Przecież uciekła. Jestem pewien, że to zrobiła. A może jednak nie? Przecież jest tutaj, teraz. Co jeśli to ta wiedźma miesza mi w głowie, a to wszystko to tylko fantazja?
- Peter? - złapała mnie za krawędź koszuli Ruby. - Och, jak dobrze, że się ocknąłeś. Już myślałam, że... - wtuliła się w moje ramiona. W tej chwili nie mogłem myśleć o niczym innym, jak jej kojącym dotyku.
- Żyję. - położyłem dłoń na jej głowie, by poczuć jej ciepło.
- Tak nagle straciłeś przytomność i przez chwilę myślałam, że... Och, przepraszam... - szepnęła dramatycznie.
- Za co? - odsunąłem się trochę, by spojrzeć na jej nienaturalnie czerwoną twarz z zaszklonymi oczami. Przeraziłem się, że ma to coś wspólnego z moim dziwacznym snem, dlatego próbowałem usilnie ukryć tę nutę podejrzliwości w moim głosie.
- Zadzwoniłam na pierwszy lepszy numer i...
- Ruby? Do kogo zadzwoniłaś? - serce zabiło mi szybciej.
- Do Tony'ego Starka.
Wziąłem głęboki oddech, powstrzymując narastający we mnie gniew. Wciąż jednak ograniczała mnie jakaś niewidzialna siła. Nie byłem zły na Ruby, ale tylko i wyłącznie na siebie i być może trochę na Tony'ego, co jestem pewien- miało związek z moim rzekomym "nastoletnim buntem".
- Wybacz. Odezwij się chociaż słowem. Daj jakiś znak, cokolwiek.
- Ruby. - objąłem jej twarz dłońmi. - Naprawdę cieszę się, że tu jesteś, właśnie tu, ze mną. I że... No n i e uciekłaś, ani nic, ale nie chcę cię mieszać w sprawy pomiędzy mną, a Tonym. - powiedziałem to na jednym tchu, po czym odetchnąłem ciężko. Na twarzy dziewczyny malowało się zaskoczenie. Pokiwała głową, a ja wykorzystałem jej zanik czynności, by ucałować ją w policzek. Zanim zdążyła zareagować wstałem, ciągnąc ją za sobą na równe nogi i powiedziałem:
- Proszę, idź do domu lub do szkoły. Gdziekolwiek. Byle nie tu. Może zrobić się nieprzyjemnie.
- Tony jest, aż taki zły? Co prawda słyszałam ten cały "milioner, playboy, geniusz" tekst, ale czy tak to wygląda na serio?
- Chcesz być dziennikarką czy co? - zareagowałem nerwowo.
- Aspiruję na taką. Skąd ty go w ogóle znasz?
- Odpowiem ci na wszystkie pytania. Możesz nawet zostać u mnie, a ja będę tam za niedługo.
- Ale ja nie wiem gdzie mieszkasz.
- Forrest Hills, Queens, NYC, jedyny ceglany budynek w okolicy, mieszkanie numer 113, niebieskie drzwi, jakbyś miała wątpliwości.
- Um, d o b r a, a co z twoimi rodzicami?
- Ja... Nie... To nie będzie problem. Po prostu idź. - wręczyłem jej klucze i zacisnąłem jej dłoń na nich.
- W porządku. - kiwnęła głową i uśmiechnęła krótko ze zrozumieniem.
Chwilę przypatrywałem się jej oddalającej sylwetce, która wreszcie zniknęła za horyzontem. Czekałem przy spruchlałym pniu, bacznie obserwując niebo w celu odnalezienia pewnego, konkretnego latającego, czerwono-złotego blaszaka. Wkrótce pojawił się takowy punkcik, który po chwili znajdował się już przede mną, pozostawiwszy za sobą białe kłęby dumu. Ze zbroi wyłonił się nie kto inny, jak sławny Stark ze swoim nietypowo zmartwionym wyrazie twarzy.
- Peter, co się stało? - zostawił swój strój za sobą, który bez jego nadzoru unosił się w miejscu, czekając na swego prawowitego właściciela, jak wierny piesek.
- A cóżby miało się wydarzyć? - założyłem rękę na rękę.
- Nie udawaj dorosłego, młody. - pokręcił głową z dezaprobatą, zbliżywszy się do mnie.
- Ja? - zaśmiałem się bezsilne. - To ty udajesz dorosłego, Tony! Jak mogłeś zostawić moją ciotkę, co?! - odepchnąłem go od siebie. - Skrzywdziłeś ją! Ty... - przygwoździwszy go do drzewa, mogłem spokojnie wywarzyć mu idealny i niezwykle bolesny cios; Naprawdę już się do tego przymierzałem, gdyby nie mój zdrowy rozsądek.
- Peter, zanim zdążysz mnie udusić tą swoją absurdalną siecią, musisz wiedzieć, że technicznie rzecz biorąc to ona mnie rzuciła.
Moja nienawiść, którą żywiłem do niego od kiedy ujrzałem ciocię May zapłakaną pewnego wieczoru, nagle uszła ze mnie i ustąpiła miejsce ciekawskiemu zakłopotaniu. Oddaliłem się od bruneta, który wyraźnie niewzruszony tym, co przed chwilą się wydarzyło, poprawił swój nienaganny garnitur.
- Nie... Nie jesteś zły? - przemawiała przeze mnie dezorientacja.
- Czemu miałbym? Jesteś młody, porywczy i rozpiera cię energia. Poza tym broniłeś honoru May. Ale no może po części jestem, jako że ty jesteś powodem dla którego mnie od siebie oddaliła. - przewrócił automatycznie oczami, zabawnie gestykulując, jakby chciał ukryć swoją porażkę.
- Nie rozumiem.
- May uznała, że wystarczy ci już cierpień na całe życie, więc nie chciała narażać ciebie będąc z Tonym Starkiem aka Iron-Manem.
- To wszystko... Przeze mnie? - poczułem się winny. Tyle cierpień przeze mnie, a ona odmawia sobie choć jednej dobrej rzeczy?
- Peter... - położył dłoń na moim ramieniu. - Ona się o ciebie martwi.
- Gdyby tylko wiedziała... - pomyślałem o moim drugim "ja" w stroju bohatera Nowego Jorku.
- I bez tego uważa, że bierzesz na siebie zbyt dużo.
- Ale ja nie mogę nie być Spider-Manem. To część mnie. To ja. - tłumaczyłem zrozpaczony.
- Wiem, ale musisz zdać sobie sprawę z tego, że ciągłe szaleństwo po mieście, jako Pajęczak, sprawi, że Peter Parker zniknie, a przecież nie chcesz zatracić samego siebie, prawda? - spytał, znając już doskonale odpowiedź.
- Nie... Ale ja nie wiem już, co robić. Gubię się w tym wszystkim. Nie wiem nawet, jaki mamy dziś dzień.
- Po to jestem ja, młody. Odpuść sobie trochę. Nie jesteś jedynym superbohaterem w tym mieście. Poradzimy sobie bez ciebie, gdy odpuścisz sobie ten cały cyrk na choć jeden dzień.
Spuściłem głowę i pokiwałem nią mimowolnie, w tym samym tempie przetwarzając jego słowa.
- A teraz idź do tej dziewczyny.
- Co? - oblała mnie fala wstydu.
- Ruby, tak? Wydaje się być w twoim typie.
- Panie Stark, nie wiem czy mam
to interpretować, jako komplement czy obelgę.
- To nie ma znaczenia póki ją lubisz. - poklepał mnie po plecach i zwrócił w stronę wyjścia z cmentarza. - A teraz leć, zanim to ponure miejsce sprawi, że się zabiję na twoich oczach, a wtedy podejrzenia spadną na ciebie. -wskazał na mnie, by podkreślić swoje słowa.
- No tak. - zaśmiałem się krótko i już miałem wyruszyć w drogę, gdy Tony zatrzymał mnie jeszcze po jedną rzecz, którą trzymał w dłoni.
- A od kiedy to paradujesz bez maski?
- Od civil war? - zapytałem bez przekonania.
- Gdy ukończysz 21 lat ujawnisz swoją tożsamość, zostawiając podpis, a...
- Moja ciotka dostanie zawału serca.
- Masz wątpliwości czy wybrałeś dobrą stronę?
- Jasne, że mam. Przecież jestem nastolatkiem, nie? - uśmiechnąłem się łobuzersko i naciągnąłem maskę na twarz. - Dziękuję! - krzyknąłem na pożegnanie, już z oddali. Dzieliło mnie raptem kilka ulic od mojego mieszkania. Nie wiedziałem tylko, że czeka tam na mnie też bardzo niemiłe zaskoczenie.----------
Zostawcie coś po sobie! Gwiazdki i komentarze mile widziane! To dla Was jedynie parę sekund, a mi daję silną motywację, żeby pisać dalej! <3
Zapraszam także do czytania innych opowiadań mojego autorstwa! Od kryminałów, przez dramaty, sci-fi, superbohaterów, aż po amatorską poezję!
CZYTASZ
Under Your Spell || Spider-Man [W TRAKCIE POPRAWEK]
FanfictionŻycie Petera Parkera można spokojnie nazwać monotonnym. Monotonnym do momentu, w którym poznaje tajemniczą dziewczynę, o której nie może przestać myśleć.