11 | Dowód

483 68 24
                                    

— Chloe, coś nie tak? — zmartwiła się Max — Zmizerniałaś.

— Nie, w porządku — odparłam.

— Nie martw się o Rachel. Na pewno ją znajdziemy, nawet jeśli musiałybyśmy pojechać do Los Angeles — powiedziała.

— Po prostu nie mogę w to uwierzyć, że jej nie ma. Kiedy ty wyjechałaś, przynajmniej wiedziałam, że jesteś. Żyjesz sobie gdzieś tam w Seattle. Rachel nie zrobiłaby mi tego. Nie zostawiłaby mnie bez słowa.

Max popatrzyła na mnie z troską.

— Gdziekolwiek teraz jest, na pewno wróci. Tak samo jak ja.

Westchnęłam w odpowiedzi, czyniąc tym samym długą ciszę.

Wzięłam łyk czekolady z kubka, ale w przeciwieństwie do całego wystroju tutaj, smakowała ohydnie. Może i ostatnio piłam czekoladę wtedy, kiedy zrobił ją tata, jednak tamten smak pamiętam do dziś.

Tego, czego napiłam się dzisiaj, wolałabym nie pamiętać. Nigdy nie nazwałabym tego czekoladą. Zdziwiło mnie, jak bardzo smakuje to Max.

Zaczęłam wpatrywać się w nią; kiedy pociągnęła jeden łyk, pod nosem zostały jej "wąsy" ze śmietanki. Zlizała je szybko, a ja zadrżałam. Jej delikatny ruch języka...

— Co jest? — zapytała lekko zmieszana, kiedy wreszcie zauważyła, jak się w nią wpatruję.

— Eee... — przełknęłam ślinę — Nie, nic. Po prostu zastanawiam się, jak może ci to smakować.

— Przecież to nie jest złe. Czekolada jak czekolada — wzruszyła ramionami.

— Jak dla kogo — odparłam.

— Co jest w niej złego? — zdziwiła się.

— Smakuje jak podeszwa starego kalosza wyłowionego ze stawu. Ohyda — stwierdziłam.

— Jeśli panience nie smakuje, zalecam opuszczenie lokalu — powiedział kelner patrzący na mnie spod byka.

Chciałam wdać się z nim w dyskusję, ale Max złapała mnie za rękę i wybiegła z budynku.
Ciepło jej uścisku rozlało się po całym moim ciele tak, że aż zapomniałam pokazać środkowy palec kelnerowi.

— O co ci chodzi? — puściła moją rękę ku mojemu niepocieszeniu.

— No co? — wzruszyłam ramionami — Powiedziałam prawdę.

— Tak się nie mówi, zwłaszcza gdy w pobliżu jest kelner... — pokręciła głową.

— I co z tego? — prychnęłam — I tak nie zamierzam więcej tu przyjść. Chodźmy stąd, chcę ci coś pokazać.

*

— Seryjnie? Wysypisko? — zdziwiła się Max, kiedy dojechałyśmy na miejsce.

— Najlepsza miejscówka w Arcadii — powiedziałam, biorąc łyk piwa wziętego z samochodu.

— Chcesz? — podsunęłam jej butelkę, ale ona odskoczyła.

— Ohyda — powiedziała ze słodkim grymasem na twarzy.

— Jesteś taka niewinna — roześmiałam się, biorąc kolejny łyk.

— Po co tu przyszłyśmy? — zmieniła temat.

— Żebyś udowodniła mi tę swoją moc — odparłam.

— A w jaki sposób?

— Możesz zgadnąć, co mam w kieszeniach — zaproponowałam.
— Okej, ale najpierw musisz mi to pokazać — zażądała.

Parsknęłam śmiechem.

— I to jest ta twoja moc?

— Potrafię cofać czas, nie mam rentgenu w oczach. Najpierw musisz pokazać mi te rzeczy, żebym mogła to cofnąć — wyjaśniła.

Wyciągnęłam więc z kieszeni kurtki paczkę papierosów i kluczyki, po czym podałam je Max.

Max's POV

Przyjrzałam się dokładnie kluczykom i papierosom, a następnie oddałam je Chloe.

Siedem fajek i brelok do kluczy w kształcie pandy. Teraz tylko trzeba cofnąć czas.

Wyciągnęłam dłoń.

— Możesz zgadnąć, co mam w kieszeniach — usłyszałam ponownie.

— Kluczyki do samochodu — wzruszyłam ramionami. To było oczywiste, właściwie nie musiałam używać mocy, by to wiedzieć.

— No raczej... Ale potrzebuję szczegółów, opisz mi je!

— Masz przy nich brelok z pandą.

— To racja. Nieźle, Max — oceniła.

— Już mi wierzysz? — zapytałam.

— Coraz bardziej, ale to nie koniec. Mam coś jeszcze w kieszeni — powiedziała.

— Papierosy — rzuciłam.

— Wiadomo... A ile ich jest? — zapytała, unosząc brew.

— Siedem — odparłam z pewnością w głosie. Nie była w stanie mnie przechytrzyć.

— Nie bądź taka pewna siebie, to niemożliwe, żebyś zgadła — stwierdziła i wyciągnęła z kieszeni paczkę fajek.

Uśmiechnęłam się triumfalnie, kiedy Chloe przeliczyła wszystkie fajki i spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

— Woah... — wydusiła w końcu.

— Mówiłaś, że nie masz rentgenu w oczach — skrzyżowała ramiona.

Roześmiałam się.

— Bo nie mam. Ja tylko cofnęłam czas.

— Tylko? Masz supermoc i mówisz o niej "tylko"? - zdziwiła się — Jesteś niesamowita, jak Superman albo Batman!

— Z tego co pamiętam, oni mieli trochę inną moc — uśmiechnęłam się.

— Ale byli superbohaterami, tak samo jak ty. Możesz robić co tylko chcesz a potem poof — kontynuowała, gestykulując — i tak, jakby tego nigdy nie było! Możesz okradać banki, albo...

— Nie wiem, czy to dobry pomysł — zmieszałam się.

— To świetny pomysł! Twoja moc to najlepsza zabawka — stwierdziła, po czym spojrzała na mnie sugestywnie, co trochę mnie onieśmieliło i ściszyła głos — Może wykonałaś w moim kierunku jakiś ruch, a ja się nigdy nie dowiem...

— Tak, dokładnie tak zrobiłam — odparłam z uśmiechem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dzień dobry.

Serio, ten rozdział nie ma nawet siedmiuset słów, powinien mieć przynajmniej jeszcze raz tyle.

I znowu nie było mnie PONAD miesiąc >.<

a mówiłam, że w wakacje będzie więcej i częściej xd

btw, haha, mój laptop po naprawie znowu sobie zdechł.

chyba go trochę przeciążyłam grając w saints row, ups xd

kolejny raz nie polecam toszyby.

wybaczcie, jeśli jakieś kwestie pojawią się kilka razy, bo pisałam łącznie ten rozdział na laptopie, telefonie moim i mamy, bo laptop poszedł kaput, mój telefon (prawie) też, cała nadzieja w telefonie mamy, bo gdyby nie on, to nawet bym tego nie skończyła. Za wszelkie zdublowania przepraszam, nawet nie mam siły tego sprawdzać.

mam jeszcze jedno pytanie, jeśli ktoś w ogóle czyta te notki pod rozdziałem xd

Wolicie żeby rozdziały były takie krótkie jak ten (600-800 słów) i były częściej, czy dłuższe (1000+ słów) i trochę rzadziej?

Miłych wakacji!

xoxo

Friendshit. | Life is StrangeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz