27.

1.3K 59 5
                                    

Pojechaliśmy do jakichś starych magazynów, w kompletnie odległym krańcu kraju. Chłopcy wpadli na cudowny wręcz pomysł rozwalenia tego kawałka gliny, by sprawdzić co znajduje się w środku. Tak też, dwa dni po pożegnaniu Charlie, o godzinie dwudziestej Sam i Dean stali z młotkami w rękach nad kawałkiem gliny. Ja tylko stałam obok trzymając się za biodra wiedząc, że to nie jest dobry pomysł.
- To, czego chce Dick jest zamurowane w środku. - Tłumaczył Sam. Dean podał nam wszystkim plastikowe ochronne okulary. Przytrzymał kamień jedną ręką, a drugą uderzył trzymając młotek. W tym momencie zagrzmiało. Dean podniósł głowę zainteresowany, a Sam się zdenerwował.
- Mówiłam...- nie zdążyłam dokończyć, ponieważ Dean uderzył ponownie. - Przecież to brzmi jak przekaz " nie rób tego" do cholery!- Krzyknęłam.
- Wiem. - Powiedział Dean wzruszając ramionami i uderzył ponownie, a ja jęknęłam. Uderzył jeszcze pięć razy, za każdym uderzała jakaś błyskawica. Ignorowaliśmy to, chcieliśmy dowiedzieć się czego tak bardzo chciał Dick. W środku znajdowała się jakaś tabliczka. Dean wziął ją do ręki, wcześniej odkładając młotek.
- Co to do cholery jest? - Spytałam.
- Nie...nie mam pojęcia. - Stwierdził Sam oglądając kamień.

Po 23 zrezygnowaliśmy z prób ustalenia pochodzenia kamienia, i po prostu położyliśmy się spać. Rano obudziło mnie radio.
- "Trudno wytłumaczyć układ burzowy obejmujący cały kontynent, który pojawił się znikąd, spowijając większą część kraju dziwacznym pokazem błyskawic." - Mówił prezenter. Spojrzałam na całe pomieszczenie. Sam siedział przy stole, razem z Deanem i przeglądał coś w komputerze. Wstałam ignorując ich, podeszłam do zlewu i umyłam twarz.
- I co? - Spytałam podchodząc do Winchesterów. - Zaczęliście burze, którą słyszano na całym świecie?
- Gdy się do tego dostaliśmy, każdy oddział położniczy w promieniu stu mil przeżył najazd. Każda kobieta w ostatnim miesiącu ciąży zaczęła rodzić.
- To cudo działa ma wszyskie babki. - Dodał Dead, a ja opuściłam ręce.
- Gratuluję chłopcy! Popsuliście pogodę, w sensie dosłownym i połowę kobiet w tym stanie! - Stwierdziłam.- Okej, omeny i tak dalej...co macie?
- Zakładam, że to pismo. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Nie pasuje do niczego w książkach czy internecie.- Wyjaśnił Sam.
- Czyli, Dick Roman, groźny paszczak przejmuje interesy i zaczyna pakować kasę w wykopaliska i wszystko dla jakieś tabliczki. Czemu? - Spytałam.
- Nie mamy pojęcia. - Westchnął Dean wstając. To samo zrobił Sam zamykając laptopa.
- Wiemy tylko, że nie spocznie dopóki tego nie odzyska. Musimy się gdzieś schować i dowiedzieć co to takiego. - Powiedział młodszy Winchester.
- Domek Rufusa. - Stwierdziłam.
- Tym razem to ja robię zakupy. - Powiedział Dean.
Zadzwonił mój telefon, to była Meg.
- Meg? Co jest? - Spytałam zdziwiona.
- Clarence się obudził. - Powiedziała.
- Co? - Odłożyłam telefon na chwilę. - Cass się obudził. - Powiedziałam go chłopaków.
- Kiedy? - Zainteresował się Dean.
- Kiedy? - Powtórzyłam jego pytanie. Wzięłam telefon na głośnik.
- Wczoraj wieczorem. Około 20. - Powiedziała.
- I dzwonisz dopiero teraz? - Zdenerwował się Winchester.
- Byłam zajęta Castielem. - Wyjaśniła. - Jest nieco inny niż gdy drzemał. - Powiedziała radośnie. Zmarszczyłam brwi.
- Co masz na myśli? - Spytałam.
- Nie mam pojęcia, musicie to zobaczyć. - Odpowiedziała. Rozłączyłam się.
- Wczoraj o 20. - Powtórzył Dean. Sam wziął głęboki oddech i popatrzył na tablicę.
- Wtedy otworzyliśmy to coś.
- Świetnie! Teraz popsuliście jeszcze naszego anioła! - Jęknęłam.

Posłuchaliśmy rady Meg i pojechaliśmy do szpitala do Indiany. Szliśmy korytarzem.
- Niby tak się spieszyliśmy, ale nie śpiesznie mi widzieć co z niego zostało. - Powiedział Dean.
- Myślisz ze będzie cokolwiek pamiętać? - Spytałam.
- To i piekielny bagaż. Nie będzie miło.- Stwierdził. Wyszedł do nas jakiś czarnoskóry pielęgniarz.
- Już po godzinach odwiedzin. - Warknął, jednak wyszła do nas Meg.
- W porządku Abel. Czekałam na nich. - Powiedziała uśmiechając się do nas. I zaprowadziła nas do pokoju anioła. Weszliśmy do niego, i zobaczyliśmy Castiela wpatrującego się w okno, ubranego w swój płaszcz. Bałam się zobaczyć co z nim. Widziałam po Winchesterach, że czuli to samo.
- Cześć Cas. - Odezwał się Dean, stając przy łóżku. Ja stanęłam obok niego, znajdowałam się w ten sposób między braćmi. Anioł nie reagował chwilę, jednak ostatecznie zwrócił się w naszą stronę. Wyglądał dobrze, miał lekki uśmiech na twarzy.
- Witaj Dean. - Odezwał się całkiem normalnie. Wszyscy byliśmy zaskoczeni, a Meg uśmiechała się delikatnie i podeszła do niego. - Sam, Ivy.
- Cześć Castiel. - Powiedział Sam uśmiechając się. Anioł zbliżył się do nas.
- No proszę, chodzisz i mówisz. - Powiedział zadowolony Dean. Wspaniale prawda?
Anioł nie odpowiedział,uśmiechnął się jedynie, wyciągając rękę do nas, z wystawionym wskazującym palcem.
- Pociągnij mnie za palec. - Powiedział uśmiechnięty. Dean zdziwił się patrząc to na jego rękę, to na twarz.
- C-co?
- No pociągnij. - powtórzył. Mężczyzna spojrzał na nas, i potem na Castiela i wykonał polecenie, ja spojrzałam na Sama i zaśmiałam się razem z nim. W momencie, gdy Dean zrobił to co kazał anioł, wszystkie żarówki w pokoju wybuchły. Przestraszyłam się, tak jak Sam i Dean, a Meg jedynie uśmiechała się pod nosem. Castiel zaczął się śmiać, a ja widząc go uśmiechniętego zrobiłam to samo.

I'll always have your back. | SPNOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz