16

4 3 4
                                    

ALICIA

Przez resztę dnia odbędzie się 'wielkie liczenie strat po bitwie'. Każdy, kto tylko może, powinien pomóc.
Nie chcę tam iść, nawet nie wiem, dlaczego. Mimo wszystko wstaję i idę do holu, by uzyskać dalsze informacje.
- Alicia! - słyszę za sobą głos Emmy. Odwracam się. Rzeczywiście, dziewczynka biegnie do mnie z otwartymi ramionami i uśmiechem na twarzy. - Alicia! Alicia! - wykrzykuje moje imię, po czym tuli mnie mocno. Od razu czuję, że bardzo się o mnie martwiła.

Za nią widzę Nadię i Isę. Obie trzymają się od siebie na dystans. Idą w dość dużej odległości od siebie.
- Emmo, nic ci nie jest? - pytam, chcąc okazać troskę przyjaciółce. Ona tylko kiwa energicznie głową, ale nie przestaje się szeroko uśmiechać.
Isa podchodzi do mnie. Rozmawiamy chwilę. Dowiaduję się, że poza Eliss zginęło jeszcze paru mentorów i dziesiątki uczniów, jednak będą musieli jeszcze wszystko dokładnie policzyć. Dyrektorka Azylu wydaje się być wciąż mocno podenerwowana.
- Widziałaś gdzieś Jillian? - pyta.
Jilian? Czemu pyta akurat o nią? Hmmm... pewnie dlatego, że jesteśmy jej głównymi podopiecznymi.
- Nie. - odpowiadam, nie trudząc się i nie zadając dodatkowych pytań.
Nie jestem pewna, ale mam wrażenie, że Isa cicho przeklnęła. Chyba naprawdę bardzo jej zależy na tej wiecznie naburmuszonej Azjatce...
Wychodzimy na zewnątrz. Na uliczkach, dróżkach i trawnikach Złotego Azylu nadal leży wiele ciał. Wszystkie bez życia...
Przeczesuję wzrokiem po moich towarzyszkach. Emma wydaje się być zszkowana tak dużą ilością trupów w jednym miejscu. No tak, jakby nie było, jest jeszcze dzieckiem, które nie zrozumie do końca tego wszystkiego, póki nie dorośnie.
Isa stoi spokojnie, starając się nie patrzeć na twarze poległych. Wiem, że ciężko jej zachować spokój. To byli jej przyjaciele. Niektórych ja również zdążyłam poznać. W rogu ogródka z altaną widzę zwłoki małego chłopca. Nie pamiętam jego imienia. Pamiętam za to, jak śmiał się z resztą swojego stolika w stołówce.
Nie był niczemu winien, a mimo tego zginął.
Blond włosy chłopca spływają mu na twarz, zasłaniając oczy. Jego kończyny są powyginane, każda pod dziwnym kątem. Gdy patrzę na to wszystko, mam ochotę krzyczeć: 'Dlaczego?!!!'.
- Podobno ty i ta cała Jilian byłyście głównym celem ataku. - Emma przerywa ciszę słowami mrążącymi krew w żyłach.
- Co takiego?! - wyrywa mi się. - Jak to?!
W takim razie już wiem, dlaczego. Mimo to nadal mam ochotę krzyczeć.
- To prawda, Iso? - pytam. Nie jestem w stanie powstrzymać łez.
- Yyy... Alicio... - Isa ewidentnie boi się potwierdzić słowa Emmy. - Niestety, tak.
- Co?! Dlaczego my?!
- Ponieważ jesteście... wyjątkowe.
Próbuję pozbierać myśli. Czy naprawdę tak wiele osób musiało zginąć?! Zginąć za nas?!
- To był atak znienacka. Mimo ostrzeżenia Nadii, nie zdążylibyśmy się przygotować. - Isa stara się mnie pocieszyć. Kładzie mi rękę na ramieniu. Odpycham ją i kieruję się w stronę stołówki. Muszę pobyć sama. Fizycznie jestem w stanie pomóc w liczeniu, ale psychicznie nie, dlatego też nie zamierzam pomagać. Po prostu nie czuję się dobrze... Najpierw ta głupia akcja z Marcusem, a teraz jeszcze to...
Siadam na pierwszym lepszym krześle w stołówce. Staram się uspokoić. Nagle ktoś kładzie mi rękę na ramieniu. Aż podskakuję na krześle. Czyli nici z uspokajania się...
Odwracam się. Za mną stoi... Jilian.
- Hej. - wita się, po czym siada na przeciwko mnie. - Chyba nie masz nic przeciwko...?
- Nie, nie, siadaj. - przytakuję.
Po raz pierwszy widzę, by 'Panna Naburmuszona' się uśmiechała. Może wcale nie jest tak chłodną osobą, na jaką wygląda...

so long and lost... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz