"I tu ta pusta nadzieja zostaje zawieszona. Nie należę do siebie." - to zaczęłam pisać ale to porzuciłam jak wszystko. Mogłabym bym się tłumaczyć że jak trudno mi zdecydować co przekazać, oznacza to że nie ma nic na tyle ważnego (co jest nie do końca prawdą), to lepiej nie pisać nic. Ale na wszystko znajdę wytłumaczenie, zawsze, a nigdy nie jestem bez winy. Śmieszne.
Faktycznie nie należę do siebie i faktycznie nadzieja się ulotniła gdzieś, może wzięła urlop, może nie odeszła, a może wciąż jest ale jej nie zauważam, albo celowo ignoruję. Co nie zmienia faktu że wciąż to ja jestem odpowiedzialna za to co robię, ale udaję że nie, wciąż znając konsekwencje. Czuję się jak w transie, który który prowadzi mnie w jasnym kierunku, ale to tylko wrażenie. Chciałabym wszystko zwalić na jakiś stan, ale nie da się, wciąż jestem odpowiedzialna.
Widziałam Cię, ale Ty mnie Nie.
Nic się nie udaje, jestem coraz bliżej celu.
Oprócz tego że uciekam od odpowiedzialności, to jeszcze udaję że nie widzę że nie należę do siebie. Próbuję uciec, co jest zabawne, bo wiem że to co robię nic nie da.