Rozdział 2 - Rytuał

594 73 17
                                    

Will

Powiew nocnego wiatru zmierzwił mi włosy. Podniosłem głowę znad książki i westchnąłem. To musi się udać - powtarzałem co chwilę przygotowując miksturę według przepisu w magicznej księdze - Po prostu musi. W dali usłyszałem pohukiwanie sowy. Spojrzałem na księżyc odbity w niezmąconej tafli jeziora - dochodziła północ.

- Już czas - wyszeptałem i po raz setny przeczytałem zaklęcie na przywoływanie bramy, która prowadziła do świata zmarłych.

Zerknąłem na listę, którą przygotowałem sobie zawczasu i zacząłem sprawdzać czy mam spełnione wszystkie warunki.

Księżyc w pełni - jeden rzut oka na nocne niebo - : odhaczone

Jezioro lub inny naturalny zbiornik wodny: odhaczone

Mikstura zrobiona według przepisu z książki: odhaczone

Zaklęcie z książki: odhaczone

I najważniejsze: przedmiot należący do zmarłego - zacisnąłem dłoń na niewielkim grzebieniu - : odhaczone

Nie czekając dłużej zabrałem się za odprawianie rytuału. Połamałem grzebień na pół i położyłem go na brzegu jeziora. Rozlałem miksturę wokół grzebyka mamrocząc słowa zaklęcia. Po chwili trzymałem w ręce pusty flakonik. Położyłem go na ziemi i odsunąłem się. Czekałem minutę, dwie, ale nadal nic się nie działo. Grzebień leżał na swoim miejscu, a ciemnoniebieska mikstura powoli wsiąkała w podłoże.

- Nie - wyszeptałem ledwie dosłyszalnym głosem

I ty myślałeś, że to się uda - zganiłem sam siebie i już zamierzałem podnieść z ziemi połamany grzebień i pusty flakonik, ale usłyszałem cichy syk. Spojrzałem na rozlaną miksturę: płyn zamieniał się w szarą mgłę. Po chwili mgła unosiła się na wysokości jednego metra wokół jeziora. Nad mgłą zaczęły pojawiać się ogromne druty zakręcone w różne zwariowane wzory. Brama - przeszło mi przez myśl na chwilę przed tym, zanim dokładnie po środku całego zbiorowiska prętów pojawiła się pionowa szpara.

Skrzydła bramy zaczęły powoli się otwierać. Próbowałem dojrzeć cokolwiek co się za nią znajduje, ale jedyne co udało mi się dostrzec to nieskazitelna biel. Po chwili brama stanęła otworem. Chciałem ruszyć w jej kierunku, ale nogi zdawały mi się przykleić do podłoża. Po chwili na tej nieskazitelnej bieli pojawiła się niewielka plama, która z każdą chwilą robiła się coraz większa i większa. Zorientowałem się, że ta plama to człowiek. Osoba ta szła dalej i zatrzymała się na równi z bramą. Oniemiałem kiedy ją rozpoznałem. Ta sylwetka, blond włosy, jasne oczy... nie, nie dało się jej z nikim pomylić.

- Alyss - powiedziałem kiedy nareszcie udało mi się odkleić nogi od ziemi. Zrobiłem dwa kroki w jej stronę

Alyss przekroczyła próg bramy i stanęła na brzegu jeziora. Była dokładnie taka jaką ją zapamiętałem: szare oczy, w które potrafiłem wpatrywać się godzinami, włosy, których zapach do dziś czuję w swojej pościeli, usta, na których tyle razy składałem pocałunki. Podbiegłem do niej czując jak w kącikach oczu zbierają mi się łzy. Objąłem ją, a wkrótce potem poczułem jak ona też mnie oplata mnie ramionami.

- Tak strasznie tęskniłem - wyszeptałem cicho

Odsunąłem się od niej odrobinę i spojrzałem jej w oczy. Jej tęczówki jak zawsze były pełne dobroci, ale - ku mojemu zdziwieniu - z krztyną zaskoczenia.

- Cześć - powiedziała tym swoim miękkim głosem - Kim jesteś?


Dam, dam, dam! Kto spodziewał się, że tak szybko wskrzeszę Alyss? Pewnie nikt. Przepraszam, że rozdziału nie było tak długo, ale przez to zamieszanie przedświąteczne nie miałam jak napisać nowego rozdziału (po za tym piszę jeszcze kilka innych książek na wattpadzie i muszę się wyrobić ze wszystkimi naraz). Między następnymi rozdziałami też mogą pojawić się dłuższe przerwy, ale postaram się żeby nie przekraczały dziesięciu dni. Do napisania!


Zwiadowcy - Zagubieni [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz