39.

1.4K 69 8
                                    

Minął miesiąc, odkąd znaleźliśmy bunkier, mogę śmiało powiedzieć ze stał się nasz, Dean jest z tego dumny, urządził pokój po swojemu z czego jestem niesamowicie zadowolona. Na ścianach pozawieszał bronie, wszędzie były zdjęcia, znalazło się nawet kilka ze mną, co więcej zaczął sprzątać w tym pokoju i surowo zabrania nam do niego wchodzić, ja także zrobiłam pokój swoim, zmieniłam kolor ścian na bordowy, powyjmowałam ubrania do szafy i postawiałam zdjęcia rodziców, siostry, Teda, oraz kilka tych z Winchesterami. Martwiło mnie jedynie podejście Sama, traktował ten budynek jako przystanek, pokój był sterylny, a on przesiadywał jedynie w bibliotece, łamało mi to serce. Gdy któregoś popołudnia, weszłam do salonu, nie zdziwiłam się kiedy zobaczyłam Sama siedzącego przy stole między książkami,ja byłam podobna z tym, ze większość czytałam w pokoju, czasem gdy chciałam towarzystwa dosiadałam się do Winchesterów.
- Hej, co czytasz? - spytałam, a Sam uniósł głowę.
- W sumie, to wszystko. - westchnął. Chciałam już coś powiedzieć, gdy w pomieszczeniu pojawił się Dean, niosąc trzy talerze, na co ja zmarszczyłam brwi.
- Iv, siadaj. - zarządził i uśmiechnął się szeroko, skinęłam głową i wypełniłam polecenie. Wtedy tez jeden z talerzy wylądował przede mną, był na nim na prawdę duży i dobrze wyglądający hamburger.
- Sam je zrobiłeś? - zdziwił się jego młodszy brat.
- Mamy prawdziwą kuchnię, a Iv nie musi gotować cały czas.
- Wiem, ale nie sądziłem ze wiesz do czego służy. - stwierdził.
- Sam! - uderzyłam go w ramię, i uśmiechnęłam się do jego starszego brata. - Wygląda świetnie. - powiedziałam nie będąc pewna smaku.
- Jedzcie. - zarządził ponownie. Wzruszyłam ramionami i wzięłam w ręce jedzenie, to samo zrobił Sam i praktycznie w tym samym momencie ugryźliśmy bułkę, Dean jedynie czekał na to co powiemy.
- No i? - spytał podekscytowany. Spojrzałam na Sama zdziwiona, on także wyglądał na zszokowanego.
- Wow...- powiedział.
- To jest...- zaczęłam, a potem znów ugryzłam kawałek, to było świetne!
- Proszę bardzo. - odezwał się starszy Winchester,i sam chciał ugryźć hamburgera jednak zadzwonił jego telefon. - Halo?...Co? Kevin?! - odłożył telefon zaniepokojony.
- Coś nie tak? - spytałam.
- No chyba. - i wstał, zabierając swoją kurtkę, ja i Sam zrobiliśmy to samo, jednak potem spojrzeliśmy na siebie i jak na zawołanie zabraliśmy ze swoich talerzy jedzenie.

W niesamowitym tempie przejechaliśmy dwa stany, by znaleźć się w barce w której mieszka Kevin, gdzie jak się okazało nie ma jego opiekuna. Weszliśmy do środka z broniami, na wszelki wypadek, ale był tam jedynie bałagan.
- Kevin? To my. - odezwał się Sam.  Zaczęliśmy rozglądać się po pomieszczeniu. Całe było zawalone papierami, różnymi, pełno symboli, ściany były aż kolorowe, po podłodze walały się papierki po jedzeniu. Usłyszeliśmy walenie, za kolejnymi drzwiami, więc Dean ruszył tam i otworzył je.
- Znalazłem go. - powiedział krzywiąc się. Podeszliśmy tam i zobaczyliśmy wymiotującego Kevina.
- O mój Boże..- szepnęłam. Poczekaliśmy aż torsje miną, chłopak umył sobie twarz, a wtedy ja zaprowadziłam go na krzesło przy biurku i podałam chusteczkę, ponieważ z nosa leciała mu krew.
- Wyglądasz jak psu z gardła wyjęty. - skomentował Dean.
- Tak myślisz? - spytałam wściekła. - myślałam ze go sprawdzasz! Zdrowie tez się liczy! Ostatni raz pojechałeś go niego sam, Dean!
- Sypiasz w ogóle? - spytał Sam ignorując mój wybuch.
- Nie.
- A jesz? - spytałam zmartwiona, podeszłam do chłopca i położyłam mu rękę na czole, był rozgrzany jak cholera.  Poszłam do łazienki, by zmoczyć ścierkę i położyć mu ją na kark, by zbiła temperaturę i może zatrzymała krwotok.
- Głównie hot-dogi.
- Śniadanie mistrzów. - skomentował sarkastycznie Dean. - ciężki mi to przechodzi przez gardło, ale może zjedz sałatkę i wykąp się.
- Wiem, miałem straszne bóle głowy i krwotoki z nosa. Mogłem mieć tez mały udar. - mówił. - ale warto było.
- To znaczy? - spytał Sam.
- Wiem jak zamknąć bramy Piekła. - uśmiechnął się i wstał, nasza trójka była przez chwile w szoku. Popatrzyliśmy się na siebie, aż w końcu Dean uśmiechnął się.
- Chodź do mnie, cuchnący sukinkocie. - powiedział i rozłożył ramiona, przytulił Kevina i uniósł go w górę.
- To co mamy przed sobą? - spytał Sam.
- To zaklęcie. - powiedział i zaprowadził nas do jakiejś półki, wziął kartkę i podał mi ją. - To tylko kilka słów po enochiańsku, ale zaklęcie trzeba wypowiedzieć po ukończeniu każdej z trzech prób.
- Prób, jak u jubilera? - spytałam.
- Bardziej jak u Herkulesa. Tabliczka mówi "Kto podejmie się tych prób, winien nie lękać się niebezpieczeństw, smierć, ani"...- zaciął się. - Tu chyba było słowo oznaczające wyrywanie kręgosłupa przez usta aż po wsze czasy.
- Oh...dobre czasy. - stwierdził Dean.
- Generalnie Bóg stworzył serię testów, a gdy wykona się wszystkie trzy można zatrzasnąć wrota.
- Bóg chce, żebyśmy zdali test kompetencyjny?
- Chyba tak. Niezbadane są Jego ścieżki. - odpowiedział Kevin.
- Gdzie zacząć? - spytał Dean.
- Na razie rozgryzłem tylko jedną z nich i jest paskudna. - stwierdził. - Trzeba zabić ogara piekielnego i wykąpać się w jego krwi.
- Ekstra. - skomentował Dean.
- Ekstra?
- Ekstra? - spytałam jednocześnie z Samem.
- Tak! Jeśli to oznacza załatwienie wszystkich demonów, nie widzę w tum problemu.
- Gdzie jakiegoś znajdziecie? - spytał Kevin.
- Ogary lubią odbierać zapłatę za układy na rozdrożach. - powiedział Dean. - Wystarczy znaleźć frajera, który zawarł go 10 lat temu. Poszukajcie czegoś w necie, ja jadę na zakupy bo potrzebujemy proszku na ogary, a młody musi zjeść coś bez racic i świńskich zadków. - stwierdził i wyszedł.
Kazaliśmy Kevinowi iść się ogarnąć, podczas gdy ja i Sam szukaliśmy w internecie idiotów z fortuną, co nie było łatwe.
- Okej, czuje się o wiele lepiej. - stwierdził Tran, przebrany i wyczyszczony, wziął łyka kawy i popatrzył na nas.
- Musisz zwolnić, Kevin. - westchnęłam, patrząc na zmiany jakie się w nim dokonały.
- Jak to? - zdziwił się chłopak.
- Zdrzemnij się, weź wolny dzień. - zasugerował Sam.
- Otwórz okno. - dodałam.
- Nie. Mówiliście, ze załatwiając piekło będę wolny i wrócę do domu.
- Tak, ale nie możesz tak żyć. - powiedziałam.
- Myślisz ze chce? Nienawidzę tego miejsca. Nie mogę wyjść, bo wszystkie demony świata chcą mi zedrzeć twarz. Mogę rozmawiać tylko z wami, Garthem albo mamą. A gdy ona dzwoni wciąż płacze. Ja...To się musi skończyć. - tłumaczył Kevin, a ja wstałam i przytuliłam go w przypływie emocji.
- Wiemy. - odpowiedział Sam. Puściłam chłopaka i stanęłam obok niego. - Ale zaufaj mi, całe to ratowanie świata to maraton a nie sprint. Musisz bardziej o siebie dbać. - po tych słowach do środka wszedł Dean z reklamówkami.
- Wiedzieliście, że jest z 6000 odmian pomidorów? - spytał zadowolony. Zobaczył nasze miny i odłożył reklamówki. - Macie coś?
- 10 lat temu oznaki demona w...- zaczęłam a potem spojrzałam na Sama, gdy zapomniałam nazwy miasta.
- W Shoshone w Idaho.
- Potężne zaklęcie oznacza duże anomalie. Komuś wepchnięto w tyłek podkowę na szczęście?
- Można tak powiedzieć. - skomentowałam, a Sam podał laptopa Deanowi i pokazał artykuł.
- Poznaj rodzine Cassity, drobnych farmerów, którzy w lutym 2003 odkryli na swojej ziemi ropę, co jest dziwne bo pomiary geologiczne..
- "Dziwne" wystarczy. Czyli to układ? - spytał starszy brat.
- To nasz najlepszy trop. - odpowiedziałam mu.
- Więc odwiedźmy buraczane Beverly Hills. - ja i Sam poderwaliśmy się, a Dean zwrócił się do Kevina. - Ty pracuj nad krokiem drugim, a jeśli trafisz na coś na temat ogarów, daj cynk. Pomijając pazury, zębiska i niewidzialność, te cholerstwa potrafią być na prawdę parszywe.
- Nie nie. - przerwałam mu, gdy ten odwrócił się by sięgnąć coś z reklamówki. - dzisiaj tylko leżysz, czy siedzisz, korzystasz z internetu, czy co tam chcesz a nie dotykasz się...tego. - wskazując na cały pokój. - Dean, nic nie mów, poradzimy sobie jeden dzień.
- Okej, tak tez może być, i mam dla ciebie prezent. - odezwał się Winchester, podszedł do Kevina i postawił na biurku dwie butelki leków. - niebieskie na bóle głowy, zielone dla energii.
- Nie bierz za dużo.

I'll always have your back. | SPNOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz