SIX (2/2)

8.3K 545 41
                                    

- Gdzie jedziemy? - zapytałam gdy ruszyliśmy.

- Do parku.

- Do parku? - jaja sobie robi?

- Tak.

- Chcesz mi powiedzieć że zadzwoniłeś do mnie o 1 nad ranem żeby pójść do parku?

- tak.

- Oszalałeś?

- Nie, mówiłem ci. To część lekcji.

Mój brzuch ścisnął się na tą wiadomość, i to nie był dobry znak.

- Co będziemy robić?

- Nauczysz się jaka powinnaś być w publicznych miejscach.

Nie wiedziałam co powinnam odpowiedzieć.

Resztę drogi przejechaliśmy w ciszy. Byliśmy na miejscu po kilkach, i zaparkowaliśmy na pustej ulicy.

- Jak możesz uważać to za miejsce publiczne, jeśli nie ma tu nikogo.

- To po to, żebyś czuła się komfortowo gdy będą ludzie.

- Ale to nie to samo, jeśli nie zauważyłeś nie ma tu nikogo.

- Nie martw się. Zabiorę cię w miejsce bardzo...publiczne - uśmiechnął się łobuziarsko. Zanim zdążyłam odpowiedzieć ująć moją dłoń.

- Co robisz?

- Och, przepraszam, sprawiłem że poczułaś się niekomfortowo? - zaczął się ze mną drażnić.

Westchnęłam i odpowiedziałam

- Nie, po prostu mnie to zaskoczyło. Nic więcej.

- To chodź się przejść - powiedział i zaczęliśmy spacerować w niezręcznej ciszy. Cóż przynajmniej dla mnie była ona niezręczna.

- jaki jest twój ulubiony kolor? - zaskoczył mnie trochę tym pytaniem.

- Um, nie mam tak naprawdę ulubionego koloru.

- A to czemu?

Wzruszyłam ramionami

- Pomyślisz że to głupie, jeśli ci powiem.

- Prawdopodobnie tak - powiedziała na co ja przewróciłam oczami - ale to nie znaczy że nie powinnaś mi tego powiedzieć.

- Jaki to ma sens? To nie ma znaczenia jeżeli nie weźmiesz tego co ci powiem na serio.

- To jeden z twoich problemów. Za bardzo zależy ci na opinii ludzi. Pieprzyć ludzi. Kogo to obchodzi?

To co powiedział miało sens w jakiś sposób.

- Gdy byłam mała uwielbiałam wszystkie kolory, ale nie znałam ich wszystkich nazw, więc żeby było fair, po prostu przestałam.

- Co masz na myśli mówiąc " Żeby było fair"?

- Nie wiem.. Nie chciałam żeby któryś z kolorów poczuł się odrzucony, więc nie wybrałam ulubionego - wyjaśniłam czekając aż on wybuchnie śmiechem, ale on tego nie zrobił. Przynajmniej nie od razu.

- Aww, to słodkie. Chciałbym cię poznać jako dziecko, jestem pewny że byłaś całkiem inna.

- Ta, i tak byśmy się nie zaprzyjaźnili.

- Nie wiesz tego. To znaczy, spójrz na nasz teraz. Może byśmy byli.

- Czy ty właśnie uznałeś że się kolegujemy? - nie potrafiłam powstrzymać rozbawienia.

Wzruszając ramionami powiedział

- Zakładam że tak. Czemu nie?

- Nie wierzę ci - powiedziałam szczerze, ale w głosie słychać było rozbwienie.

- Nie musisz - szturchnął mnie.

- Wiesz, nie jesteś aż taki zły Avery.

- Myslałaś że jestem?

- Oczywiście. Szczególnie gdy zachowujesz się tak jak zazwyczaj. Ale lubię cię takiego. Miłego i spokojnego.

- Ja wolałbym cię w moim łóżku, ale ty nie słyszysz mnie skarżącego się - jego usta rozciągnęły się w łobuziarski uśmiech, a ja poczułam jak się czerwienię.

- Cofam tamto.

- Co zostało powiedziane, zostało powiedziane. Za późno - zaśmiał się. Przewróciłam oczami ale to nie zatrzymało moich policzków od zaczerwienienia się. I na moje szczęście on zauważył.

- Zarumieniłaś się! Chyba nie możesz być słodsza niż teraz - złapał za mój policzek i ścisnął.

- Zamknij się - warknęłam odsuwając jego rękę, ale zagłuszył mnie jego śmiech.


The Virgin Lesson [PL] (Powoli tłumaczone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz