Rozdział 2 - Niespodziewany list.

38 6 3
                                    

- Dziś idę na targ - zaczęła mama Shelley - Idziesz ze mną? - dziewczyna ledwo co się nie zakrztusiła. Nie miała najmniejszej ochoty wracać w miejsce, gdzie prawie zginął jej przyjaciel. Zachowała spokój.

  - Nie, raczej nie pójdę. Muszę pójść do Misty - znowu kłamstwo. Nie cierpiała kłamać swojej mamie, ale to jedyna szansa by nie mieć kłopotów. Popatrzyła na twarz jej mamy. Wyglądała na zmartwioną. Podeszła do swojej córki i pocałowała ją w czoło.

  - Tylko, nie wplątuj się w żadne kłopoty, dobrze? - patrzyła na nią opiekuńczo, aż Shelley odpowiedziała:

  - Dobrze - uśmiechnęła się lekko i po chwili obserwowała jak jej matka wychodzi na targ. Posłała jej ostatni uśmiech i zamknęła drzwi.

Od razu wstała na równe nogi i pognała na górę, do swojego pokoju. Nie był on jakiś piękny, ale ważne, że było tu łóżko i biurko. Podeszła do puszki po zupie, która była zawieszona na górnej części okna. Wzięła ją do ręki i skierowała ją przed swoje usta, po czym powiedziała:

  - Misty? Jesteś tam? - po wypowiedzeniu tego, skierowała puszkę wyżej. Nasłuchiwała uważnie. Nie zawsze trik z puszką działał, więc musiała być czujna. Niestety, nie zyskała odpowiedzi. Postanowiła do niej pójść.

Zeszła do głównego pokoju. Zdjęła kapcie i zaczęła nakładać swoje stare tenisówki, które towarzyszyły jej przy każdej napotkanej przygodzie. Nałożyła jeszcze na siebie niebieski płaszcz z kapturem i wyszła na dwór. Zaczęła iść w kierunku domku Misty. Nie był on za daleko, więc nie śpieszyła się. Szła rytmicznie, aż dotarła do domku, podobnego do jej własnego. Ściany z skały, jakieś stare drzwi i otwory, które miały przedstawiać okna. Szczury, nie są złodziejami i jeszcze nigdy nie widziała jednego, który by okradał kogoś. Ufają sobie.

Przed domem spoczywał kot o czarnej sierści. Był śliczny, ale na pewno nie Misty - jest na nie uczulona. Nie zwracając większej uwagi na kota, Shelley zapukała do drzwi. Czekała, aż ktoś jej otworzy, ale jak na razie nikogo nie było. Podeszła do otworu i krzyknęła:

  - Misty? Pani Denver? - odpowiedziało jej milczenie. Nikogo nie było.

Gdzie one są? - zapytała się w głowie.

Zazwyczaj siedziały w domu, ale dobrze mogły pójść na targ, lub do przyjaciela matki - pana Andersona. Jest on myśliwym. Sama nie wiedziała, skąd ma odwagę by wyjść poza Mury. Sama nie wiedziała, jak dała radę się namówić na ten pomysł, który źle się skończył. Mówiono, że czają się tam okropne i straszne potwory z bajek dla dzieci. Ale Shelley wiedziała, że to nie istnieje. Po co na Koloseum takie potwory? A zresztą, nigdy jednego nie zauważyła przez swoje dwanaście lat. Tym lepiej. 

  - O! Shelley, a co ty tutaj robisz? - odwróciła się i ujrzała panią Denver - mamę Misty. Była do niej bardzo podobna. Miały praktycznie identyczne włosy i oczy. Jedyne co je różniło, to wiek, wzrost i charakter. Misty była raczej tą cichą i niewidzialną z grupy, ale każdy ją lubił. Co powiedzieć o jej matce - była jej totalnym przeciwieństwem. Każdy ją znał i uwielbiał. Była bardzo miła i dobrowolna. 

  - Chciałam porozmawiać z Misty, ale widzę, że nie ma jej z panią - jej wzrok skierował się na tyły kobiety, by sprawdzić, czy na pewno jej tam, nie ma. Ale to nic, nie dało. Ponownie spojrzała na kobietę, która uśmiechnęła się i powiedziała:

  - Misty poszła do Marka. Znając moją córkę, mogę stwierdzić, że będzie tam przez jakiś czas. Możesz zacząć tam, a jeżeli jej tam nie ma, to pewnie szwenda się po targu szukając jakichś ładnych bransoletek.

Szczury || KoloseumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz