6. Tylko nie Ben!

253 11 2
                                    

Rano obudziłam się( tu was zdziwię) o 6! Dziwne. Wzięłam prysznic i ubrałam się w zestaw, który miałam wczoraj na ognisku. Przypominam! To on:

 Przypominam! To on:

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Uczesanie:

Wyszłam z domku i skierowałam się do stołówki

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Wyszłam z domku i skierowałam się do stołówki. Zjadłam to co zawsze, a potem poszłam do ogrodu. Usiadłam na pniu i przyglądałam się pracy 'ogrodników'. Nie dane było nacieszyć się ciszą, bo już po chwili usłyszałam krzyki wołające:

-Pomocy! Na pomoc! Ratunku!- natychmiast odwróciłam się w tamtym kierunku. Z lasu wybiegł Njubi. Zdziwiła mnie jedna rzecz, a mianowicie goniący go Ben. Rzucił się na nowego i coś do niego krzyczał, ale z tego bełkotu nic nie zrozumiałam. Ja i Newt od razu się tam znaleźliśmy. Newt wyciągnął rękę w moją stronę, a ja szybko złapałam za dość gruby kij i rzuciłam go blondynowi. Zręcznie go złapał i uderzył Ben'a tak, że odleciał, ale dalej był przytomny. Paru chłopaków go przytrzymało, a ja ukucnęłam przy nim i podciągnęłam lekko koszulkę chłopaka. Natychmiast odskoczyłam. Ben miał na brzuchu ranę i widoczne, fioletowe żyły. Został dziabnięty. Newt podszedł i mnie przytulił, a Alby wydał rozkaz:

-Zabrać go do ciapy.- Ben się wyrywał, ale to nic nie dało. Do wieczora siedziałam z Minho i Newt'em na wieży. Kiedy nadszedł czas, wszyscy wiedzieli, że wrota zaraz się zamknął, więc poszliśmy pod nie. Dość duża grupka chłopaków miała kije i stała w pół okręgu. Ja, Chuck i Thomas staliśmy z boku patrząc na całe wydarzenie. Po chwili przyszedł Minho prowadząc skrępowanego linami Ben'a. Serce mi się krajało, gdy widziałam przyjaciela w takim stanie. Azjata rozciął sznury, które oplatały bladą skórę chłopaka i odszedł na bok.

-Kije!- krzyknął, Alby. Wrota zaczęły się zamykać -Na przód!- oba rozkazy ciemnoskórego zostały wykonane.

-Nie proszę! Ja wyzdrowieję! Chłopaki! Mikayla! Proszę! Przecież się przyjaźnimy! Błagam was!- po policzku spłynęła mi łza. Jedna, samotna łza. Chuck mnie przytulił. Lubiłam go. Może i był pomyjem, ale na pewno więcej wartym niż wiele osób pełniących ważniejsze funkcje.

-Jest szansa, że przeżyje?- zapytał Thomas zwracając się do mnie.

-Nie.- pomachałam przecząco głową -Dlatego nie chcemy byś wchodził do labiryntu. Nawet ci dobrze wyszkoleni, szybcy, silni mogą nie mieć szans z dozorcą. Jeszcze teraz, gdy już wiemy, iż nawet w dzień labirynt jest śmiertelnie niebezpieczny. Teraz rozumiesz o co nam chodzi z tymi zakazami?- zapytałam. Chłopak pokiwał głową na "tak". Uśmiechnęłam się do niego słabo i przytuliłam mocniej Chuck'a, kucając. Wrota się zamknęły. Tym razem towarzyszyły temu krzyki stojącego za nimi Bena. W końcu ucichły. Na zawsze. Wszyscy się rozeszli. Tylko Minho jeszcze stał pod murem patrząc na wrota smutnym wzrokiem. Podeszłam do niego i przytuliłam mocno. Schował głowę w moje włosy. Nikt nie powinien być w takich momentach sam.

-Spokojnie. To przecież nie twoja wina.- starałam się go pocieszyć.

-Właśnie, że moja. Po co się rozdzielaliśmy?- zadręczał się.

-Minho? Czy przypadkiem to nie Ben wpadł na ten pomysł?

-Owszem. To on na niego wpadł, ale ja się zgodziłem.- zauważył.

-Nikt nie mógł przewidzieć co się stanie. Poza tym gdybyśmy poszli tam razem to dozorca zaatakował by i nas. Wtedy nie jedna, a dwie lub trzy osoby byłyby teraz wygnane.

-Może masz rację.

-Morze jest szerokie i głębokie, a ja NA PEWNO mam rację.- złapałam go za ramiona i spojrzałam mu w oczy.

-Dziękuję ci, Mikayla.- przytulił mnie mocno... za mocno.

-Minho... tunel... widzę światło.- wydusiłam.

-A tak! Wybacz!-puścił mnie. Spojrzałam na niego spode łba, ale on tylko się zaśmiał. Po krótkiej chwili patrzenia na niego z politowaniem dołączyłam do tych śmiechów.

-Zdecydowanie wolę cię uśmiechniętego, niż smutnego.- uśmiechnęłam się -Chodź. Już późno.

-Masz rację. Pora spać, ale najpierw... kolacja!- ostatnie słowo wykrzyczał. Tak jak powiedział tak zrobiliśmy. Najpierw poszliśmy na kolację, a potem rozeszliśmy się. Przed snem myślałam o tych wszystkich wydarzeniach. Pewnie Alby pójdzie jutro do labiryntu. Namówię Minho i pójdziemy w trójkę. Co z tego, że to nie będzie nasza kolej? Ledwo skończyłam wymawiać w głowie tę myśl, a już zasnęłam.

""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""

Tak kończymy ten maraton. Dziękuję, że wytrwaliście ze mną do końca tego maratonu. Niebawem pojawią się następne części!

Słowa tej części: 670

Słowa całego maratonu: 3680

Uwięziona w labiryncieWhere stories live. Discover now