I

8.6K 337 14
                                    


     Jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie. Szczęście w końcu się do mnie uśmiechnęło! Otóż, udało mi się dostać pracę niesamowicie blisko Christophera Cartera. Może nie jest to praca marzeń, ale lepsze to niż prześladowanie go na każdym kroku. Jadę właśnie taksówką do mojego nowego miejsca pracy. Dookoła zawsze zakorkowanych ulic Nowego Yorku, wzbijają się ogromne, nowoczesne i niesamowicie drogie drapacze chmur, wieżowce i pomniejsze budynki. Dziwny musi być widok z tak wysoka na te tłumy pędzących ludzi. Takie małe mrówki... Wracając do tematu! Od razu po wróceniu do domu, wtargnęłam do pokoju zabierając laptopa i kota na łóżko, wystukałam w Google imię naszej ofiary i szczęka mi opadła gdy dostrzegłam jego zdjęcia. Zrozumiałam piski i podekscytowanie Marian. Na ekranie ukazał mi się mężczyzna. Mężczyzna, nie przystojny facet ani chłopak. On doskonale odzwierciedla słowo ''Mężczyzna''. Wysoki, umięśniony, szeroki w barach, wręcz szorstkie rysy twarzy, gęba tak pięknie zabójcza i niesamowicie męska, ozdobiona kilkucentymetrowym, schludnie wyglądającym zarostem pod ten sam kolor co włosy. Czarne, idealnie zaczesane do tyłu i perfekcyjnie ułożone. I nie, nie wyglądały jak ulizane, szacunek dla fryzjera. A do tego te naprawdę ciemnoniebieskie oczy...albo ciemnoszare? Na każdym zdjęciu wyglądają inaczej więc nie jestem pewna. Czarny garnitur opinający jego idealne ciało ''mężczyzny'' nie faceta ani chłopaka tylko mężczyzny. A może trochę przesadzam z tym mężczyzną? No ale....gdy spędza się dużo czasu w towarzystwie facetów i przez wiele czasu sądzi się, że to oni byli mężczyznami i nagle znajduję się takiego oto osobnika, dla którego będę pracowała za kilka minut ale to detal, to nie ma się co dziwić że go tak wywyższam.

Wyglądam za okno, korek ciągnie się nieubłaganie i wlecze jak spasiony mors. Klepię ciemnoskórego taksówkarza po ramieniu i pakuję mu do ręki kilka drobniaków. Wysiadłam z taksówki i przeciskam się przez rzędy samochodów. Docierając do chodnika, próbuję samodzielnie odnaleźć budynek, w którym mieszka pan nieziemsko przystojny Carter. Dostrzegając charakterystyczny, wysoki budynek obity ciemnymi szybami, pędzę do niego jak oszalała przeciskając się przez tłumy ludzi. Tak ogółem Christopher Carter to szef firmy zajmującej się hotelami i apartamentami. Nie doczytałam do końca jakie dokładnie zajęcia odgrywa jego firma, może po prostu wynajmują? Albo budują? Czy to wtedy nie byłaby firma budowlana? Nie mam pojęcia, nie studiuję nic w tym kierunku tylko medycynę, no tak, będę studiowała jak zapłacę zaległe pieniądze, które muszę zdobyć w naprawdę ekscytującym zakładzie!

Kilka chwil później stoję przed obrotowymi szklanymi drzwiami. W środku widać wiele ludzi. Większość z nich jest schludnie i pięknie ubrana. Gdzieniegdzie stoi ochrona a i widzę sprzątaczkę. Biorę głęboki wdech i wchodzę do środka. Kilka dni zajęło mi wbijanie się na listę kandydatów do pracy tutaj więc miejmy nadzieję, że tak szybko o mnie nie zapomnieli. Podeszłam do recepcji i przywitałam się miło z wytapetowaną blondynką.

- W czym mogę pomóc? - Jej głos jest miły ale tak chujowo fałszywy że muszę siła przytrzymać uśmieszek na twarzy.

- Nowa pracowniczka, pierwszy dzień. - Poinformowałam ją jadowicie. Przymknęła lekko oczy i przechyliła głowę stukając coś na klawiaturze.

- Imię i nazwisko?

- Laura Close. - Odpowiadam z bardzo mocnym akcentem na zmiękczenia, tak by wyraźnie usłyszała. Dostrzegłam jak unosi lekko brwi. Następuje chwila krępującej ciszy i dopiero kiedy zaczęła mnie ona irytować, postukałam czarnymi paznokciami o lśniący dębowy blat. Ogółem było tu naprawdę...ciemno. Zawsze wydawało mi się, że takie luksusowe i drogie budynki muszą być w środku jasne, kremowe, jasnoszare może nawet wręcz białe. A tu proszę. Ciemnoszara lśniąca podłoga, która wręcz odbija wszystko jak przyciemnione lustro. Dębowe ściany z jaśniejszymi dodatkami. Meble podchodzą pod kolory Latte Macchiato. Nowocześnie i dostojnie.

- Tak, mamy panią tutaj, świeżo zatrudniona? - Blondynka przerwała ciszę i moje badanie otoczenia. Zerkam na nią.

- Tak, jakiś problem? - Odpowiadam pytaniem na pytanie. Jej twarz zmieniła się z wścibsko zdenerwowanej na bardziej niepewną, współczującą. Przykuło to moją uwagę

- Nie skądże, wszystko jest w porządku. - Odpowiedziała szybko. Odwróciła się i małymi kroczkami podeszła do ogromnej szafy wyciągając plik teczek z jednej półki. Zaczęła powoli grzebać aż znalazła to czego szukała. Ona...ona jest zbyt chuda. Naprawdę, sukienka opinała jej ciało tak mocno, że gdy stanęła do mnie bokiem mogę przysiąc że muszę skupić się by nie stracić jej z oczu. Wróciła i podała mi plakietkę z moim zdjęciem i podstawowymi danymi jak i logiem i kodem kreskowym.

- Dziękuję. - Powiedziałam wysilając się na miły głos i wzięłam plakietkę. Odwzajemniła uśmieszek jednak nie był teraz fałszywy tylko pełen współczucia. O co jej chodzi? No nic. Do roboty! Zmierzam ku ostatniej windzie, która ma tylko jeden przycisk, mianowicie na najwyższe piętro. Uśmiecham się szeroko i wstukuję kod podany na plakietce. Bez jakichkolwiek niepowodzeń. Winda zamknęła się i ruszyła w górę. Och nie mogę się doczekać. Jaki on jest? Miły i czuły? A może stanowczy i rozsądny? Czy może połączenie dżentelmena z opanowanym biznesmenem? Przeglądam się szybko w lustrze. Idealna. Słyszę piknięcie windy i wręcz czuję miliony motylków w brzuchu. Jeszcze nigdy nie cieszyłam się tak na pierwszy dzień pracy! Drzwi rozsunęły się ukazując przepiękne, bogate i nowoczesne mieszkanie. Wychodzę z windy i oczarowana wystrojem wnętrza gapię się na wszystko dookoła.

- Aha czyli już po sprawie, Tereso, powiedz nowej co i jak i niech się weźmie do roboty! - Prawie nie zeszłam na zawał słysząc potężny, niski, męski głos z lekką chrypką chyba taką poranną. Jednak nie spodobał mi się jego ton. Szorstki i pełen wyższości. Opuściłam oczy. Całe ciało spięło się gdy dostrzegłam wysokiego, doskonale wyrzeźbionego, potężnego MĘŻCZYZNĘ ! Och jaki on przystojny i pociągający i piękny i zabójczy i ....i ....i sobie poszedł? Nawet się ze mną nie przywitał? Tak po prostu, zlustrował mnie i odszedł?!

- Dziękuję ci moja młoda damo, że się pojawiłaś, idealna chwila. - Usłyszałam rozzłoszczony i przemęczony głos starszej kobiety. Dostrzegłam jak wyłania się zza ściany dzielącej kuchnie od salonu. Była ubrana w czarną sukienkę, która sięgała jej do łydek z białymi ozdobami i wypchaną szmatkami białą kieszenią. Podeszła do mnie, oceniła i uśmiechnęła miło. Kobieta po czterdziestce, na pewno. - Już dłużej nie wytrzymam z tym zarozumiałym i wrednym mężczyzną. - Dodałam machając lekceważąco ręką.

- Słyszałem to starucho! - Kolejny potężny, grzmiący głos z oddali. Przełknęłam nadmiar śliny. To było....bardzo niemiłe, moim zdaniem.

- Chodź skarbie, przebierz się i wejdź do kuchni, pokażę ci wszystko co i jak, jutro już mnie tu nie będzie. - Nie wiem czy mam się cieszyć czy bać z jej szczęśliwego głosu kiedy wypowiadała ostatnie słowa. W co ja się kurwa wpakowałam?

PokojówkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz