5. Opowiedz mi coś o sobie

20 4 5
                                    

Moja głowa stała się epicentrum wszelkiego bólu i cierpienia, jakiego właśnie odczuwałem. Wylegiwałem się na leżaczku w moim ogrodzie. Światło wydawało się być czymś rozcinającym moje biedne oczy, więc osłoniłem je ciemnymi okularami. W tułów było mi gorąco jak w piekarniku, ale nogi miałem jakby w lodówce, więc mój ubiór był super-fancy. Gruby koc i skarpety u dołu, a tank top na górze. Ugh. A jaki to był dzień? Wydawało mi się, że sobota. Właśnie. To dzisiaj mieliśmy skończyć projekt z Emily, ale chyba nie byłem w stanie nawet podnieść ręki.

- Josh! Brachu! - usłyszałem nawoływanie. 

Otworzyłem oczy i ociężale zwróciłem się ku źródłu głosu. Ross i Sophie mnie uraczyli wizytą. O nie. Co ja im powiem?

- Joshi - zaczęła współczującym głosem moja przyjaciółka. - Wyglądasz, jakbyś, nie spał pół nocy.

Nie miałem siły odpowiedzieć, więc tylko westchnąłem i wzruszyłem ramionami. Blondyn usiadł na trawniku obok mnie i położył swoją rękę na moim ramieniu.

- Czy... czy ty jesteś skacowany? - zapytał w końcu.

- J-ja? - zająkiwałem się. - Tak, własnie tak. Ktoś mi dolał chyba piwa do napoju, albo coś...

- Słucham? - zdziwiła się Sophie. - Od jednego piwa się nie ma kaca!

- A co? Ty wiesz najlepiej? - zaśmiał się Ross.

- Zamknij się - skarciła udając zdenerwowanie. - Z resztą, kto mógłby to zrobić? A w ogóle dałeś radę wrócić do domu?

- Tak, ale co to za przesłuchanie? Nie chcę o tym mówić - słowa te wystrzeliły z moich ust z niewytłumaczalną oschłością, za którą zrobiło mi się głupio.

- Hej, my się o ciebie martwimy - sprostowała Sophie. - Przecież od tego są przyjaciele.

- Sophie, lepiej chodźmy, pan "nie chcę przesłuchań" chyba woli być sam - Ross wstał.

- Ej, czekajcie, po prostu źle się czuję. Przepraszam - powiedziałem, zmuszając się do oparcia na rękach.

- No już dobrze - Ross mnie poczochrał po głowie.

- Chyba rzeczywiście damy ci na dzisiaj odpocząć - Sophie pogładziła moje ramię i dała znak Rossowi, by za nią podążył.

Ja nie wiem, czym sobie na nich zasłużyłem. Kocham ich jak rodzinę, a może i bardziej. Kątem oka widziałem, jak oddalają się od mojego domu. Z daleka mi pomachali, ale ja odpowiedziałem tylko podniesieniem dłoni.

Chwileczkę, o czymś myślałem, zanim przyszli. A no tak Emily. Trzeba chyba dać jej znać, że dzisiaj jestem niedyspozycyjny. Gdzie ten telefon? Przecież leżał tuż obok. A! Jest. Wybrałem kontakt i czekałem na odpowiedź.

- Ha-halo! Hej, Josh, widzimy się dziś, no nie? Bo wiesz mam kupę pomysłów, co do Wenus i chyba ci się spodobają - dziewczyna nawet nie czekała na moją odpowiedź, tylko obsypała mnie lawiną słów, które ciężko mi było przeanalizować.

- Emily, właśnie, ja chyba nie wiem, czy dziś dam radę jakkolwiek myśleć. Mam mały kłopot i no wiesz sama.

- Więc... więc mam do ciebie nie przyjeżdżać? - jej głos się diametralnie zmienił na spokojny, wręcz melancholijny.

- Wiesz, jak chcesz, to możesz przyjechać, ale niczego nie zrobimy - zażartowałem.

- OKEJ, to będę po czternastej! - rozłączyła się.

Zaraz, co? Czy ona serio? Przynajmniej zostało mi jeszcze trochę czasu, może się zdrzemnę. Aha no tak, zasnąłem, a obudziła mnie dopiero Emily, ciekawe, co sobie o mnie myśli? haha

- Josh, już nie śpisz? - dopytywała łagodnym głosem. - Masz, wypij to, pomoże.

- Co to? - spojrzałem na apetycznie wyglądający napój, który od niej przejąłem i wypiłem. Ach koktajl WIŚNIOWY. - Emily, skąd wiedziałaś, że to mój lubiony? A właściwie skąd go masz?

- Twoja mama zrobiła po tym, jak przyszłam - uśmiechnęła się, intensywnie wpatrując się we mnie, co trochę wprawiało mnie w dyskomfort.

- Przepraszam, że nic dzisiaj nie zrobimy - wtrąciłem.

- Nie ma sprawy, przecież jeszcze nam zostało trochę czasu do końca roku. Dokończymy w tygodniu - z każdym słowem jej głos był cichszy.

- Super, nawet nie wiem, jak mam ci dziękować - westchnąłem.

- Nie ma sprawy, dla ciebie wszystko - odpowiedziała pewnie.

Co ona powiedziała?

- A to dlaczego? - obdarzyłem ją śmieszkowatym uśmiechem, a na jej twarzy pojawiło się zmieszanie.

- No ja, tak, wiesz sam. Tak mi się powiedziało i tyle - założyła ręce i patrzyła na ziemię.

Dopiero teraz spostrzegłem, że siedzi na taborecie z kuchni a na sobie ma ciemny sweter.

- Nie jest ci w nim zimno? - zapytałem w trosce.

- Nie. Jest w sam raz - znowu dała mi odczuć, że nie chce wiercić tematu.

Chwilę siedzieliśmy w ciszy, ale nie niezręcznej, tylko komfortowej. Przynajmniej ja miałem takie wrażenie. Jak tylko spoglądnąłem na nią, ona zawsze zwracała wzrok na rabatę z pelargoniami. Zacząłem się zastanawiać nad sensem jej pobytu u mnie. 

- Emily - na to popatrzyła na mnie z ożywieniem w oczach. - Opowiedz mi coś o sobie.

- Słucham? - wyglądała na zaskoczoną, ale zadowoloną pytaniem. - A co chcesz wiedzieć? Ja mogę ci wszystko opowiedzieć.

- No nie wiem, nigdy nie mówisz o swoich rodzicach - zaproponowałem

- Ach to? Nic wartego uwagi. Mieszkam z moją mamą i  jej facetem, a tata zostawił nas, gdy byłam jeszcze za mała, by to pamiętać.

- Poważnie? - sam się zastanawiam, czemu użyłem tego słowa. - To znaczy, wiesz, bo ja też mieszkam ze swoją mamą, a taty już dawno nie widziałem.

Emily podsunęła taboret bliżej i się uśmiechnęła. Wyglądała na to, że znalazła zrozumienie, którego potrzebowała. Podczas tej rozmowy dowiedzieliśmy się o sobie ogrom rzeczy. W końcu ogarnąłem, dlaczego matematyka była tak ważna dla Emily. Była ucieczką od ludzi, których czasami ciężko jej było znieść. Gdy zagłębiała się w abstrakcyjne królestwa liczb urojonych i całek czuła się, jak u siebie, bo wymuszało to zupełnie inny sposób myślenia niż reszta świata. Inną pasją był rower. Ubóstwiała pojechać do lasu na wielogodzinne przejażdżki. Opowiedziała mi również o swojej rodzinie. W Newquay mieszkała jej ciocia i wujek z czteroletnią córeczką, którą Emily uwielbiała się zajmować. Z mamą miała stosunki, jak to określiła "neutralne", ale jej partnera zupełnie nie trawiła. Stwierdziła, że mam szczęście, bo moja mama nikogo sobie nie znalazła. W pewnym momencie nasza rozmowa skierowała się w stronę przyjaciół, ale ona wydawała się unikać tego tematu jak hydrofob wody.

Ja też trochę się wygadałem, zacząłem się przechwalać o mojej olimpiadzie fizycznej, potem opowiedziałem o moim tacie, z którym ostatni kontakt miałem przez telefon, stosunkowo niedawno. Wtedy zeszliśmy na temat szkoły i jakoś tak się stało, że powiedziałem jej o moim zauroczeniu... Tak, o Rachel Morrison. Do tej pory nikomu o tym nie mówiłem. Ale z Emily czułem się swobodnie aż do bólu. 

Jednak, gdy tylko o tym wspomniałem, ona oświadczyła, że musi już iść. Jej głos brzmiał, jakby był przytłoczony gulą w gardle. Odchodząc trzymała ręce przy twarzy. Czy... czy ona płakała? Nie... to pewnie alergia. Teraz przecież wszystkie trawy pylą.


Gotta Be Me!Where stories live. Discover now