8

8 5 4
                                    

NADIA

- Uważam, że może pani spokojnie wychodzić do ogrodu i zajmować się domem. - oświadcza mój lekarz, badając mnie. - Do zobaczenia na kolejnej wizycie! - żegna się i wychodzi.
Opadam na łóżko.
Zawiodłam. Czuję to całą sobą. Zawiodłam jedyną osobę, którą kochałam. Naprawdę kochałam.
Obiecałam, że będę się nią opiekować. A ona... zniknęła! Uciekła!
Przeczesuję włosy koloru dojrzałej marchewki, wkładam bladożółty podkoszulek pełniący funkcję piżamy i kładę się spać.
- Miłych snów, idiotko... - to moja forma 'Dobranoc', mówię ją codziennie przed snem. - Chociaż przecież i tak doskonale wiesz, że nic z tego...
Wiem, że to tu jest. Zamykam oczy. Możliwe tuż nad moją głową.
Tuż nad moją głową...
Tuż nad moją głową! O cholera...!
Zaczynam krzyczeć. Modlić się. Błagać!
Siadam. Staram się uspokoić. Nikogo tu nie ma... Nikogo tu nie ma... Powtarzam to jak mantrę.
Czasami mam wrażenie, że przenoszę się w to miejsce, gdzie wszystko się zaczęło...
Widzę krew na dywanie... Krzyczę. Krzyczę bez opamiętania. Dlaczego tylko Czyści mogą sobie z tym poradzić?! Krzyczę, ponieważ to niesprawiedliwe. To straszne. Jesteśmy królikami doświadczalnymi dla ich umiejętności. Pozbawieni magicznej odporności. Jesteśmy zerem w świecie supernaturalnym. W nie-ludzkim świecie.
Płaczę. Krzyczę. Modlę się. Błagam. I tak całą noc. Wierzę. Albo raczej, mam nadzieję. To jedyne, co mam.
A nadzieja zawsze namawia do działania.
Wkładam dżinsy i adidasy. Wychodzę z domu.
Jest trzecia nad ranem.

Nie obchodzi mnie to, do cholery!

Pozostało mi tylko jedno: znaleźć Alicię. To jedyne, co mogę jeszcze dla niego zrobić...

ALICIA

Parę godzin później...

- Wstawaj! - ktoś woła nad moją głową. Znam ten głos. Nawet bardzo dobrze...
Odwracam się na łóżku i widzę nad sobą... Marcusa. Mimo wszystko jestem zaskoczona. Nagle ogarnia mnie złość. Nie odzywał się do mnie, a teraz stoi nad moim łóżkiem jak gdyby nigdy nic!
- Co ty tu robisz?! - mówię z większą pretensją w głosie niż zamierzałam.
- Ja... Nie wiedziałem, że też miałaś przyjechać do Złotego Azylu... - jąka się, i, szczerze mówiąc, wcale mu się nie dziwię.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?!
- Ty też mi nie powiedziałaś...
- Bo nie wiedziałam, że tu będę!
- Ja też nie byłem pewien, czy w tym roku będą chcieli, bym uczył nowicjuszy...
Dopiero po chwili dotarło do mnie, co właśnie powiedział Marcus.
- Że co?! UCZYSZ NOWICJUSZY?! - nie mogłam w to uwierzyć. Marcus nie nadawał się na nauczyciela. Przynajmniej nie ten Marcus, którego znam.
Znałam...
- To trochę długa historia... - próbuje wyjaśniać - Pamiętasz, kiedy zapisałem się na obóz gitarowy?
- A co ma do tego obóz... - nie kończę. Nie ma sensu kończyć. Już wiem. - Czyli chcesz mi powiedzieć, że zamiast obozu gitarowego pojechałeś do Złotego Azylu?! Beze mnie?!
- Ali, miałaś wtedy trzynaście lat! A ja piętnaście! Mniejsza o to: to był taki letni program w Złotym Azylu, dla młodzieży. Ale i tak było trochę strasznie... Mimo wszystko spodobałem im się. Powiedzieli, że za parę lat, po paru szkoleniach, mogę się do nich zgłosić i zająć się podstawowym szkoleniem nowicjuszy.
Słucham jego opowieści niczym niestworzonych historii. Jeszcze to do mnie nie dotarło.
Po chwili ubieram się w strój przydzielony mi na dzisiaj przez Isę, czeszę włosy i idę do stołówki. Marcus idzie za mną. Nie odzywa się już ani słowem. Ja też nie.

so long and lost... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz