5

204 13 4
                                    

-Jak Wam jest w nowej szkole? Czy wasza bardzo się różni od mojej?- zapytałam chłopców.
-Taaaak!
-Bardzo! My nawet nie nosiliśmy kanpek do szkoły i picia.
-Wszystko mieliśmy w takiej lodóweczce.
-Chodziliśmy do prywatnej szkoły.
-Była o wiele mniejsza. Przerwy spędzaliśmy często w klasach.
-Ale mi się tu też podoba- podsumował Mac.
-Mi też, choć wiele jeszcze nie rozumiem- zaśmialiśmy się.
-Proszę zapiąć pasy, będziemy lądować- rozległ się głos stewardes.
Trzeci raz leciałam samolotem. Po raz pierwszy byłam na wycieczce do Warszawy. Odczucia? Non stop zatykały i odtykały mi się uszy, i cały czas czułam, jakbyśmy jechali autem po pagórkach. Podobało mi się. Teraz było podobnie. Siedziałam oczywiście pomiędzy dwoma blondynami (siedzenia w samolocie są trzyosobowe). Mam wrażenie, że Emma była tym lekko zawiedziona. Poniekąd zajęłam jej miejsce, ale wynagradzaliśmy jej to jak tylko mogliśmy. Często kupowaliśmy dla całej czwórki np. lody. Chodziliśmy razem podczas zwiedzania. Chłopcy starali się wygłupiać i wszystkich rozśmieszać. Poza tym siedziała teraz za nami razem ze swoimi rodzicami.
Widzieliśmy przez okno jak olbrzym przechyla się w prawo i zakręca. To niesamowite uczucie! Całkiem jak z filmów. Była ładna pogoda i chmury układały się w niebywale wzorki, a słońce tylko podkreślało ich magiczność.
Poczułam, że maszyna dotknęła podłogę i zaczęliśmy wychodzić. Mieliśmy przy sobie tylko małe plecaki. Wszystkie walizki odebraliśmy po wyjściu. Jechaliśmy w towarzystwie dżentelmenów, więc kobiety niosły tylko swoje podręczne plecaki, a wszystkie walizki chłopcy i ojcowie.
Mieliśmy wypożyczone dwa auta, które już stały na parkingu przy lotnisku. Od razu wsiedliśmy i pojechaliśmy do dziadków rodziny. Mieszkali w podobnym domku jak oni, tylko trochę mniejszym i ciemniejszym. Drewno nie było pomalowane farbą, więc sprawiało wrażenie naturalnego. Dach pokryty został granatową dachówką. Wszędzie rosły kolorowe kwiaty.
Babcia i dziadek jak się domyśliłam siedzieli już w fotelach na ganku. Przywitali się po norwesku. Byli bardzo szczęśliwi. Mieli taki sam uśmiech jak chłopcy. Pełen życzliwości i ciepła. To był prawdziwy uśmiech. Uśmiech serca. Witaliśmy się chyba z 10 minut!

Oprowadzali mnie po domu i osiedlu chyba ze trzy godziny, przy okazji opowiadając wszelkie ploteczki. Coraz bardziej miałam wrażenie, że... podobam im się. Tak, ja nikt z nikąd podobam się Marcusowi i Martinusowi Gunnarsen. Najgorsze było to, że ja byłam jedna, a ich dwóch.
Co chwila przyłapałam ich na przyglądaniu mi się. Coraz bardziej się popisywali. I chyba coraz bardziej nie lubili siebie nawzajem.

-Zabieramy Cię na koncert- wyparował Mac.
-Co??
Siedzieliśmy na bujanej ławce w ogródku dziadków. Dookoła widać było szczyty gór oddalonych od nas o kilkaset kilometrów.
-Jutro wieczorem musimy zaśpiewać w takiej małej knajpce. Tam jest zawsze dużo ważnych ludzi.
-To nie będzie długo. Spodoba ci się!
-Pokażemy ci, jak wyglądają próby...
-I jak się wygłupiamy...
-To już znam- wtrąciłam.
Obaj się położyli na moich ramionach. Byli jak takie małe kotki, co wciąż by się tuliły. Uwielbiałam ich. Pojechałabym z nimi nawet na koniec świata. I do Tajlandii oczywiście.

-Dzień dobry. Chciałem zapytać, co dostałem ze sprawdzianu.
-Dzien dobry. Ciałem zapytać, co dostałem ze sprafcianu.
-Sprawdzianu- poprawiłam trzeci raz Marcusa.
Chłopcy dobrze sobie radzą. Oprócz tłumaczeń lekcji, uczę ich powoli języka polskiego. Lepiej im idzie mówienie, niż pisanie, więc to ćwiczymy częściej. Mam wrażenie, że Mac trochę bardziej sepleni, ale tyle już się ich nasłuchałam, że może to tylko złudzenie.
Babcia chłopców zawołała nas na kolację.

Moi rodzice radzą sobie w tej sytuacji o niebo lepiej, niż myślałam. Starają się nawet mnie ,,nie nańczyć" w obecności rodziny Gunnarsen. Udają, że się wcale nie martwią, bo jestem na tyle duża i odpowiedzialna. W rzeczywistości pewnie wciąż o mnie myślą. Jak to rodzice. Ja jednak bardzo doceniam to, co robią. Dzięki temu mam więcej czasu na przebywanie z chłopakami. Mam wrażenie, że za sekundę to wszystko się skończy. Pryśnie jak sen. Boję się ich stracić i korzystam z każdego momentu z chłopcami.

-Idźcie się myć i do łóżek- postanowili rodzice.
Dziadkowie przygotowali osobny materac dla mnie, dla Emmy, a chłopcy mieli spać razem na największym. Zasypialiśmy faktycznie w takim ułożeniu, jednak o drugiej w nocy zauważyłam LEKKĄ zmianę. Wszyscy spali na moim materacu. Chociaż to za dużo powiedziane. Ja i  Emma zmieściłyśmy się w całości na materacu. Chłopcy tylko głowy mieli na poduszkach.
Wszyscy się przytulaliśmy. Nie wiem, czy to ja tak przyciągam ludzi, czy jak? Najwolniej i najciszej jak umiałam sięgnęłam po koc, który leżał za Tinusem.
Chłopak leżał na brzuchu, a jego prawa ręka i głowa na moim. Gdy się poruszyłam, odchylił głowę i spojrzał na mnie. W świetle przygasającego księżyca jego oczy wydawały się niemal czarne.
-Nie zostawisz nas, prawda?- zapytał szeptem.
-Nigdy.
Patrzyliśmy na siebie ciut za długo. Uśmiechnął się tylko, a ja nakryłam naszą gromadkę kocem. Mac po chwili też otworzył oczy, ale jego brat wtedy już zasnął.
-Czy my cię nie męczymy?- zapytał niemal bezgłośnie.
-Nigdy- prawie się zaśmiałam, ale nie chciałam zbudzić małej.
Chwilę jeszcze myślałam, jak bardzo dziwnie się teraz czuję. Nigdy nie miałam rodzeństwa, a teraz mam trzy małe przylepy. I co ja mam z nimi zrobić? Nie mogłam znaleźć odpowiedzi, więc jak reszta oddałam się w objęcia Morfeusza.

Następnego dnia rano pojechaliśmy do sławnego domu chłopaków w Trofors. Jechaliśmy dobre dwie godziny.
Tego dnia, gdy zabraliśmy jeszcze kilka pudeł, wprowadzili się tam nowi właściciele. Znajomy taty chłopaków, jego żona i pies. Byli w wieku 25-30 lat. A pies? Ze dwa. Mili i radośni. Dobrych lokatorów znaleźli.
Podczas rozładunków i załadunków chłopcy wzięli mnie (Emma bawiła się świetnie z pieskiem Fipperem i pomagała, więc nie ciągnęliśmy jej na siłę) na oprowadzkę po Trofors. Chodziłam tymi uliczkami, co podczas wywiadów oni, byłam w TYM domu, widziałam TO boisko, na którym tak często grali w piłkę...
Wciąż nie mogłam uwierzyć, że to moje życie.

Przypadek?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz