Moja głowa stała się epicentrum wszelkiego bólu i cierpienia, jakiego właśnie odczuwałem. Wylegiwałem się na leżaczku w moim ogrodzie. Światło wydawało się być czymś rozcinającym moje biedne oczy, więc osłoniłem je ciemnymi okularami. W tułów było mi gorąco jak w piekarniku, ale nogi miałem jakby w lodówce, więc mój ubiór był super-fancy. Gruby koc i skarpety u dołu, a tank top na górze. Ugh. A jaki to był dzień? Wydawało mi się, że sobota. Właśnie. To dzisiaj mieliśmy skończyć projekt z Emily, ale chyba nie byłem w stanie nawet podnieść ręki.
- Josh! Brachu! - usłyszałem nawoływanie.
Otworzyłem oczy i ociężale zwróciłem się ku źródłu głosu. Ross i Sophie mnie uraczyli wizytą. O nie. Co ja im powiem?
- Joshi - zaczęła współczującym głosem moja przyjaciółka. - Wyglądasz, jakbyś, nie spał pół nocy.
Nie miałem siły odpowiedzieć, więc tylko westchnąłem i wzruszyłem ramionami. Blondyn usiadł na trawniku obok mnie i położył swoją rękę na moim ramieniu.
- Czy... czy ty jesteś skacowany? - zapytał w końcu.
- J-ja? - zająkiwałem się. - Tak, własnie tak. Ktoś mi dolał chyba piwa do napoju, albo coś...
- Słucham? - zdziwiła się Sophie. - Od jednego piwa się nie ma kaca!
- A co? Ty wiesz najlepiej? - zaśmiał się Ross.
- Zamknij się - skarciła udając zdenerwowanie. - Z resztą, kto mógłby to zrobić? A w ogóle dałeś radę wrócić do domu?
- Tak, ale co to za przesłuchanie? Nie chcę o tym mówić - słowa te wystrzeliły z moich ust z niewytłumaczalną oschłością, za którą zrobiło mi się głupio.
- Hej, my się o ciebie martwimy - sprostowała Sophie. - Przecież od tego są przyjaciele.
- Sophie, lepiej chodźmy, pan "nie chcę przesłuchań" chyba woli być sam - Ross wstał.
- Ej, czekajcie, po prostu źle się czuję. Przepraszam - powiedziałem, zmuszając się do oparcia na rękach.
- No już dobrze - Ross mnie poczochrał po głowie.
- Chyba rzeczywiście damy ci na dzisiaj odpocząć - Sophie pogładziła moje ramię i dała znak Rossowi, by za nią podążył.
Ja nie wiem, czym sobie na nich zasłużyłem. Kocham ich jak rodzinę, a może i bardziej. Kątem oka widziałem, jak oddalają się od mojego domu. Z daleka mi pomachali, ale ja odpowiedziałem tylko podniesieniem dłoni.
Chwileczkę, o czymś myślałem, zanim przyszli. A no tak Emily. Trzeba chyba dać jej znać, że dzisiaj jestem niedyspozycyjny. Gdzie ten telefon? Przecież leżał tuż obok. A! Jest. Wybrałem kontakt i czekałem na odpowiedź.
- Ha-halo! Hej, Josh, widzimy się dziś, no nie? Bo wiesz mam kupę pomysłów, co do Wenus i chyba ci się spodobają - dziewczyna nawet nie czekała na moją odpowiedź, tylko obsypała mnie lawiną słów, które ciężko mi było przeanalizować.
- Emily, właśnie, ja chyba nie wiem, czy dziś dam radę jakkolwiek myśleć. Mam mały kłopot i no wiesz sama.
- Więc... więc mam do ciebie nie przyjeżdżać? - jej głos się diametralnie zmienił na spokojny, wręcz melancholijny.
- Wiesz, jak chcesz, to możesz przyjechać, ale niczego nie zrobimy - zażartowałem.
- OKEJ, to będę po czternastej! - rozłączyła się.
Zaraz, co? Czy ona serio? Przynajmniej zostało mi jeszcze trochę czasu, może się zdrzemnę. Aha no tak, zasnąłem, a obudziła mnie dopiero Emily, ciekawe, co sobie o mnie myśli? haha
- Josh, już nie śpisz? - dopytywała łagodnym głosem. - Masz, wypij to, pomoże.
- Co to? - spojrzałem na apetycznie wyglądający napój, który od niej przejąłem i wypiłem. Ach koktajl WIŚNIOWY. - Emily, skąd wiedziałaś, że to mój lubiony? A właściwie skąd go masz?
- Twoja mama zrobiła po tym, jak przyszłam - uśmiechnęła się, intensywnie wpatrując się we mnie, co trochę wprawiało mnie w dyskomfort.
- Przepraszam, że nic dzisiaj nie zrobimy - wtrąciłem.
- Nie ma sprawy, przecież jeszcze nam zostało trochę czasu do końca roku. Dokończymy w tygodniu - z każdym słowem jej głos był cichszy.
- Super, nawet nie wiem, jak mam ci dziękować - westchnąłem.
- Nie ma sprawy, dla ciebie wszystko - odpowiedziała pewnie.
Co ona powiedziała?
- A to dlaczego? - obdarzyłem ją śmieszkowatym uśmiechem, a na jej twarzy pojawiło się zmieszanie.
- No ja, tak, wiesz sam. Tak mi się powiedziało i tyle - założyła ręce i patrzyła na ziemię.
Dopiero teraz spostrzegłem, że siedzi na taborecie z kuchni a na sobie ma ciemny sweter.
- Nie jest ci w nim zimno? - zapytałem w trosce.
- Nie. Jest w sam raz - znowu dała mi odczuć, że nie chce wiercić tematu.
Chwilę siedzieliśmy w ciszy, ale nie niezręcznej, tylko komfortowej. Przynajmniej ja miałem takie wrażenie. Jak tylko spoglądnąłem na nią, ona zawsze zwracała wzrok na rabatę z pelargoniami. Zacząłem się zastanawiać nad sensem jej pobytu u mnie.
- Emily - na to popatrzyła na mnie z ożywieniem w oczach. - Opowiedz mi coś o sobie.
- Słucham? - wyglądała na zaskoczoną, ale zadowoloną pytaniem. - A co chcesz wiedzieć? Ja mogę ci wszystko opowiedzieć.
- No nie wiem, nigdy nie mówisz o swoich rodzicach - zaproponowałem
- Ach to? Nic wartego uwagi. Mieszkam z moją mamą i jej facetem, a tata zostawił nas, gdy byłam jeszcze za mała, by to pamiętać.
- Poważnie? - sam się zastanawiam, czemu użyłem tego słowa. - To znaczy, wiesz, bo ja też mieszkam ze swoją mamą, a taty już dawno nie widziałem.
Emily podsunęła taboret bliżej i się uśmiechnęła. Wyglądała na to, że znalazła zrozumienie, którego potrzebowała. Podczas tej rozmowy dowiedzieliśmy się o sobie ogrom rzeczy. W końcu ogarnąłem, dlaczego matematyka była tak ważna dla Emily. Była ucieczką od ludzi, których czasami ciężko jej było znieść. Gdy zagłębiała się w abstrakcyjne królestwa liczb urojonych i całek czuła się, jak u siebie, bo wymuszało to zupełnie inny sposób myślenia niż reszta świata. Inną pasją był rower. Ubóstwiała pojechać do lasu na wielogodzinne przejażdżki. Opowiedziała mi również o swojej rodzinie. W Newquay mieszkała jej ciocia i wujek z czteroletnią córeczką, którą Emily uwielbiała się zajmować. Z mamą miała stosunki, jak to określiła "neutralne", ale jej partnera zupełnie nie trawiła. Stwierdziła, że mam szczęście, bo moja mama nikogo sobie nie znalazła. W pewnym momencie nasza rozmowa skierowała się w stronę przyjaciół, ale ona wydawała się unikać tego tematu jak hydrofob wody.
Ja też trochę się wygadałem, zacząłem się przechwalać o mojej olimpiadzie fizycznej, potem opowiedziałem o moim tacie, z którym ostatni kontakt miałem przez telefon, stosunkowo niedawno. Wtedy zeszliśmy na temat szkoły i jakoś tak się stało, że powiedziałem jej o moim zauroczeniu... Tak, o Rachel Morrison. Do tej pory nikomu o tym nie mówiłem. Ale z Emily czułem się swobodnie aż do bólu.
Jednak, gdy tylko o tym wspomniałem, ona oświadczyła, że musi już iść. Jej głos brzmiał, jakby był przytłoczony gulą w gardle. Odchodząc trzymała ręce przy twarzy. Czy... czy ona płakała? Nie... to pewnie alergia. Teraz przecież wszystkie trawy pylą.
YOU ARE READING
Gotta Be Me!
Teen FictionMuzyka, fotografia, fizyka, sport. Czy jest coś co łączy te pasje? Przekonajcie się jak mogą współgrać różne osobowości i jakie wybuchowe sytuacje mogą z tego wyniknąć :o #SagaQi #2 Historia częściowo oparta na moim niedokończonym współautor...