17 | Przypadek?

435 69 8
                                    

Max's POV

Stałam na przystanku i czekałam na autobus, trzymając dłonie w kieszeniach, z niecierpliwością tupiąc jedną stopą. Nawet nie miałam jak posłuchać muzyki – pozostało mi nudzić się niemiłosiernie i próbować odtworzyć jakąś piosenkę w głowie.
Oprócz mnie na ławce siedziała jakaś staruszka i patrzyła przed siebie z delikatnym uśmiechem, nucąc pod nosem. Popatrzyłam na nią. Wydawała mi się dziwnie znajoma, chociaż nigdy wcześniej jej nie widziałam. Ciekawe, o czym myślała. Jak układało się jej życie? Na pewno lepiej niż mnie. Pewnie jedzie do rodziny, a ja... Nie mam tu nikogo. Nawet Chloe już odwróciła się ode mnie. Westchnęłam i wbiłam wzrok w ziemię. Potrafiłam tylko zniechęcać do siebie ludzi. Po śmierci Kate nie miałam już nikogo, z kim mogłabym porozmawiać. No, dobra –  od biedy był jeszcze Warren, ale nie rozmawialiśmy zbyt często.

— Piękne niebo, prawda? — usłyszałam chrypliwy głos starszej pani. Podniosłam głowę i spojrzałam w górę. Słońce chowało się za białymi, puszystymi chmurami.

Kiwnęłam głową i wyciągnęłam aparat. Po prostu musiałam zrobić zdjęcie.

— Ładny aparat — oceniła kobieta, kiedy otrzepywałam zdjęcie.

— Dziękuję — odparłam, nieco zdezorientowana. Nikt wcześniej nie skomplementował mojego aparatu.

— Mój mąż kochał polaroidy... — westchnęła — Niestety, zginął w wypadku samochodowym dawno temu.

— Przykro mi. — powiedziałam.

— Mogę zobaczyć zdjęcie? — zapytała, kiedy już chowałam je do torby.

— Pewnie... — podałam jej fotografię.

Staruszka przyjrzała się jej z uśmiechem, po czym pokiwała głową z uznaniem i oddała mi zdjęcie.

— Bardzo ładne, naprawdę. Założę się, że gdyby mój mąż jeszcze żył, też zrobiłby zdjęcie temu słońcu. Fotografia to piękna pasja.

— Tak... Dlatego właśnie to robię. — roześmiałam się.

— Wiesz, mój mąż zawsze chciał przenieść swoją pasję na naszą jedyną córkę. Ale jej to nigdy nie interesowało... — westchnęła — Wolała pozować do zdjęć. A kiedy William zmarł, aparat został rzucony w kąt. Dobrze widzieć, że młodzi ludzie nadal się tym interesują.

— William...? — przełknęłam ślinę. Cały ten opis kojarzył mi się z Chloe i jej rodziną. To było takie nierealne... Ale przecież wiele osób mogło mieć na imię William. To tylko przypadek.

— Coś się stało? — zaniepokoiła się — Zrobiłaś się strasznie blada. Jest ci niedobrze?

— Nie, nie, w porządku. — pokręciłam głową. W tym momencie zauważyłam, że na końcu ulicy stoi chłopak – ten sam, który był u Chloe...

— Jesteś pewna? — zapytała kobieta.

— Tak... Przepraszam, muszę iść — odpowiedziałam szybko.

— Nie czekasz na autobus? — zdziwiła się.

— Miałam spotkać się z kolegą, ale jednak on stoi tam dalej. — wyjaśniłam i odeszłam z przystanku, kierując się w stronę chłopaka.

— Hej! — zawołałam, a on odwrócił głowę w moją stronę i uśmiechnął się.

— Ty jesteś tą laską, która wycwaniła Chloe? — zapytał, krzyżując ramiona.

— Co? Nie! — zdziwiłam się.

— Podobno chciała z tobą pogadać, a ty sobie odjechałaś z jakimś typem. Trochę głupio. — pokręcił głową.

— Ja... — zaczerwieniłam się. Miałam nadzieję, że ona nie widziała Warrena, ale jednak się myliłam. Momentalnie poczułam się strasznie głupio.

— Ale to ona wyrzuciła mnie z domu. — odezwałam się w końcu — A musiałam chyba jakoś wrócić do akademika... Zresztą, nieważne.

— Kłótnia w związku, co? — zaśmiał się.

Zaczerwieniłam się jeszcze bardziej.

— Nie jesteśmy w związku. Przecież ona ma ciebie.

— A mówiła tak? — spoważniał.

Uniosłam jedną brew.

— Z tego co mówiła, kiedy byłam tam dziesięć minut temu, to tak.

Cóż, nie wiem skąd Chloe go wzięła, ale chyba nie miała zamiaru wzbudzić we mnie zazdrości tym kimś.

— Szczerze mówiąc, ona mnie tylko wynajęła. Przez tego typa, z którym wczoraj jechałaś. — podrapał się po karku.

— Serio? — zapytałam ironicznie, jakby to nie było oczywiste.

— No... Mimo to, nie zasłużyła na takie traktowanie. Chloe jest zadziorna, podoba mi się. Dlatego nie pozwolę ci jej skrzywdzić. — powiedział twardo.

— Znasz tylko jej wersję, prawda? Powiedziałam ci, że to ona wyrzuciła mnie z domu. Może to głupie, że nie wyszłam do niej, kiedy chciała pogadać, ale równie głupie jest wyrzucanie mnie w środku nocy na ulicę! — zirytowałam się.

— Trzeba było wyjść, a nie łamać jej serce. — stawiał na swoim.

Przewróciłam oczami. Zupełnie jakby był głuchy. Zauważył to, bo kontynuował.

— Dobra, nie powiedziała mi wszystkiego. Wiesz co, najlepiej idź do niej i porozmawiaj z nią. Nie chcę wam niczego zepsuć ani być częścią jakiejś gry. — stwierdził, spuszczając głowę.

— Dzisiaj chyba nie będzie w nastroju... — westchnęłam — Przykro mi, że Chloe cię wykorzystała. Jeśli to cię pocieszy, po tej całej akcji możesz śmiało do niej zarywać. Nawet jeśli coś do mnie czuła, to wszystko znikło.

— Problem w tym, że ona mnie nie znosi. — mruknął.

Ten dzień był strasznie dziwny. Ta staruszka, którą spotkałam... A potem on, któremu nagle zachciało spowiadać się mi z jego uczuć do Chloe. Przecież nawet się nie znaliśmy.

— Nie wiem, jak tam wygląda między wami, ale pewnie nie jest tak źle. — powiedziałam z lekka zmieszana.

— Muszę już iść. — odezwałam się po chwili ciszy, poklepałam go po ramieniu i odeszłam w stronę przystanku.

Ciekawe, tej staruszki już tam nie było, ale żaden autobus jeszcze nie jechał... Przeszły mnie ciarki. Kim ona była? Jej historia... Trochę jakby była Joyce, tylko że z przyszłości. Mogłam się zapytać, czy jej córka żyje, bo pewnie więcej już nie spotkam tej kobiety. Szczerze mówiąc – chyba nie chciałabym poznać odpowiedzi.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

KRÓTKI ROZDZIAŁ WIEM
SPIESZĘ SIĘ ŻEBY GO DODAĆ JESZCZE DZIŚ

MIŁEGO CZYTANIA JEST 23:59
WYROBIĘ SIE? PLS

I NIE ZABIJAJCIE MNIE ZA BRAK PRAJSFILDA DZIŚ HEH

Friendshit. | Life is StrangeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz