Minął miesiąc od tamtej imprezy. Przez te wszystkie dni nie brakowało mi pewnej brunetki. Penelop codziennie dotrzymywała mi towarzystwa. W tym czasie zdobyłem dla Bruca całką pokaźna sumę pieniędzy. Kiedy mu je dałem jego oczy wyglądały jak dwie piłeczki do golfa. Niezapomniany widok.
Jeśli juz jesteśmy w temacie mojej pracy, to właśnie idę na "spotkanie" z klientem. Jakiś chłopak umówił się ze mną po szkole, żebym sprzedał mu sporo towaru. Nie mogłem mu odmówić, ponieważ zapłaci mi tyle, że głowa mała. Dla ochrony idzie ze mną Johny i Mike. Johnego juz znacie, natomiast Mike to jego znajomy. Poznali się jeszcze w piaskownicy, ale dwa lata pózniej Mike musiał się wyprowadzić. Teraz wrócił i dołączył do nas. Nie znam go dobrze, wiec mu zbytnio nie ufam ale skoro Johny darzy go zaufaniem, to ja tez próbuje.
~•~
Godzina 13:57. Za trzy minuty jestem umówiony z tym chłoptasiem. Na jego szczęście, jak i na moje, wybrał dobre miejsce na dokonanie zakupu. Opuszczone hangary na obrzeżach miasta. Przyznam, że to idealne miejsce na stworzenie siedziby "gangu"... cóż warto o tym pomyśleć. Stałem oparty o maskę samochodu. John i Mike stali po bokach. Musieliśmy wyglądać dosyć zabawnie. Jak jakieś typowe mafiozy, z dennego filmu akcji.
- Bieber jest 14:05 a twojego chłoptasia wciąż nie ma - burknął mi Mike do ucha. Zacisnąłem szczękę, jak i pięści.
- Znam się na zegarku matole - odpowiedziałem mu równie nadętym tonem, co jak widać lekko go zezłościło.
- Jak nas wystawił, albo co gorsza wsypał nas psom, to masz u mnie przejebane - zagroził mi brunet. Parsknąłem na to co powiedział jedynie śmiechem. Nikt nie ma prawa grozić lub odzywać się w taki sposób do mnie
- Zamknij mordę i nie odzywaj się do mnie w taki sposób - wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje, ale powoli tracę nad sobą kontrolę... Juz chciał się ponownie odezwać kiedy nagle zobaczyłem swojego klienta.
- Jest, spóźniony ale jest - uśmiechnąłem się zwycięsko i ruszyłem w kierunku chłopaka zostawiajac Mike za sobą.
- Spóźniony - odparłem w stronę zdyszanego Oliviera. Chyba tak miał na imię, w sumie to nie pamiętam. Jego imię jest tutaj mało istotne.
- Sorki, miałem małe problemy - po jego tonie głosu mogłem wyczuć, że jest minimalnie wystraszony.
Bardzo dobrze. Niech wie kto tu rządzi.
- Koło dupy latają mi twoje problemy. Kasa jest? - chłopak pokiwał energicznie głową, po czym od razu sięgnął po plecak. Rozpiął jedną z kieszeni i sięgnął po plik banknotów zwinięty w niewinny rulonik. Rzucił go w moją stronę. Złapałem swoją dzienna wypłatę i zacząłem je przeliczać.
- Zgadza się - schowałem pieniądze do kieszeni ramoneski. Sięgnąłem prawą dłonią na tył i wyjąłem spod paska od spodni, to za co zapłacił. - Łap - zrobiłem z towarem to samo co on z pieniędzmi. Koślawo, ale złapał swój zakup i szybko schował go do plecaka. Chłopak chciał juz iść ale chyba nie sądzi, że takie niepoważne zachowanie przemknie mu płazem.
- Jeszcze jedno - na mój głos jego głowa powędrowała do góry. Podszedłem do niego tak blisko, żeby mógł wyczuć mój oddech na swoim karku - Jeśli dojdzie do następnej transakcji między nami, nie masz prawa naruszyć mojego cennego czasu. Jeśli to się powtórzy to sprawię, że będziesz mnie błagał o przeżycie. - Na te słowa, jego źrenice rozszerzyły się i zaczął nerwowo przełykać ślinę. Powstrzymywałem się, żeby mu nie przypieprzyć, ale tak porządnie. Chłopak w pośpiechu założył plecak na ramiona i spojrzał na mnie wzrokiem pełnym strachu i przerażenia. Jednak poza tym, widziałem w jego twarzy coś, co wywołuje u mnie lekki niepokój. Mam wrażenie, że przez niego będziemy mieć spore kłopoty...
YOU ARE READING
Hello, I'm the Killer.
Fanfiction- Skoro zaraz i tak zginę, to powiedz mi jak masz na imię - Killer.