. Nawet jeśli coś do mnie czuła, to wszystko znikło.
— Problem w tym, że ona mnie nie znosi. — mruknął.
Ten dzień był strasznie dziwny. Ta staruszka, którą spotkałam... A potem on, któremu nagle zachciało spowiadać się mi z jego uczuć do Chloe. Przecież nawet się nie znaliśmy.
— Nie wiem, jak tam wygląda między wami, ale pewnie nie jest tak źle. — powiedziałam z lekka zmieszana.
— Muszę już iść. — odezwałam się po chwili ciszy, poklepałam go po ramieniu i odeszłam w stronę przystanku.
Ciekawe, tej staruszki już tam nie było, ale żaden autobus jeszcze nie jechał... Przeszły mnie ciarki. Kim ona była? Jej historia... Trochę jakby była Joyce, tylko że z przyszłości. Mogłam się zapytać, czy jej córka żyje, bo pewnie więcej już nie spotkam tej kobiety. Szczerze mówiąc – chyba nie chciałabym poznać odpowiedzi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
KRÓTKI ROZDZIAŁ WIEM
SPIESZĘ SIĘ ŻEBY GO DODAĆ JESZCZE DZIŚMIŁEGO CZYTANIA JEST 23:59
WYROBIĘ SIE? PLSI NIE ZABIJAJCIE MNIE ZA BRAK PRAJSFILDA DZIŚ HEH
CZYTASZ
Friendshit. | Life is Strange
FanfictionZnały się od dzieciństwa. Uważały, że razem mogą podbić świat. Nie sądziły, że o wszystkim może przesądzić jeden wypadek. Jedna śmierć. Zakończyła wszystko, co dziewczyny ukształtowały, bezlitośnie wpijając się w ich głowy i wysysając niczym pijawk...