Rozdział 4

306 26 26
                                    


Zapach lawendy koił moje zmysły. Dobrze było wrócić do Instytutu. Czułam się tutaj bezpiecznie i było mi tutaj dobrze.
Rozsiadłam się wygodniej w wannie z ciepłą wodą. Patrzyłam na unoszącą się pianę. Dmuchnęłam w biały puszek, który przeleciał na drugi koniec.

-Jak dobrze.-mruknęłam cicho zanurzając się po samą szyję-Warto było poczekać, aż wszyscy pójdą spać.-zamknęłam powieki.

Nie dane mi było jednak, nacieszyć się spokojem, bo ktoś wszedł do łazienki. Odwróciłam się nerwowo, zakrywając się rękami.

-Do cholery, łazienka zajęta, nie widać tabliczki?-warknęłam do nieproszonego gościa-Logan! Oszalałeś?!-byłam zła, widząc tego, który wlazł mi do pomieszczenia.

-Jesteś moją kobietą, nie wiem z czym masz problem, mała.-Logan zamknął drzwi i podszedł do mnie-Brakowało mi ciebie.-szepnął mi na ucho.

-Tak? Jakoś mi się wierzyć nie chce.-zmrużyłam oczy patrząc na mojego rozmówcę-Nie okazujesz tego. Od powrotu z Tybetu, miałam wrażenie, że mnie unikasz.-nadęłam policzki.

Logan złapał mnie za podbródek, a następnie odwrócił mi głowę w swoja stronę.

-Nie rób tak, bo wyglądasz jak chomik.-zmrużył oczy wpatrując się we mnie.

-Bardzo śmiesznie, panie mam kij w dupie. Byś się mną zajął, przytulił, a nie.-odwróciłam głowę w drugą stronę-Ktoś szperał mi w głowie, a ty się tym nawet nie przejąłeś.

-Jak już skończysz, to powiedz, wtedy wrócę.-Logan stał przy drzwiach.

-Ej no! Zostań!-zawołałam do niego-Ta, najlepiej, idź sobie...-podkuliłam nogi, po czym objęłam je rękami.-Najlepiej zostaw mnie...Hmm?-spojrzałam w dół.

Logan objął mnie i przytulił. Nie baczył, że jego koszulka będzie cała mokra. Tkwiliśmy tak w milczeniu, dopóki ten nie zdecydował się towarzyszyć mi w wannie. Zagrzał miejsca po drugiej stronie, jak tylko się rozebrał.

-Nie masz za dobrze?-oparłam nogę o jego ramię.

-Jest wręcz, idealnie.-posłał mi ten swój zadziorny uśmiech.

-Logan, jak myślisz czy mogą być inne tablice?-zamyśliłam się na chwilę.

-Nie wiem i póki co, nie obchodzi mnie to...-odsunął moją nogę, aby przesunąć się do mnie.-...bo mam inny obiekt zainteresowań.-kłapnął mi zębami przed nosem.

-Tak? A jaki niby?-objęłam jego szyję rękami.-A ładny chociaż?

-Nawet bardzo.- Logan oparł się czołem o moje.

-Sara, Logan proszę was. Jesteście w instytucie. Jeśli się nie opanujecie, to do końca życia będziecie uważać, że macie po sześć lat.-w naszych głowach rozbrzmiał głos profesora.

-Charles, ja rozumiem, że sam nie możesz, ale pozwól chociaż innym na...-zakryłam Loganowi usta dłonią.

-Już będziemy grzeczni, profesorze.-zmroziłam wzrokiem Logana-Trzeba było w myślach mu odpowiedzieć, ty durniu. Zaraz pół szkoły usłyszy, co tutaj robimy.

Polizał moją dłoń językiem.

-Co robisz, durnoto?-zabrałam dłoń.

-I co z tego, że usłyszą. Niech słyszą, niech wiedzą do kogo należysz.-Logan uśmiechnął się chytrze.

X Men Evolution: Fortuna SzczęściaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz