9. "Masz kogoś, kto potwierdzi to, co mowisz?"

302 22 4
                                        

- No dobra Bieber. Co my tutaj mamy? - policjant, który wyglądał jak pączek w jagodowe polewie, sięgnął po kilka kartek leżących na blacie. Przejrzał je wszystkie, a następnie usiadł na przeciwko mnie.

- Zdajesz sobie sprawę młodzieńcze, że postawiony ci zarzut, posiadania narkotyków, nie jest lekki? - z nikłym uśmiechem na twarzy, uniosłem lewą brew ku górze. Czas zacząć mój plan.

- Myśli pan, że ktoś tak jak ja mógłby coś takiego zrobić? - położyłem obie ręce, nadal zakute w kajdanki, na blacie, pochylając się w stronę komisarza. Mężczyzna słysząc moje słowa, nie ukrywał zdziwienia.

- Co masz na myśli? - wyciągnął niebieski długopis oraz swój notatnik.

- Nie mam pojęcia skąd te narkotyki wzięły się w moim domu. Nie mam z tym nic wspólnego, ale wiem kto ma. - moje słowa zdecydowanie zaciekawiły siedzącego przede mną, lekko spoconego, mężczyznę.

- W takim razie kto? - dwa słowa starczą, aby oczyścić mnie z zarzutów. Ta osoba miała już do czynienia z policją pod identycznym zarzutem. Oparłem się z powrotem o krzesło, nie spuszczając wzroku z policjanta. Lewy kącik ust lekko drgnął ku górze.

- Bruce Grace - mężczyzna z niewielkim zdziwieniem zanotował jego nazwisko w notesie, po czym ponownie przeniósł na mnie swoje spojrzenie.

- Skąd to wiesz? - uniósł jedna brew do góry, oczekując ode mnie odpowiedzi, która by go usatysfakcjonowała.

- Ostatnio organizowałem u przyjaciela swoją imprezę urodzinową. To było do przewidzenia, że przyjdą również ludzie, których nie znam. Wśród nich był Bruce. W trakcie imprezy podszedł do mnie i mi zaoferował działkę. Odmówiłem mu. - mężczyzna w mundurze pilnie notował każde wypowiedziane przeze mnie słowo. - pod koniec imprezy wypiłem z nim kilka kieliszków. W pewnym momencie zadzwoniła do niego jakaś dziewczyna. Nie chciał z nią rozmawiać, wiec oddał mi telefon. Kiedy skończyłem rozmowę z jego znajomą, schowałem do kieszeni telefon. Poszedłem do domu, a rano kiedy wstałem, zadzwonił telefon. To Bruce dzwonił z telefonu mojego przyjaciela. Koło południa chłopak wpadł odebrać swój sprzęt. - uśmiechnąłem się zwycięsko pod nosem. W tym momencie wiedziałem, że to ja wygrałem. Poczekałem chwile, aż mężczyzna ponownie skupi swoją uwagę na mnie.

- Jakim sposobem narkotyki znalazły się u ciebie w pokoju Bieber? - mężczyzna nie był w pełni zadowolony, ponieważ nie otrzymał ode mnie tego czego chciał.

- Przed wyjściem zapytał czy może skorzystać z toalety. Nie będę mu zabraniać, wiec powiedziałem, że nie ma problemu. Zapytał się gdzie jest łazienka. Odpowiedziałem, że jest na dole i na gorze, na przeciwko mojego pokoju. Nie wiedząc dlaczego, Bruce poszedł na górę. Teraz już wiem czemu tam poszedł. - dopiero teraz na twarzy funkcjonariusza pojawił się zarys uśmiechu.

- Masz kogoś, kto potwierdzi to co mówisz? - poprawiłem się na krześle i odchrząknąłem.

- Moi znajomi byli w tym czasie ze mną w domu, wiec mogą potwierdzić, w zasadzie wszystko, co mówię - mężczyzna podniósł swój wzrok całkiem na mnie. Zupełnie tak jakby chciał w mojej twarzy znaleźć coś, co mu powie, że kłamie. Jednak mu się to nie udało. Jestem za dobry w tego typu gry.

- Wydaje mi się, że  chwilowo skończyłem z tobą rozmawiać. Jeśli to co powiedziałeś okaże się prawdą, wyjdziesz stąd jutro z rana. - słysząc te słowa, mimowolnie, zwycięski uśmiech zagościł na mojej twarzy. Nie sądziłem, że to będzie tak proste. Zostało mi jeszcze przekazanie w jakiś sposób tego co powiedziałem funkcjonariuszowi, chłopakom, aby wiedzieli co maja powiedzieć.

*Następnego dnia, godzina 8:47 rano*

Krata do mojej tymczasowej celi otworzyła się. Przede mną stał ten sam pączkowaty policjant, który mnie przesłuchiwał.

- Nie mam pojęcia jak to zrobiłeś, ale wszystko co mówiłeś zostało potwierdzone, przez wszystkich przesłuchiwanych. Jesteś wolny Bieber. - wstałem lekko się przeciągając. Podszedłem do mężczyzny, tak, że teraz stałem z nim twarzą w twarz.

- Ależ dlaczego nie masz pojęcia... - przeniosłem swój wzrok na plakietkę przypiętą do koszuli. - Ben - przeczytałem wygrawerowane na niej imię, a następnie ponownie spojrzałem sierżantowi w oczy.

- Słuchaj gnojku - wystawił w moja stronę palec, natomiast jego oczy były lekko zmrużone - trochę już tutaj pracuje. Nie jesteś pierwszym z takim zarzutem. Nikt nie miał na tyle dobrego   alibi co ty masz. Poza tym wszyscy świadkowie to byli twój bliscy znajomi. Nie ufam wam, jednak w świetle prawa, nie mogę cię zatrzymać, nie mając na ciebie konkretnych dowodów, oraz poparcia przez świadków strony policji, a nie twojej. - dokładnie tego oczekiwałem. Łobuzerski uśmiech wkradł się na moja twarz.

- Innym razem Ben - poklepałem mężczyznę po ramieniu, a następnie opuściłem cele. Za drzwiami głównymi komisariatu czekała na mnie moja ekipa. 

- Bieber wraca do gry - mruknąłem pod nosem stając na przeciwko Johna.

- Wiemy kto na ciebie doniósł. Bruce był tak zjarany, że nie wiedział za co go zabierają, więc jak odzyska świadomość i się dowie, to wpadnie w szał. - głos Johna nie przedstawiał praktycznie żadnych emocji. Chciałem już coś powiedzieć jednak John ponownie zaczął mówić.

- Masz czas do 20:00 żeby się spakować. Weź wszystkie pieniądze odłożone z narkotyków i spakuj najpotrzebniejsze rzeczy - zmarszczyli brwi nie wiedząc kompletnie o czym on do mnie mówi.

- Wowow stop. Co? O czym ty mówisz? - potrzebowałem natychmiastowych wyjaśnień. Nie mam bladego pojęcia co się dzieje.

- Podczas twojego pobytu w areszcie zadzwonił do mnie Nestor. Powiedział, że mamy się spakować do tej godziny i udać się na lotnisko. Jeśli tego nie zrobimy zostaniemy widownią podczas zabijania naszych rodzin. - nie wierzyłem w to co usłyszałem. Pewnie, ja osobiście nie posiadam rodziny, ale ciotka Alis w pewnym sensie zastępuje mi mamę. Nie darowałbym sobie gdyby coś jej stało. John tym bardziej. Nie znam rodziny Tonniego ani Mika, ale zapewne oni również nie chciałoby tego oglądać. Przeniosłem wzrok na pozostałych towarzyszy. Ich twarz przedstawiała wiele emocji, takich jak smutek, rozczarowanie, strach. Zacisnąłem dłonie w pięści.

- Kurwa - czułem narastającą we mnie złość. Potrzebowałem się wyżyć. Wiem doskonale na kim, oraz w jaki sposób. Wyjąłem z kieszeni telefon i spojrzałem na wyświetlacz, aby sprawdzić godzinę. Zegarek wskazywał 14:17, co daje mi sporo czasu na zemstę.

Hello, I'm the Killer.Where stories live. Discover now