Sam jego widok mnie irytuje

1.5K 112 6
                                    

Szkolny dzień był bardzo spięty. Wszyscy w szkole chodzili, jak na szpilkach. Ja za to próbowałem wykrzesać z Ruby jakiekolwiek uczucia dla mnie, co nie było łatwe, bo wspaniale prowadziła grę w ignorowanie. Właśnie obserwowałem zza szafki, jak rozmawia z Flashem, próbując wyłowić choć jedno słowo wśród tego tłumu, gdy ktoś zaskoczył mnie łapiąc za ramię.
- A więc to ona jest powodem, dla którego olewasz mnie już drugi miesiąc, Pete.
- Harry! Nie wiedziałem, że dziś wracasz.
- Wiedziałbyś, jakbyś czytał moje wiadomości.
- Wybacz, stary. Komórka mi się zepsuła i nie miałem, jak kupić nowej i...
- Och, nie tłumacz się już... Tylko chodź tu do mnie. - przyciągnął mnie do siebie, by mnie poczochrać. Gdy wreszcie mnie puścił, zapytałem:
- Słyszałeś o dzisiejszej imprezie?
- Jak bym nie mógł. MJ cały czas gdera o tym z Michelle. A właśnie; wróciła i wiem, że z pewnością już cię odwiedziła, więc o co chodzi z tą nową? Myślałem, że lubisz Mich.
- Lubię... Ale nie w tym sensie.
- Dlatego kiedyś żaliłeś mi się, że nie masz dziewczyny?
- Powiedziałem to ogólnikowo. Poza tym nie potrzebuję dziewczyny.
- Skoro tak, to czemu prześladujesz tę laskę?
- To nie zwykła laska, tylko Ruby.
- Ruby, huh? Widać, że owinęła sobie ciebie wokół palca. Znacie się w ogóle?
- Pocałowaliśmy się.
- Serio? Po tym, jak odepchnąłeś od siebie Michelle w trakcie waszego pocałunku, nie spodziewałem, że jeszcze kiedykolwiek dostaniesz taką szansę.
- Dzięki. - burknąłem.
- Jestem tylko szczery. Zresztą w jaki sposób mam ci uwierzyć, skoro wygląda na to, że nie gadacie?
- Pokłóciliśmy się. Właściwie to ona uznała, że nie chce mieć ze mną żadnego kontaktu.
- Co żeś zbroił, Pete? Nie było mnie trzy miesiące, a tu już zdążyła rozegrać się niezła telenowela.
- Nic nie zrobiłem. - a może jednak? Sam już nie wiem.
- Zapoznaj mnie z nią.
- Chyba sobie żartu...
Harry zdążył mnie pchnąć w jej stronę. Stanąłem przed nią, jak wryty i czułem, jak oblewa mnie zimny pot, a twarz oblewa rumieńcem. W dodatku zabrakło mi języka w gębie. Mój przyjaciel odchrząknął, by zwrócić na nas jej uwagę, a ja modliłem się, żeby mnie zignorowała.
- Ughm, Ruby? - zapytałem cicho, a gdy nie zareagowała stuknąłem w ramię. Była zaskoczona i widocznie poirytowana. - To mój przyjaciel Harry Osborne, a to Ruby Suptle. To pa. - chciałem bezpiecznie się oddalić, ale Harry zatrzymał mnie za kołnierz. Cholera, silny jest.
- Petey mówił, że się znacie.
- Tak. Nie kłamał. - założę się, że pewnie chciałaby dopowiedzieć "niestety", ale na razie zachowywała się, jakby nigdy nic złego się nie wydarzyło. Cisza przed burzą? A może po prostu pokój?
- Zwracam honor, Pete. - poklepał mnie po plecach. - O, patrz kto idzie.
Pierwszy piorun trafił mnie w policzek swym różanym dotykiem. Michelle pocałowała mnie na oczach Ruby! Pewnie pomyśli, że zaplanowałam to, by była zazdrosna. Znaczy się w sumie po to biorę Mich na bal, ale nie wliczały się w to pocałunki. Myśli kotłowały mi się w głowie. Spojrzałem w przestrachu na twarz Ruby, która nawet nie drgnęła, tylko powiedziała z uśmiechem:
- Muszę iść. Lekcja zaczyna się zaraz.
Chemia. Też powinienem się zbierać.
- Michelle, ja też muszę iść. Spotkamy się później.
- Jasne, Petey! - zapiszczała.
Nie wiem czy wolałem ją, gdy udawała zimną królową lodu czy jak teraz mi się podlizuje. Ciekawe, jaka jest naprawdę...
Zająłem miejsce w klasie jak zwykle przed Ruby. Pan Steler pogładził się po swojej łysinie i z przebiegłym uśmieszkiem spojrzał wprost na mnie. Lub przeze mnie? W każdym razie w tę konkretną stronę.
- Dziś będziemy się zajmować rozpuszczalnością kwasów w wodzie.
Pozornie zwykła lekcja zakończyła się słowami, które wywołały drugi grzmot.
- Teraz ułożę was w pary, w których macie pracować i zrobić eksperyment związany z tym właśnie tematem. Dokładniej według treści zadania trzeciego ze stron dwudziestej trzeciej i czwartej. A więc... Thompson i Jefferson. - wymieniał nazwiska przez dobrą minutę, za to mojego nazwiska wciąż nie wypowiedział. Przynajmniej nie na głos. Zaczynałem się bać, co każdy doskonale mógł zobaczyć, gdy wierciłem się w miejscu, jak szalony. Puls się zwiększył, gdy już wiedziałem, jak to się potoczy. Drań zawsze wie, jak mi zajść za skórę. Gnębi mnie od kiedy moja ciocia nie zgodziła się pójść z nim na kawę. Nie mam serca, by jej to powiedzieć. Niepotrzebnie, by się denerwowała. Poza tym radzę sobie z gorszymi oprychami.
- Suptle i... - spojrzał na mnie wnikliwie, uśmiechając się pod nosem. - Parker.
- Proszę pana! - ręka Ruby od razu poleciała w górę. - Jest może możliwość, żebym była z kimś innym. Lub zamieniła się? Ja...
- Po pierwsze: nie udzieliłem ci głosu, a po drugie: nie. Macie czas do końca tygodnia.
- Ale proszę pana mamy w takim razie tylko jedno popołudnie. - odezwała się z drugiego końca klasy Gwen.
- Panno Stacy, jeśli potrafiłaby pani liczyć: doskonałe wiedziałaby, że macie dwa.
Blondynka cała zczerwieniała. Chciałem ją trochę wesprzeć, bo przecież niegdyś była moją partnerką na chemii i niejeden raz mi pomagała, więc wstawiłem się za nią:
- Ma na myśli bal.
- Ten cyrk, Parker? Cóż, jeśli nadkładasz jakieś durne teatrzyki ponad obowiązki szkolne, to tylko i wyłącznie twoja sprawa. Na ten moment: koniec lekcji.
Dzwonek zabrzmiał w moich uszach, gdy poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Miałem nadzieję, że za sobą ujrzę Ruby, podczas gdy była to Gwen. Uśmiechnęła się do mnie nieśmiało, przybliżając stos książek do swojej piersi.
- Hej, Peter... Dzięki za wsparcie. - ucałowała mnie w policzek, aktywując drugi w ciągu godziny grzmot, a ja oniemiałem, gdy ujrzałem, jak Ruby nas obserwuje. Ocknęła się, gdy nawiązałem z nią kontakt wzrokowy. - Mam nadzieję, że zarezerwujesz dla mnie jeden taniec.
- Na pewno. - kiwnąłem pospiesznie głową, gdy ciemnowłosa usunęła się w cień. Musiałem ją dogonić i z nią pomówić. - Do zobaczenia, Gwen. - pożegnałem się uprzejmie, co nie tyczyło się pana Stelera, konsumującego jakąś pseudo wykwintną zupkę chińską. Ruby zanurzyła się w nieoświetlonym korytarzu, gdzie znajdowały się rzadko co używane szatnie. Z daleka widać było, jak mówi coś do siebie, a jako, że mam pewne możliwości, wytężyłem słuch i usłyszałem, jak szepcze, ówcześnie trzaskając zniszczonymi drzwiczkami.
- Jak on może być tak bezczelny? I jak niby mam z nim pracować w parze? Sam jego widok mnie irytuje...
Z drugiej strony, może lepiej było tego nie słyszeć...

----------

Zostawcie coś po sobie! Gwiazdki i komentarze mile widziane! To dla Was jedynie parę sekund, a mi daję silną motywację, żeby pisać dalej! <3


Zapraszam także do czytania innych opowiadań mojego autorstwa! Od kryminałów, przez dramaty, sci-fi, superbohaterów, aż po amatorską poezję!

Under Your Spell || Spider-Man [W TRAKCIE POPRAWEK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz