Rozdział 2

399 24 2
                                    


Srebrna błyskawica przeszyła niebo. Deszcz padał od dłuższego czasu, a z godziny na godzinę nasilał się. Dwie postacie wpatrywały się w szary nieboskłon, który co jakiś czas rozświetlał się jasnym światłem. Dzięki temu, mogli zobaczyć świątynie Dżokhang skąpaną w deszczu. Jej złoty dach odbijał błyskawice ukazując ich majestatyczny kształt stworzony przed wiekami.

Obie postacie wpatrywały się z wielką uwagą w świątynię. Skinęły do siebie głowami. Jedna z nich zanurzyła się w podłożu, zaś druga zmieniła swój kształt w czarną panterę, po czym ruszyła w stronę starożytnej struktury.

Mnich z zakonu wędrował korytarzami świątyni. Trzymał w ręku tacę z porcelanową zastawą. Mały imbryk ozdobiony został różami, podobnie jak dwie filiżanki. Delikatna para unosiła się nad nimi i sugerowało, że wlane zostało do nich coś gorącego. Do tego dwie łyżeczki oraz cukiernica znajdowały się na tacce i do tego pasowały do kompletu.
Mężczyzna miał na sobie pomarańczowe szaty, które były typowe dla zakonu shaolin.

-Mam nadzieję, że będzie mu smakować.-mnich uśmiechnął się do siebie.

Szedł powoli. Nigdzie mu się nie spieszyło. Wiedział, że ma czas, a jego gość również nigdzie się nie wybierał.
Mnich patrzył przed siebie, co jakiś czas zerkał na niesione w rękach rzeczy.
-Nie ma to, jak herbata malinowa wieczorową porą.-uśmiech nie znikał z jego twarzy.
Jak tylko mężczyzna wszedł do pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi, z podłogi, tam gdzie padał cień wyłoniła się postać w czarnym płaszczu.
Rozejrzała się dookoła, jakby czegoś szukała. Wyciągnęła prawą rękę, aby palcami przejechać po jednej ze ścian. Ciemne, skórzane rękawiczki kontrastowały z jasnymi tonacjami malowideł. Nieproszony gość szedł bardzo powoli, cały czas się rozglądał. Palce delikatnie poruszały się badając dokładnie fakturę.

-Czy ja ci wyglądam na kogoś, kto pija herbatę?-Logan spojrzał na stojącą przed nim filiżankę z gorącym napojem.-Prosiłem o coś mocniejszego.

-Logan, jesteśmy w świątyni.-mnich skarcił towarzysza-Jesteś niepoprawny.

-Słuchaj, Richand nie przyjechałem na herbatkę, do jasnej cholery.-Logan zmierzył wzrokiem mnicha.

Richand nic nie powiedział. Pokiwał tylko głową na boki.

-Nic się nie zmieniłeś. Zawsze w pośpiechu, nie bacząc na zasady.-mnich usiadł naprzeciwko rozmówcy.-Zakosztuj herbaty, pozwól, aby spokój ogarnął twoje ciało.-Richand przystawił filiżankę do warg-Maliny ci w tym pomogą.-napił się gorącego napoju.

-Grrr.-Logan warknął tylko niezadowolony.

Obaj siedzieli przy kwadratowym stoliku na specjalnie przygotowanych poduszkach. Pokój natomiast był urządzony skromnie. Kilka obrazów przedstawiających krajobrazy Tybetu zdobiły ściany, mała szafka, na której stał wazon z kwiatami znajdowała się na prawo od siedzących. Duże okno zasłonięte zostało jasną kotarą.
Logan oparł łokieć lewej ręki o blat stolika, aby wesprzeć o dłoń głowę.

-Herbatki ci się zachciało, bub.-spojrzał na sufit, aby uniknąć spokojnego wyrazu twarzy swojego rozmówcy.
Oparł wolną dłoń o blat, a następnie zaczął stukać o niego palcami.

-Pozwalasz, aby zdenerwowanie brało nad tobą górę, Logan.- mnich spojrzał na to, co robił siedzący naprzeciwko osobnik.

-Odwal się.-Logan pokazał rząd białych zębów-Na moim miejscu, też byś się wkurzał.

-Ja nigdy nie będę na twoim miejscu, dobrze o tym wiesz.-Richand zmierzył rozmówcę wzrokiem.

-Co się gapisz?-szarooki zmrużył oczy.

X Men Evolution: Fortuna SzczęściaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz