31.

829 64 4
                                    

- Daj mi telefon Iv. - Zażądał Sam, wyciągając rękę w moją stronę. Siedziałam tam jak na szpilkach popędzając Deana, który zawrócił w stronę Sioux Falls, gdy tylko powiedziałam mu co się stało. Nie jestem nawet pewna co dokładnie się stało. Ocknęłam się i podniosłam telefon z siedzenia. Zamiast podać go Winchesterowi przyłożyłam go do ucha.
- Jesteś tam Jody? - Spytałam drżącym głosem.
- Tak, co się stało? Długo nie odpowiadałaś.
- Nie, ja...- wzięłam głęboki oddech starając się uspokoić. Zacisnęłam szczękę. - Przepraszam, co dokładnie się stało, powiedz mi wszystko. - Powiedziałam, patrząc się w zmartwione oczy Sama.
- Dwie godziny temu przyszła do mnie, powiedziała że czuje się dziwnie, jakby była obserwowana. Powiedziałam jej, że zajmę się tym gdy tylko wrócę, musiałam wyjść na posterunek, miałam wezwanie. Skinęła głową i poszła na górę. Gdy wróciłam...jej już nie było, a pokój był jak po huraganie. Znalazłam tylko kieł. Iveline...to wampiry. - Powiedziała, a ja zacisnęłam oczy. Mogłam się tego spodziewać, do cholery! Całe życie z nimi była, a one nie odpuszczają. Któryś z gniazda musiał przeżyć i...i ją znaleźć. To moja wina.
- Jesteśmy w drodze, będziemy za kilka godzin. - Rzuciłam i rozłączyłam się.
- Co wiesz? - Spytał Dean.
- To wampiry. - Warknęłam. - Te skurwysyny porwały moją siostrę, i to moja wina!
- Nie...nie wiedziałaś, nie mogłaś tego przewidzieć...- Mówił łagodnie Sam, a ja parsknęłam.
- Dzwoniła do mnie, jeszcze przed aukcją. Skarżyła mi się, że czuje się obserwowana, a ja to zbagatelizowałam. - Powiedziałam, a Sam chciał mi odpowiedzieć. - Nie, nie ma wytłumaczenia. Po prostu tam jedźmy, muszę ją znaleźć, nie ważne co będę musiała zrobić. - Przerwałam mu i odwróciłam wzrok w stronę okna. Do końca podróży nie powiedziałam ani słowa.

Pod domem pani Mills byliśmy o 1 w nocy. Wyskoczyłam z auta i zapukałam do drzwi. Jody otworzyła mi w pełni ubrana, była zmęczona i bardzo zmartwiona. Spojrzała na mnie ze smutkiem w oczach.
- Pójdę do jej pokoju. Może coś znajdę. - Powiedziałam i pobiegłam tam. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam bałagan. Rozglądałam się wokół i widziałam ślady walki. Lampa nocna była stłuczona, okno było otwarte a firanka ściągnięta. Wyciągnął ją przez okno. Podeszłam tam i zauważyłam krew na ramach okna, albo była ranna albo zdarła ręce próbując się zaprzeć. Zwróciłam się w stronę łóżka, z pod niego wystawało jakieś pudełko, zmarszczyłam brwi i klęknęłam. Wysunęłam fioletową skrzynkę i otworzyłam ją. W środku znajdowało się kilkanaście artykułów z gazety, wzięłam do ręki jeden z nich." Dwójka nastolatków brutalnie zabita. 16- letnia Carry i 18-letni Dave zostali znalezieni na obrzeżach miasta z podciętymi gardłami, oboje mieli w ciele jedynie litr krwi! Wyjątkowo skrupulatny morderca."  Spojrzałam na datę, siedem tygodni temu. Odłożyłam ten skrawek gazety i wzięłam kolejny, było podobnie, w środku było ich jeszcze pięć, każda ze zbrodni stała się w przeciągu tego miesiąca. Mądra dziewczyna. Ułatwiła sprawę. Wzięłam pudełko w rękę i zeszłam z nim na dół. Postawiłam przed Samem. Spojrzał na mnie i zmarszczył brwi.
- Otwórz. - Powiedziałam. - Wiedziałaś o zabójstwach w tym mieście? Mam na myśli o tych ludziach z podciętymi gardłami? - Zwróciłam się do Jody.
- Tak, szukaliśmy zabójcy i ani razu nie trafiliśmy na trop...było tu kilku łowców i cóż, nic nie znaleźli. - Wzruszyła ramionami. - Myślisz że to...
- Tak, to na pewno wampiry. - Odezwał się Sam.
- Jeden z nich musi być z gniazda, które porwało Lily. Byli świetni w ukrywaniu śladów, w jednym miejscu potrafili przesiadywać ponad rok bez łowców na ogonie. - Dodałam. - Ruszajcie się, dzisiaj będą atakować.
- Co? Skąd wiesz? - Spytał Dean, patrząc na mnie z niepokojem.
- Spójrz na artykuły. - Wskazałam na pudło. - Wydawane cyklicznie, dzień po zbrodni, co osiem dni działo się coś takiego. Dzisiaj mija ósmy. Każde z nich dzieje się w okolicy lasu. Nie rozumiem, jak łowcy mogli ich nie znaleźć? To znaczy, najprawdopodobniej ukrywają się kompletnie gdzie indziej, ale ten schemat?  Dlaczego żaden z łowców tego nie zauważył. - Zdziwiłam się.
- Masz rację, zbierajmy się. - Stwiedził Dean.
Ruszyłam do Impali nie czekając na resztę i usadowiłam się na tyle. Wszyscy inni przyszli chwile po mnie i ruszyliśmy na obrzeża miasta.
- Jak masz zamiar ich znaleźć? To obszar kilkunastu kilometrów.  - Powiedziała Jody.
- Nie wiem, liczę na szczęście. Poza tym, dziewięć miejsc mają spalonych. - Wzruszyłam ramionami. - Gdzie mogą pojawić się ludzie? Nie wiem, zakochani nastolatkowie, lub tacy którzy chcą imprezy w plenerze?
- Jest...jest jedno takie miejsce, jezioro niedaleko wyjazdówki, dziesięć minut drogi. - Powiedziała pani szeryf. Chciałam coś powiedzieć ale moja komórka się odezwała, nieznany numer.
- Halo?
- To ty jesteś siostrzyczką naszej słodkiej Lillian? - Odezwała się jakaś kobieta, momentalnie się wyprostowałam.
- Gdzie. Jest. Moja. Siostra. - wysyczałam ściskając telefon.
- Oh, spokojnie kochana. Jest...bezpieczna. - Usłyszałam w tle jakieś stłumione krzyki, uderzenie i śmiech. - Mniej więcej. Dzwonię by powiedzieć ci, żebyś nas nie szukała. Ona będzie żyć, z nami, ale będzie. Jeśli dowiemy się ze nas szukasz, zginie. A na pamiątkę wyślemy ci...jej oko. - Stwierdziła kobieta. Zdenerwowałam się.
- Słuchaj skarbie. Niech tylko włos spadnie jej z głowy...- Przerwała mi swoim śmiechem.
- Jesteś tylko jedna. Nas jest więcej, nie masz szans. Powtórzę się. Jeśli będziesz nas szukać ona zginie. - Powiedziała to i rozłączyła się. Nie wie o Winchesterach. Mamy szansę, nie miałam zamiaru przestać szukać, co więcej...jeszcze dzisiaj odzyskam swoją siostrę.
- Zagroziła mi, że jeśli będę szukać Lily to ją zabije. Nie wie o was, i nie wie ze mam już materiały, i ich miejsce ataków. - Stwiedziłam.
- Myślisz ze to dobry...- Zaczął Dean.
- To moja siostra Dean, nie pozwolę żeby jakaś suka, trzymała ją po raz kolejny w uwięzi. Znajdę ich i zabiję. - Ucięłam.
Chwilę potem byliśmy nad jeziorem, Jody miała rację i było tam kilkoro nastolatków. Dean zaparkował między innymi autami, by nie rzucać się w oczy. Schowałam małą maczetę w jednym z butów i wyszłam z auta. Chłopcy zrobili to samo.
- Co robimy? - Spytał Sam.
- Czekamy. Gdy zaatakują, a zrobią to, zabijemy ich, a jednego z nich...przesłuchamy. - Odezwałam się. Dean skinął głową i zeszliśmy w dół do imprezowiczów. Usiedliśmy na ławce z tyłu i obserwowaliśmy otoczenie. W zdenerwowaniu drapałam wierzch dłoni ignorując głosy z zewnątrz. W pewnym momencie ktoś złapał mnie za rękę. Spojrzałam w górę i zobaczyłam Sama patrzącego na mnie z litością.
- Uratujemy ją Iv, będzie bezpieczna. - Skinęłam głową, zabrałam ręce i usiadłam prosto.
- Wiem.
Czekaliśmy do wpół do trzeciej, wtedy w głębi lasu usłyszeliśmy krzyk, a zaraz potem piski. Nastolatkowie zaczęli uciekać, a ja pobiegłam w stronę hałasów, za mną biegła Jody, i bracia. Chwilę potem znalazłam dwa truchła, nad którym pochylonych było pięć wampirów. Nie czekając na nich zaatakowałam, i udało mi się odciąć głowy trójce z nich.
- Żaden z nich nie może uciec. Oni nie mogą wiedzieć że szukamy! - Krzyknęłam. Dean zabił kolejnego, a ostatniego trzymał Sam. To była dziewczyna, warczała na nas tą swoją twarzą uwaloną krwią. - Ty...- zwróciłam się do niej słodko. - Gdzie. - Wbiłam jej maczetę w brzuch i przekręciłam. Usłyszałam jej głośny krzyk. - Jest. Moja. Siostra. - Potwór zaczął się śmiać.
- To ty. Rachel mówiła że się nie posłuchasz. Ucieszy się gdy jej powiem. - Uśmiechnęła się.
- Skarbie. - Złapałam jej twarz i zmusiłam do spojrzenia w moje oczy. - Nie do żyjesz tego. Sam, połóż ją. - Powiedziałam do Winchestera. Ten zmarszczył brwi ale usłuchał. Wyjęłam strzykawkę z krwią umarlaka i wbiłam ją w jej żyłę. - Mamy trochę czasu.
- Ivy...- powiedział Dean.
- Dam sobie radę. - Powiedziałam. - To jak będzie, powiesz mi teraz i pozwolę umrzeć ci szybko, czy będziemy walczyć? - Uśmiechnęłam się.
- Dziwka. - Wyrzuciła z siebie.
- W porządku. - Złapałam jej rękę i odcięłam pierwszego palca. Dziewczyna krzyknęła głośno. - Teraz? Czy jeszcze będziemy się bawić? Masz jeszcze drugą rękę, nogi, uszy..., a ja mam całą noc. To jak? - Zapytałam ponownie i dla potwierdzenia odcięłam jej jeszcze mały palec.
- Już! Wystarczy! Powiem! - jęknęła zapłakana.
- Widzisz ślicznotko, można było tak od razu. Gdzie jest Lily?
- W gnieździe. - Wydyszała.
- Gdzie jest gniazdo? Nie kłam, potrafię poznać kłamstwo, a wtedy...będzie bolało.
- Opuszczona fabryka. - Wydusiła. - Druga strona miasta. Kiedyś...- przełknęła ślinę połączoną z krwią. - Był tam wyrób narzędzi do szpitali. - Powiedziała i opadła głową na ziemię. Skinęłam i po prostu odcięłam jej głowę. Podniosłam się z klęczek i poprawiłam. Spojrzałam w stronę Winchesterów i Jody. Kobieta była w szoku, Sam także, a Dean wyglądał na bardzo zmartwionego.
- Jak mówiłam, podczas szukania Deana musiałam się wiele nauczyć. - Powiedziałam zachrypniętym głosem i poszłam do auta.
Nikt nie mówił ani słowa, ja także nie miałam na to ochoty. Wyjęłam telefon i włączyłam internet, zlokalizowałam fabrykę o której powiedziała mi wampirzyca i podałam ten adres Deanowi. Ten skinął głową i skierował się w tamtą stronę.
Dojazd tam zajął nam niecałe pół godziny. Zaparkowaliśmy dwie ulice dalej, i ruszyliśmy w stronę wejścia.
- Jak...mamy zamiar się tam dostać? - Spytałam.
- Myślę, że musimy sprawdzić tyły. - Odpowiedział Sam. - I...się rozdzielić. Mówiłaś, ze nie wiedzą że jesteś z nami. My pójdziemy przodem, odciągniemy ich uwagę, Ty i Jody wkroczycie od drugiej strony kilka chwil po nas, powinno być czysto bo każdy skupi się na ataku.- Martwiłam się o chłopców, ale moim priorytetem była siostra, więc skinęłam głową. Rozdzieliliśmy się i ja razem z szeryf poszliśmy na tyły, a Sam i Dean wpadli do gniazda robiąc raban i odwracając uwagę.
- Jeszcze chwilka. - Szepnęłam do Jody. Poczekałyśmy, słuchając odgłosów walki, i wtedy skinęłam głową. Cicho weszłyśmy do budynku. Wszędzie było pusto. Idąc na wyczucie, skierowałyśmy się w górę, weszłyśmy po schodach, a ja otworzyłam pierwsze drzwi. Było pusto, przeszłam do kolejnych, wiedząc że Jody znajduje się za mną. Mocno za nie szarpnęłam.
- Wiedziałam...wiedziałam, że nie posłuchasz. - Zaśmiała się wampirzyca i wbiła nóż w moją siostrę, ta krzyknęła i upadła. Krzyknęłam i rzuciłam się na nią, tylko moja siostra i ta wampirzyca znajdowały się w pokoju, wiec było to względnie łatwe, Jody podbiegła do mojej siostry, a ja zajęłam się potworem. Była silna, a ja byłam za to rozproszona. Uderzyła moją głową w ścianę i wystawiła swoje kły, chciała mnie ugryźć, jednak ja uderzyłam czołem w jej nos, a ta cofnęła się o krok. Złapałam za swoją maczetę leżąca na podłodze, w tym samym momencie do pokoju wpadli Winchesterowie, wampirzyca zdziwiła się a ja wykorzystałam szansę i wtedy odcięłam jej głowę. Odetchnęłam, rzuciłam ostrze i podbiegłam do mojej siostry.
- Co jej jest?! Czemu nikt jej stąd nie zabierze?! - Spanikowałam.
- Ivy, ona dostała w płuco...my nie...- zaczęła Jody.
- Nie! Nie! - Zaczęłam krzyczeć, biorąc Lily za ramiona i położyłam ją sobie na kolana, zaczęłam głaskać ją po głowie. - Ona żyje. Żyje, rozumiecie? Musi żyć...- Wyszeptałam. Zaczęłam płakać. Nie, nie płakać, wyć. Moje gardło paliło, wpadłam w jakiś amok, przyciskałam jej coraz zimniejsze, zakrwawione ciało do siebie i ruszałam się w przód i w tył, jakbym chciała uspokoić ją i samą siebie. Nie wiem ile czasu minęło, nie wiem nawet jak się to stało, ale poczułam czyjeś ramiona owijające się wokół mojej talii. - Nie! Zostaw mnie! Chcę tu z nią zostać! Puść mnie Dean! - Biłam go po piersi, płakałam i drapałam, a on szedł bez słowa i przyciskał mnie do siebie.
- Weźmiemy ją ze sobą. - powiedział.

Świadomość odzyskałam dopiero rano, leżałam w jakimś pokoju przytulona do starszego Winchestera, przebrana w świeże ciuchy. Wyrwałam mu się i wstałam.
- Ivy...
- Gdzie ona jest? - Zapytałam drżącym głosem. - Czy ona na prawdę...- Przerwałam i zacisnęłam usta.
- Sam...zrobił dla niej stos. Wiem, że nie była łowcą, ale należy jej się taki pogrzeb, dzisiaj...dzisiaj ją pożegnasz. - Powiedział Dean. Skinęłam głową. Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół, zobaczyłam tam Sama siedzącego na kanapie obok Jody, która płakała i cicho z nim rozmawiała. Przerwali rozmowę gdy zauważyli, że pojawiłam się w drzwiach. Sam wstał i podszedł do mnie, obejmując mnie ramionami. Nie miałam siły by go odepchnąć, odpuściłam położyłam dłonie na jego piersi i zaczęłam płakać. Czułam się beznadziejnie robiąc to, wkońcu jestem łowcą, ale...nie potrafiłam robić nic innego.
- Będzie dobrze, przysięgam. - Wyszeptał, a ja wtedy zrobiłam krok w tył.
- Nie będzie, nie będzie Sam. Straciłam siostrę! Znów straciłam siostrę, znalazłam ją niecałe dwa lata temu, a teraz znów jest martwa! Wiesz jak się czuję? Nie zdołałam jej obronić! Pozwoliłam jej umrzeć. I mi nie zwróci jej żaden anioł, nie mogę zawrzeć paktu, bo żaden demon mi na to nie pozwoli. - Dokończyłam ciszej. - Zostałam sama.
- Nie, ja tu jestem Iv. Ja i Sam, nie zostawimy Cię. Jesteś teraz naszą rodziną nie rozumiesz? Tyle zrobiłaś dla nas, my chcemy zrobić dla ciebie tyle samo. Ja tego chcę. - Odezwał się głos za mną. To Dean. Złapałam się za głowę i zamknęłam oczy.
- Przestań pieprzyć, dobra? - Odwróciłam się w jego stronę. - Mówisz tak, ale wiesz ze jest inaczej! Jestem wam potrzebna, przydaje się i po prostu mnie lubicie. Ty pakujesz się w kłopoty i usilnie próbujesz się zabić! A Sam? - Zwróciłam się w stronę młodszego Winchestera. - Sam zostawił mnie, gdy tylko zniknąłeś. - Pokręciłam głową i smutno się zaśmiałam. - Nawet raz, pieprzony raz nie zadzwonił, by spytać się jak się czuję. Więc wsadźcie sobie gdzieś te gadki o rodzinie i o moim poświęceniu, bo dla was nic to nie znaczy.  - Podsumowałam przełykając łzy. Dean wyglądał na zranionego, nie patrzył mi w oczy i tylko kręcił głową. - A teraz, gdzie jest moja siostra?
- Zrobiłem stos tam gdzie nikt go nie zobaczy, na złomowisku Bobby'ego. - Wyjaśnił Sam przybity.
- Mogę pożyczyć twoje auto? - Zwróciłam się do Jody.
- Tak. - Kiwnęła głową. - Jasne.
Nie mówiąc nic więcej wyszłam z domu i wsiadłam do jeep'a.
Na miejscu byłam piętnaście minut potem, ociągałam się, bo bałam się widoku ciała mojej młodszej siostrzyczki owiniętej w biały materiał. Gdy wkońcu je zobaczyłam pękłam i upadłam na kolana. Ukryłam głowę w dłoniach i zaczęłam płakać. Nie potrafiłam być dobrą siostrą. O czym ja mówię? Nigdy nie miałam szansy nią być. Zostawiłam ją gdy mnie potrzebowała, a wiedziałam o tym co jej grozi. 18 lat temu pozwoliłam, by ją porwali. Wtedy jednak miałam ledwo 14 lat, a teraz? Miałam 32 lata, byłam świetnym łowcą, a nie potrafiłam jej uchronić. To moja wina.
Siedziałam tam przez długi czas, czekałam na to aż pojawią się tu Winchesterowie i Jody, nie miałam sił zapalić ciała sama. Gdy powoli robiło się ciemno na miejscu pojawili się łowcy.
Dean objął mnie za ramiona i podniósł z ziemi. Przyciągnął do siebie, mimo tego co im powiedziałam. Po dłuższym zastanowieniu na prawdę czułam się źle z tym co powiedziałam. Bardzo ich tym skrzywdziłam, dwa dni temu Dean przeczytał, że krzywdzi wszystkich wokół, dziś usłyszał ode mnie, że wykorzystują ludzi.
Zacisnęłam oczy i objęłam mężczyznę w pasie.
- Przepraszam Dean. - Szepnęłam. - Nie miałam na myśli tego co powiedziałam. Byłam taka zła, nadal jestem ale nie chcę was stracić. Wiesz o tym. - Dodałam. Winchester mocniej mnie do siebie przyciągnął.
- Wiem Iv, nic się nie stało. - Odparł i pocałował mnie w czubek głowy.
- Ja...przepraszam Sam, byłam podła. - Odwróciłam się w stronę młodszego Winchestera. Ten jedynie pokręcił głową i ścisnął moje ramię. Potem podszedł do stosu i podpalił go. Wtedy już nie płakałam, stanęłam prosto i zaczęłam wpatrywać się w ogień. - Przepraszam. - Wyszeptałam w jej stronę.  Wiedziałam, że tej winy nigdy się nie pozbędę, to będzie mój największy błąd, i nigdy o nim nie zapomnę, zawsze będę czuć ten ciężar i to miała być moja kara. Pogodziłam się z nią. Nie zależało mi teraz na niczym, muszę tylko pomóc Winchesterom zamknąć te pieprzone Bramy Piekieł.

I'll always have your back. | SPNOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz