Nerwowo oglądał się przez ramię, odnosząc wrażenie, że ktoś dowiedział się o planie ucieczki. Wiedział, że długo nie potrwa nim któryś ze strażników zdecyduje się zejść na ich piętro, by upewnić się, że wszystko było w porządku. Tym bardziej teraz, gdy niektórzy z więźniów zaczęli wydzierać się wniebogłosy i szarpali za kraty, robiąc jeszcze większy hałas. Błagali, by Jasper i Sloane ich wypuścili. Pragnęli uciec i nie czuć więcej bólu, jakie zadawała Dr Malik. Jasper doskonale ich rozumiał, ale nie mógł im pomóc. Miał zbyt mało czasu, a ciągnięcie za sobą Sloane go spowalniało.
Przeszli zaledwie połowę drogi, gdy wyrwała się z jego objęcia i opadła z krzykiem na podłogę, mówiąc, by dalej poszedł sam.
Jordan był sfrustrowany jej zachowaniem i pewnej chwili zastanawiał się nad spełnieniem prośby, jednak ostatecznie zdecydował się jej pomóc. Gdyby nie poświęcenie Sloane, z pewnością nigdy nie zdołałby wydostać się na zewnątrz. A teraz miał dodatkowo pistolet i kartę strażnika, dzięki której swobodnie mógł przemieszczać się po korytarzach i otwierać drzwi.
Nic nie mówiąc, nachylił się nad płaczącą blondynką i przełożył jej prawe ramię przez swoją szyję, by podnieść ją z chłodnej podłogi. Odkąd opuścili piętro z lochami, przechodzili przez sterylnie białe korytarze. Jasper odnosił wrażenie, że za chwilę ujrzy jakąś znajomą twarz z Mount Weather. Oczywiście nic takiego się nie stało. Wszyscy przecież nie żyli.
– Gdzie teraz? – spytał, łapczywie łapiąc oddech. Był zmęczony i z każdą chwilą tracił coraz więcej siły.
Sloane drżącą dłonią wskazała przed siebie.
– Gdy tylko przekroczymy te drzwi, kamery nas zarejestrują i przyjdzie straż. Będziemy mieli maksymalnie pięć-sześć minut do ucieczki. Samo dobiegnięcie do wajchy będzie trwało połowę tego czasu. Mówiłam ci już, że musisz uciec sam. Ze mną ci się to nie uda!
– Poświęciłaś się, by mnie ocalić, więc jak mogę zostawić cię teraz na pewną śmierć!? – krzyknął sfrustrowany, drapiąc się po głowie. Był przerażony, ale starał się tego nie okazywać. Wiedział jednak, że musiał czym prędzej coś wymyślić, by wyjść z tego cało. Sloane sama nie zdoła pobiec do wajchy i otworzyć przejście do podziemi. Jasper nawet nie potrafił wyobrazić sobie, jakim cudem zdołałaby zejść drabiną na dół, ale nie mógł jej zostawić.
– Wielu ludzi z Mount Weather również wam pomogło, a mimo to zginęli. Wrzuciliście ich do jednego worka i nie obchodziło was to, że zginęli niewinni, naprawdę dobrzy ludzie.
Jej słowa sprawiły, że wyrzuty sumienia momentalnie odżyły w jego głowie. Miała rację. Zginęło wiele niewinnych ludzi, by Ludzie z Nieba mogli przeżyć. Jasper szukał innego sposobu. Pragnął ocalić tych, którzy mu pomagali, ale Clarke była szybsza. Przyniosła zagładę Mount Weather, a jemu pozostało tylko patrzeć na śmierć ludzi, którzy ryzykowali życiem, by wydostał się z przyjaciółmi na zewnątrz. Nie potrafił tego wybaczyć Clarke.
CZYTASZ
RUN || The 100 ✓
FanfictionNikt nie wiedział, że na Ziemi mieszkali ludzie gorsi od Ziemian, czy też tych, którzy ukrywali się przed promieniowaniem w Mount Weather. Nadszedł jednak dzień, gdy Plemię Skorpiona wyszło z ukrycia i zaatakowało bazę Ludzi z Nieba. Jedni zostali b...