Uchylił najpierw jedną powiekę, potem drugą, aż w końcu dotarło do niego, że w dalszym ciągu nie był wśród przyjaciół. Otaczały go kamienne ściany, a za łóżko służyła mu chłodna podłoga, od której niesamowicie bolały go plecy. Sądząc po delikatnych promieniach słońca, które ledwie przemykały przez niewielkie, okratowane okno, mogło być już popołudnie. A może dopiero dochodziła godzina dziesiąta? Nie miał pojęcia i nie sądził, by miało to jakiegokolwiek znaczenie. Wciąż tkwił w zamkniętym lochu, a jego życie zależało do jakiegoś Plemienia Skorpiona, o którym dopiero co się dowiedział. Pomyśleć, że z początku uważał Ziemian za jedyne potwory żyjące na Ziemi.
Prychnął pod nosem i podniósł się na łokciach. Jego oczom ukazała się tacka z jakąś niezbyt dobrze wyglądającą papką. Zapewne powinien się tym posilić, ale nie miał najmniejszego zamiaru tknąć jedzenia tych ludzi. Skąd mógł mieć pewność, że nie było zatrute? Już wolał głodować do czasu aż Clarke i Bellamy znajdą sposób, by wyciągnąć go z tego piekła. O ile jeszcze żyli i również nie zostali złapani przez Plemię Skorpiona.
Nagle przypomniał sobie o tym, że nie powinien być tutaj sam. Uważnie rozejrzał się po niewielkiej klitce, lecz nigdzie nie dostrzegł skulonej postaci o brudnych, jasnych włosach.
Momentalnie przeszył go strach, a w głowie pojawiły się przerażające słowa dziewczyny, którą niedawno poznał. Czyżby znów ją zabrali? Jakim cudem się wtedy nie obudził?
Wstał i ze złości kopnął jedzeniem w stronę krat, na których po chwili zacisnął palce.
– Gdzie ona jest!? – krzyczał, zwracając na siebie uwagę dwóch umięśnionych mężczyzn, którzy pilnowali go niczym cyrkowe zwierzę. – Co jej znowu zrobiliście!?
Padł na ziemię, czując, jak po całym ciele przeszedł go prąd.
Trząsł się przez chwilę, zaciskając mocno zęby. Ból był tak silny, że po policzkach momentalnie spłynęły mu łzy. Nie potrafił się poruszyć. Kątem oka jedynie ujrzał, jak żelazne kraty się otwierają, a do środka niczym plastikową zabawkę wrzucono nieprzytomne ciało.
Jasper słyszał śmiech strażników, ale nie potrafił zrozumieć ich słów. Wiedział jednak, że to Sloane została wrzucona do środka.
Chwilę trwało nim odzyskał panowanie nad ciałem i doczołgał się do nieprzytomnej dziewczyny. Drżącymi palcami sprawdził jej puls. Oddychała, a obie jej ręce były pokryte zakrwawionymi bandażami.
– Co oni ci zrobili? – wyszeptał, z przerażeniem dotykając chłodnej twarzy blondynki. Chociaż wyglądała na wykąpaną i miała czyste włosy, śmierdziała potem i krwią.
Jasper był zły na siebie za to, że pozwolił im ją zabrać. Może, gdyby tylko obudził się w odpowiednim momencie to zdołałby ich powstrzymać? Może wzięliby go zamiast niej?
Spojrzenie chłopaka nagle powędrowało na nadgarstek dziewczyny, na którym został wytatuowany kod kreskowy, a nad nim wyraźna cyfra 4. Był niemalże pewien, że w ten sposób została mianowana cyfrą, a jej imię straciło jakiekolwiek znaczenie dla ludzi z tego miejsca.
CZYTASZ
RUN || The 100 ✓
FanfictionNikt nie wiedział, że na Ziemi mieszkali ludzie gorsi od Ziemian, czy też tych, którzy ukrywali się przed promieniowaniem w Mount Weather. Nadszedł jednak dzień, gdy Plemię Skorpiona wyszło z ukrycia i zaatakowało bazę Ludzi z Nieba. Jedni zostali b...