✤ Rozdział 03.

748 54 9
                                    

 – Jasper? Jasper, obudź się

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

 – Jasper? Jasper, obudź się. Proszę, obudź się...

Zamrugał kilkukrotnie oczami, gdy poczuł na twarzy łzy. Dopiero po chwili zrozumiał, że nie należały one do niego, a do nachylającej się nad nim Sloane. Na jej usta wpełzł szczery uśmiech, gdy spojrzał wprost w jej błękitne oczy.

Przez moment odniósł wrażenie, że miał przed sobą przepiękne bezchmurne niebo i pobłądził myślami do momentu, gdy pierwszy raz postawił stopy na Ziemi. Nie potrafił napatrzeć się na otaczającą go przyrodę, a niebo wyglądało tak pięknie i niewinnie. Nikt nie spodziewał się, że Ziemia okaże się prawdziwym Piekłem. Naprawdę wszyscy wierzyli, iż w końcu odnaleźli wolność tymczasem każdy kolejny dzień był walką o przetrwanie.

Próbował podnieść się na łokciach, jednak nie poruszył się ani o milimetr. Przerażony uniósł głowę i napiął wszystkie mięśnie, chcąc dotknąć twarzy Sloane.

– Czy ja... jestem sparaliżowany? – spytał drżącym głosem. Próbował się poruszyć, ale na nic się to zdało. Mógł jedynie kręcić głową. Myśl, że prawdopodobnie już nigdy nie stanie o własnych siłach i pozostanie warzywem sprawiła mu ogromny ból. Wiedział, że w takiej sytuacji nie miał nawet szans, by obronić się przed zagrożeniem, które czaiło się na każdym kroku. Plemię Skorpiona doszczętnie zniszczyło mu życie i odebrało szansę na przetrwanie. – Zabij mnie, Sloane – wyszeptał, a po policzkach blondynki spłynęły gorzkie łzy. Kręciła energicznie głową, nie chcąc dopuścić do siebie prośby chłopaka. Jasper miał ochotę złapać ją za rękę, spojrzeć prosto w oczy i zapewnić, że naprawdę tego chciał, ale jedyne co mógł zrobić to mówić do niej i mieć nadzieję, że go posłucha. – Nie chcę, by wykorzystywali moje ciało do swoich chorych eksperymentów. Odcięli mi płat skóry i wstrzyknęli coś co sparaliżowało praktycznie całe moje ciało. Nie mam już nawet szans, by się bronić, a co dopiero marzyć o ucieczce.

– Mam coś co powinno ci pomóc. Leżałeś nieprzytomny przez kilka dni. Naprawdę myślałam, że umrzesz... – Położyła jego głowę na swoich kolanach tak, że mógł teraz spokojnie przyglądać się jej bladej twarzy i smutnym oczom. Nie bardzo rozumiał, co chciała mu przekazać, dopóki nie ujrzał małej strzykawki z żółtym płynem. – Ukradłam to dr Malik, gdy wrzuciła mnie do izolatki po tym, jak wyswobodziłam się z pasów i walczyłam ze strażnikami. Oczywiście nie zrobiłabym tego, gdyby nie pomógł mi pewien przyjaciel, ale to nieważne.

Widział kątem oka, jak szybko wbija igłę w jego ramię i czym prędzej rzuca zużytą strzykawkę w ciemny kąt. Nie czuł ukłucia, a mimo to odczuł strach. O jakim przyjacielu mówiła? Rzeczywiście ktoś jej pomógł, czy naraziła się po to, by zdobyć lek? Wiedział, że coś przede nim ukrywała. Nie musiał jej znać, by móc odczytać to z jej uciekającego wzroku.

Nagle ujrzał purpurowe krwiaki na jej szczupłych ramionach. Z pewnością nie miała ich wcześniej. Był tego pewien.

– Co ci się stało? – spytał, wpatrując się w przerażające sińce. Wolał nie myśleć o tym, jak bardzo musiały boleć.

RUN || The 100 ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz