Cały czas mnie dręczyła sprawa projektu. Co prawda, temat łatwy i już opisałem całkiem dogłębnie Merkurego i Neptuna, ale znam Gabintona. Nie zaliczy mi, jeśli nie spełnię tego warunku o osobie do pomocy. Pewnie to przez to, że nie przepadam za współpracą. To najprawdopodobniej chce przetestować we mnie profesor. Dobra, muszę kogoś wymyślić... Może przejrzę listę znajomych na facebooku. Chyba nie mam innego wyjścia. Włączyłem komputer i zacząłem swój „research". Szukam i szukam, i jedno nazwisko przykuło moją uwagę - Emily Avonlea. Hmm znam ją w sumie tylko z widzenia. Kilka razy gadaliśmy, a ostatnio widziałem ją wyskakującą z krzaków. Na myśl o tamtym zdarzeniu trochę się zaśmiałem. Chyba nie mam wyjścia. Jutro ją zaczepię w szkole i spytam, czy by mi pomogła. Jeśli nie ona, to naprawdę mam mega-zagwozdkę.
Nazajutrz w szkole, Emily stała i gadała z jakąś dziewczyną. Nigdy ich dwóch razem nie widziałem, a tej drugiej to w ogóle nie znałem. Poczekałem chwilę, żeby im nie przeszkadzać w pogawędkach. Pewnie plotkują albo coś... Hah... Gdy już się rozeszły podszedłem ostrożnie do dziewczyny, o czarnych, kręconych włosach i się przywitałem.
- Hej, Emily!
- O, Josh, Cz-cześć!
- Mam pewien problem i tylko ty mi możesz pomóc. Jesteś moją ostatnią nadzieją.
- Serio? - dziewczyna powiedziała to tak cicho, że prawie szepnęła.
- No tak... Chociaż nie wiem, czy mogę cię prosić o pomoc w takiej sprawie.
- Nie, no coś ty, proś o wszystko, co chcesz!
- No dobra. Mam do wykonania projekt na fizę, od którego zależy moja końcowa ocena. Zrobiłbym go sam, ale muszę znaleźć kogoś do pomocy, bo tak mi narzucono. Więc, czy miałabyś ochotę mi pomóc, ewentualnie?
- Jasne, że ci pomogę!
- Super, dzięki! Dasz mi swój numer telefonu, to się zdzwonimy później, teraz chyba musimy już dreptać na lekcje - w tym momencie zadzwonił dzwonek.
- Aaa... tak, tak - dziewczyna w pośpiechu wyjęła z torby kartkę i długopis, po czym ekspresowo napisała swój numer, myląc się dwa razy.
- Dzięki, to naraska!
Odchodząc od niej czułem się uradowany, że kogoś mam, kto mnie wspomoże z pracą.
Teraz już nic mnie nie powstrzyma w dostaniu tej mojej wymarzonej oceny z fizyki. Haha! Jupi! Po kolejnej lekcji spotkałem Rossa. Jak na nas przystało, powitaliśmy się jak bracia i wyszliśmy na chwilę na zewnątrz. Rozmawialiśmy o różnych sprawach. Nagle nasze tematy skierowały się do mojego projektu.
- I jak, znalazłeś już kogoś? - spytał Ross.
- A żebyś wiedział, że tak!
- Kogo?
- Emily.
- Zaraz, Emily Avonlea?
- Tak, czemu?
- Bo, wy się przecież w sumie nie znacie.
- No to, to będzie dobra okazja, żeby się poznać.
- Czyżbym czuł trochę romansu w powietrzu? - zaśmiał się Ross.
- Weź przestań, to tylko projekt do szkoły.
- Zawsze się od tego zaczyna!
- Dobra, mów sobie, co chcesz, ale ja i tak wiem swoje.
Ross mnie jeszcze kilkoma durnymi żartami podirytował i stwierdziłem, że nie chce mi się go więcej wysłuchiwać, choć w głębi duszy śmiałem się tak samo jak on.
Gdy wróciłem do domu, pierwsze, co zrobiłem, to powiedziałem mamie „kocham cię" i ją przytuliłem. Wyglądała na zdziwioną. Ostatnio się od siebie oddaliliśmy, a nie chcę stracić z nią zupełnego kontaktu. Nie to, co z ojcem... Odkąd moi rodzice się rozwiedli, prawie go nie widuję... Potem w mamę coś wstąpiło i zaproponowała mi wyjście na pizzę, a potem na lody. Co z tego, że za niedługo będę pełnoletni, na taką rozrywkę, nigdy nie jest się za starym.
Wieczorem, długo rozmyślałem przed snem. Może jednak powinienem odbudować relację z moim „tatusiem". W sumie rozwód odbył się bez orzekania winy, więc oboje rodzice są tak samo winni. Co prawda, żeby się zobaczyć z moim tatą musiałbym polecieć do Bretanii. To nie jest daleko, tylko przez kanał La Manche i już. Chyba jest nawet krócej niż do Londynu. Mam do niego numer, nie wiem, czy aktualny. Może tak na początek wakacji, by się spotkać. Jutro spróbuję do niego zadzwonić. Z takim postanowieniem zasnąłem.
Kolejnego dnia, po szkole, poszedłem na bardzo długi spacer. Byłem sam. Rzadko mi się zdarza być tyle czasu samemu, ale ostatnio coraz mniej spotykałem się ze swoimi przyjaciółmi. W każdym razie, poświęciłem swój wolny czas na rozmyślania, dotyczące mojego ojca. Po bardzo, bardzo długim zastanowieniu, w końcu wybrałem jego numer w kontaktach telefonu. Trochę się zawahałem, ale wybrałem „połącz".
- Halo? - odezwał się głos mężczyzny w średnim wieku.
- Cześć, tato.
- Josh? Czy to ty?
- Tak, to ja. Pomyślałem, że zadzwonię spytać, co u ciebie.
- Naprawdę? Nigdy nie dzwoniłeś..
- Właśnie dlatego chcę to zmienić. Nie chcę cię całkowicie stracić.
- Ja ciebie też nie, synku.
Zaczęliśmy opowiadać o naszych codziennych sprawach. Faktycznie prawie nic o sobie już nie wiedzieliśmy... Ale coś było w tym fajnego. To jakby odkrywać tę osobę na nowo. Rozmawialiśmy swobodnie, jakbyśmy nigdy się nie rozstali. Tata opowiadał głównie, jak to jest żyć we Francji, a ja mówiłem dużo o moich „młodzieńczych" problemach. W końcu spytałem, czy moglibyśmy się spotkać na początku wakacji.
- Och, Josh... Mam bardzo dużo pracy, nie dam rady przyjechać do Newquey...
- Ale to ja chcę przyjechać Saint-Brieuc [czyt. Są Briju].
- W takim razie, nie widzę problemu, chętnie cię znów zobaczę. Muszę zweryfikować, czy urosłeś od zimy. Mam nadzieję, że mnie jeszcze nie przerosłeś! Haha!
- Bo się zdziwisz, tato!
Rozmawialiśmy potem chwilę, a gdy się już rozłączyłem, zobaczyłem, że dzwoni do mnie nieznany numer. Zanim się zdecydowałem odebrać, tamten ktoś zrezygnował i dał mi spokój. Spojrzałem na godzinę i aż się zdziwiłem, bo była już osiemnasta, a wyszedłem ze szkoły o trzynastej. Poczułem nagły głód i postanowiłem wrócić do domu na obiad.
YOU ARE READING
Gotta Be Me!
Teen FictionMuzyka, fotografia, fizyka, sport. Czy jest coś co łączy te pasje? Przekonajcie się jak mogą współgrać różne osobowości i jakie wybuchowe sytuacje mogą z tego wyniknąć :o #SagaQi #2 Historia częściowo oparta na moim niedokończonym współautor...