9. Prawdziwy bohater

291 15 19
                                    

Otworzyłam oczy, rozejrzałam się. Biały sufit, szare ściany pełne plakatów i zdjęć, fotel zarzucony ubraniami, małe okno zasłonięte czerwonym kocem "dla klimatu", szafa, z której wysypywały się dżinsy i rockowe t-shirty,  stare biurko pełne jakiś papierów, wszędzie leżały jakieś ciuchy, płyty, resztki jedzenia a wśród tego artystycznego nieładu leżała czarna gitara. Przysięgam, że dawno nie widziałam takiego chaosu...chwilę mi zajęło zanim przypomniałam sobie gdzie jestem. Podniosłam lekko wzrok, żeby zobaczyć właściciela tego specyficznego lokum, jego rozrzucone włosy i zamknięte oczy. "Czy on musi być AŻ TAK idealny?"
Gdyby ktoś zrobił nam wtedy zdjęcie wyglądalibyśmy jak bezładna mieszanina ciał i materiałów, leżeliśmy w objęciach na byle jak zaścielonej, starej kanapie, dzieląc się jednym kocem. Moja głowa spoczywała na jego klatce piersiowej a on przytulał mnie do siebie, czułam się bezpieczna i na swoim miejscu - kwintesencja idealnego popołudnia.
-Nie miałbym nic przeciwko, żeby tak spędzić całe życie - jego niski głos przerwał ciszę. 
-Ja tak...chciałbym żebyś się czasem umył - odpowiedziałam z właściwym sobie wyczuciem.
- No tak...dla niektórych ważniejsza jest potrzeba jedzenia, ale co ja tam wiem - powiedział z sarkazmem
-Potrafisz perfekcyjnie zepsuć romantyczny nastrój - powiedziałam ze śmiechem. 
-Ja? Jestem oburzony takim zarzutem z twoich ust! - udał obrażonego.
-Wychodzę! - dodał. 
I wstał jakby całkiem poważnie miał zamiar wyjść, przeszedł przez pokój, chwycił ręcznik, bluzkę i coś jeszcze czego nie zobaczyłam dokładnie z podejrzanej sterty ubrań w kącie i spojrzał na mnie z śmiertelną powagą.
-A więc odchodzę moja miła, abyś nie musiała cierpieć więcej z powodu mego zapachu- powiedział teatralnie, spojrzał na mnie wesoło i odmaszerował w kierunku łazienki ubrany jedynie w zielony dres.
-To się nazywa dojrzały mężczyzna - rzuciłam w przestrzeń.

I ja w końcu podniosłam się z łóżka,  przeczesałam palcami swoje krótkie,  postrzępione białe włosy (przedmiot starań fryzjerskich moich przyjaciół) i spojrzałam na siebie w lustrze stojącym w rogu pokoju. Dziewczyna metr sześćdziesiąt wzrostu, całkiem szczupła, małe stopy, mały biust i te "awangardowe" uczesanie. Niby co on we mnie widzi? - pytałam się w myślach, najważniejsze teraz to się ubrać bo w tej granatowe bluzie w środku maja to się trochę gorąco robi. Otworzyłam szafę, dorobiłam się w niej nawet swojej półki, szaleństwo, wyciągnęłam białą przewiewną koszulkę z frendzlami i czarne shorty z wysokim stanem, z żalem pomyślałam o swoich schowanych znów na zimę glanach i założyłam trampki, przynajmniej były czarne. Zdążyłam jeszcze poprawić makijaż, odsłonić okna i ogarnąć kanapę zanim mój mężczyzna wyszedł radośnie z łazienki, śpiewając na cały głos piosenkę, którą napisaliśmy razem, nie była jeszcze dokończona, ale to chyba mu nie przeszkadzało. Dobrze, że siedziałam bo mogłabym stracić równowagę na ten widok, stanął na środku pokoju na bosaka w potarganych dżinsowych shortach, czarnej bluzce z logo Nirvany a na ramiona spadały mu falami wilgotne loki, oczy odbijały światło przez co ich zielony kolor był jeszcze piękniejszy niż zwykle. (On sam znajdował się gdzieś pomiędzy supermodelem a greckim herosem w skali wyglądania obłędnie)
-Jesteś przepiękna - wyszeptał patrząc na mnie. Spojrzałam na niego z politowaniem, podszedł i delikatnie mnie pocałował a ja utraciłam nagle wszytkie możliwości logicznego myślenia. Mój mózg oddawał tylko takie komunikaty jak "Ohh", "Ahh" i "Jeszcze".
Wplątałam mu palce w te gęste włosy on objął mnie w tali i tak trwaliśmy dobre kilka minut, całując sie bez przerwy.

Dokładnie zamknął drzwi mieszkania, chwycił mnie za rękę i wyszliśmy z bloku trzymając się za ręce. Spacerowaliśmy przez zalane słońcem miasto rozmawiając na różne tematy, za każdym razem gdy wydawało mi się, że przerobiliśmy już wszytkie możliwe kwestie on wyskakiwał z czymś nowym. Wciąż nie umiałam wytłumaczyć rodzicom, że my naprawdę spędzamy całe noce na rozmawianiu o planach na życie, kolonizacji Marsa, o tym czy powinno się najpierw wlewać mleko czy wsypać płatki, o jego mamie, o moim rodzeństwie, o ulubionych bajkach z dzieciństwa...naprawdę o wszytkim. A nie na poznawaniu swoich ciał...chociaż na to też skrycie liczyłam. Chciałabym spędzać z nim cały swój czas, ale szkoła nieco mi w tym przeszkadzała, chodziłam więc do niej, następnie spotkałam się z przyjaciółmi lub szłam do domu zjeść obiad i pogadać z rodziną a później brałam torbę wrzucałam do niej książki, ubrania i wychodziłam do Michała. Czasem on przychodził do mnie, czasem spotykaliśmy się z moimi przyjaciółmi albo rozmawialiśmy przez telefon w te dni gdy moi rodzice stwierdzali, że muszę też pomieszkać w domu.

Gdy doszliśmy do parku, on rozłożył kraciasty koc, wyciągnął wielką butle soku pomarańczowego i papier nutowy. Tak spędzaliśmy ostatnio czas, pisząc piosenki i śpiewając je w kółko w tym parku. Jego gitara, moja gitara i zeszyty. Mieliśmy już kilka naprawdę fajnych kawałków ale on wciąż nie był zadowolony, chcieliśmy wygrać Muzyczny Festiwal Młodych organizowany co 3 lata w naszym mieście, którego  zwycięzca nagrywa własną płytę w profesjonalnym studio. Michał niesamowicie się na to nakręcił, od razu powiedziałam mu, ze to genialny plan i będę go wspierać, ale on powiedział, że beze mnie nie wystąpi.  Byłam ogromnie zdziwiona, ale oczywiście się zgodziłam i teraz popołudniami grywaliśmy sobie razem a dziś zaprosiliśmy moich przyjaciół na premierowy koncert, już nie mogłam się doczekać. Gdy Marzena i Dawid przyszli - my z poważnymi minami zaczęliśmy grać nasz najlepszy numer, śpiewanie z Michałem było niepowtarzalnym doświadczeniem, śpiewalismy razem ale to jego głos prowadził, ja tylko dołączałam do niego delikatnie, jednak on twierdził, że tylko ja sprawiam, że da się tego słuchać. Umiałam grać na gitarze od podstawówki, ale dopiero teraz naprawdę to polubiłam, to, tak jak wszytko przy nim wszystko nabierało większego sensu. Skończyliśmy nasz utwór a Marzena wycierała łzy z oczu, Dawid uśmiechał się dumą. 
- Najpiękniejsze co w życiu słyszałam - powiedziała przez łzy
- No weź nie było tak źle, żeby od razu płakać następnym razem będzie lepiej - zażartował Dawid i od razu otrzymał od niej kuksańca w bok.

Żegnalismy się późnym wieczorem, Dawid odprowadzał Marzenkę do domu a ja wracałam do Michała, w końcu jutro była niedziela. Gdy sciskaliśmy się na pożegnanie moja przyjaciółka powiedziała:
- Naprawę jesteście moimi bohaterami.
- Prawdziwymi bohaterami - odpowiedzieliśmy z Michałem w tym samym momencie i uśmiechneliśmy się do siebie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak wiem, zawaliłam na całej linii. Zgodnie z tym co myślałam, wena przyszła zaraz przed egzaminem. Przepraszam :( Mam nadzieje, że spodoba wam się te 1000 słów, dajcie znać! :*
Buziol ❤

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 16, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Byle być z TobąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz