Po chwili patrzenia na kapiącą krew z ciała Oliviera, spojrzałem na zegarek. Już czas. Wyszedłem szybko z piwnicy i wbiegłem ponownie do łazienki. Zdjąłem ubrudzone krwią ubrania i założyłem swierze ciuchy. Wziąłem w dłoń wcześniej przygotowaną torbę i opuściłem magazyn. Przed wejściem, w czarnym Mercedesie, czekali na mnie chłopaki. Otworzyłem drzwi i wrzuciłem swój bagaż na wolne siedzenie. Następnie otworzyłem bagażnik i wyjąłem z niego kilka opakowań benzyny. John, Tonny i Mike wysiedli z samochodu i stanęli obok mnie.
- To jak robimy - zapytał John, kucając przy butlach z cieczą.
- Ja biorę piwnicę, Ty i Mike parter, a ty Tonny pierwsze piętro - przyjaciele kiwnęli głowami na znak, ze zrozumieli swoje zadanie. Wzięliśmy w dłonie butle i weszliśmy z powrotem do magazynu. Każdy z nas rozszedł się w wyznaczonym przeze mnie kierunku. Wszedłem do pomieszczenia z wiszącymi na kole zwłokami chłopaka. Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem, na widok swojego dzieła. Odkręciłem pojemnik i zacząłem rozlewać benzynę wszędzie, po całym pomieszczeniu. Najwiecej jednak wylałem na ciało Oliviera. Kiedy wszyscy skończyliśmy, wyrzuciliśmy na ziemie puste butle i wyszliśmy z magazynu. Wziąłem w dłoń zwykła drewnianą zapałkę, która podpaliłem. Otworzyłem drzwi i wrzuciłem ją do środka. Szybko uciekłem do samochodu i ruszyliśmy w drogę na lotnisko.
Wysiedliśmy z samochodu i wzięliśmy swoje torby. Stanęliśmy w czwórkę przed wejściem.
- Ktoś wie w ogóle gdzie my lecimy? - zadałem chłopakom pytanie, ponieważ to oni wiedzieli pierwsi o wyjeździe.
- Nestor mówił, ze dowiemy się przed wylotem, kiedy już zajmiemy miejsca w samolocie - odwróciłem się w stronę Mike'a kiedy usłyszałem jego głos.
- To będzie ciekawie - mruknąłem pod nosem i podniosłem z ziemi swoją torbę, kierując się z nią do środka oszklonego budynku. Katem oka zobaczyłem, ze reszta moich towarzyszy poszła w moje ślady i zrobiła to samo.
- Nestor mówił, że mamy lot 543 - zaczęliśmy się rozglądać po bramkach wejściowych na pokłady.
- Tam jest nasze wejście - Tonny wskazał na odpowiednie miejsce. Udaliśmy się w tamtym kierunku. Rozsiedliśmy się na siedzeniach blisko wejścia, czekając, aż kobieta oznajmi, że można wchodzić. Po dwudziestu minutach nudnego i bezsensownego czekania, nadeszła nasza kolej sprawdzenia biletów. Kobieta wzięła nasze bilety, przeleciała po nich wzrokiem, a następnie, tym swoim wyuczonym uśmiechem zaprosiła nas do wejścia. Zajęliśmy swoje miejsca i zapięliśmy pasy. Minęło już kilka godzin. Wszyscy spali, tylko nie ja. Cały czas zastanawiałem się gdzie lecimy, aż w końcu odezwał się kapitan.
- Będziemy za chwilę lądować na lotnisku w Stratford. Proszę o zapięcie pasów - a więc to tu nas wywozisz Nestorze, do Kanady. Szturchnąłem chłopaków, żeby ich obudzić. Każdy po kolei zaczął leniwie przecierać zaspane oczy.
- Wstawać ekipo, zaraz lądujemy - uśmiechnąłem się zwycięsko, ponieważ dzięki temu, że nie spałem, jako jedyny wiem gdzie jesteśmy.
Zabraliśmy swoje walizki, oraz torby, i wyszliśmy przed lotnisko. Nie wiedzieliśmy co mamy robić. Nestor nic nam nie powiedział, gdzie mamy iść, bądź gdzie mamy jechać.
- A może zrobił nas w chuja? - Tonny wiedział co powiedzieć. Myślałem o tym samym. A co jeśli Nestor zrobił nas w chuja i na darmo tu lecieliśmy tyle godzin? Nasze rozmyślanie, nad zadanym przez Tonny'iego pytanie, przerwał duży biały Bentley, który podjechał pod nasz nogi. Po chwili drzwi od strony kierowcy otworzyły się, a zza nich wyszedł wysoki, łysy mężczyzna, ubrany w czarny garnitur.
- Dlaczego każdy goryl jest łysy? - wszyscy zaśmialiśmy się pod nosem na słowa Mike'a. Nie ukrywam, ale trochę w tym prawdy. Mężczyzna podszedł w nasz stronę, by po chwili stanąć na wprost nas.
- Justin, Mike, John i Tonny? - spojrzeliśmy na siebie i przytaknąłem z lekką niepewnością w głosie.
- Zapraszam za mną. Pan Nestor już na nas czeka - pierwszy wyrwałem do przodu, nie mogąc oderwać wzroku od tego cudownego auta. John zaśmiał się widząc moje zachowanie, ale zignorowałem to. Wszyscy zajęliśmy swoje miejsca, a następnie kierowca ruszył przed siebie. W trakcie, dosyć długiej, drogi żaden z nas się nie odezwał. Jedynie wymienialiśmy między sobą pytające spojrzenia i co chwila wyruszaliśmy ramionami. Po około 40 minutach jazdy łysy mężczyzna się zatrzymał.
- To tutaj - powiedział swoim niskim głosem nasz kierowca. Otworzyłem drzwi i wyszedłem z samochodu, a za mną pozostała trójka chłopaków. Wyjęliśmy z bagażnika swoje walizki, a następnie to cudowna auto odjechało. Spojrzeliśmy na wielki i nowoczesny dom, przed którym staliśmy. Tonny aż otworzył buzie ze zdziwienia.
- Woo, chłopaki, taki dom to ja ostatnio w filmie widziałem - powiedziałem przez ogarniające mnie oszołomienie. Staliśmy w takim szoku, dopóki drzwi frontowe się nie otworzyły. Zaraz zza nich wyszedł Nestor.
- Justin, John, Tonny, Mike! Jak miło was nareszcie widzieć! - mężczyzna podszedł do nasz z szerokim uśmiechem. Wyciągnął w moja stronę dłoń, która uścisnąłem. Następnie przywitał się z reszta chłopaków. - To może nie druhny tak na zewnątrz, tylko wejdźmy do środka. - ruchem ręki Nestor zaprosił nas do wnętrza, które, jak można było się spodziewać, powalało jeszcze bardziej niż dom z zewnątrz. O ile to było w ogóle możliwe. Chłopaki zaczęli się rozglądać po całym pomieszczeniu, które było nieskazitelnie czyste. Następnie prześliczny do salonu. Usiedliśmy na dużej kanapie, a na fotelu obok nas usiadł Nestor. Za nim, nie wiedząc skąd, pojawiła się dwójka napakowanych ochroniarzy.
- Przejdźmy od razu do rzeczy chłopcy - oparłem się wygodnie o kanapę i założyłem ręce na pierś. Nestor złożył obie dłonie, po czym spojrzał na każdego z nas z osobna. - Wiem czym każdy z was się zajmował, wiem jacy jesteście, a co najważniejsze, wiem co zrobiłeś Justin - spojrzał na mnie, tak samo jak moi przyjaciele. Uśmiech satysfakcji rozświetlił moja twarz. - To w jaki sposób zabiłeś Oliviera bardzo mi zaimponował. Utwierdził mnie tylko w tym, ze dobrze wybrałem. - kiwnąłem głowa na znak, ze dziękuje za te cudowne słowa. - A wy chłopcy, sposób w jaki zacieranie wszystkie ślady jest wręcz perfekcyjny. Pilnujecie aby każdy najmniejszy dowód zniknął. Rzadko spotyka się kogoś takiego. Wierze w to, że tak jak Justin odnajdziecie smykałkę do zabójstw. - chłopaki chórkiem podziękowali - kończąc i nie przedłużając. Oto wasz dom, tutaj kładę do niego cztery egzemplarze kluczy... - John przerwał Nestorowi.
- To my tu będziemy mieszkać? - powiedział zdziwiony, wskazując dłonią na całe wnętrze. Nestor uśmiechnął się pod nosem, po czym spojrzał na Johna.
- Tak dokładnie. Jest to wasz dom. Wszystkie koszta ponoszę ja, do momentu dopóki będzie wykonywać zlecone wam zadania. - podniosłem jedną brew, nie wiedząc zbytnio co mężczyzna ma na myśli. - oto wasze pierwsze zlecenie, chwilowo bez ostatecznego terminu. Każde dobrze wykonane zlecenie, to niemała suma pieniędzy dla was. Miłej zabawy w nowym domu. - Nestor po tych słowach wstał i przekazał mi teczkę. Uścisnął każdemu z nas dłoń, a następnie opuścił NASZ dom. Jak najszybciej otworzyłem teczkę, czytając dokładnie wszystko się w niej znajdowało.
- Ja zajmuje największa sypialnie! - krzyknął Tonny, jednak jego entuzjazm przerwał Mike.
- Nic nie zajmujesz. Każda sypialnia jest podpisana, do kogo należy. - zmarszczyli brwi czytając ostatnie zdanie, oraz oglądając ostatnie zdjęcie.
- Chłopaki, nie chce wam przerywać zabawy, oraz psuć wam dobrego humoru, ale Nestor wynajął nas jako płatnych zabójców.
![](https://img.wattpad.com/cover/84932422-288-k715397.jpg)
YOU ARE READING
Hello, I'm the Killer.
Hayran Kurgu- Skoro zaraz i tak zginę, to powiedz mi jak masz na imię - Killer.