Rozdział XXXVIII

352 60 9
                                    

Spalding stał na rozległym pastwisku leżącym tuż obok wjazdu na cały obiekt. Kilka razy w ciągu dnia było słychać chrzęst żwiru pod kołami pojazdów. Lecz nagle na drogę wjechał wielki, czerwony koniowóz, który lśnił nowością. Ogier zaczął kłusować wzdłuż płotu w stronę innych koni.

- Wiecie co się dzieje? - Zapytał jakiegoś młodego ogiera.

- Klacz, która przyjechała na stanówkę. Jedna z najlepiej biegających folblutów - odpowiedział.

- Stanówkę?

- Egh... Serio jesteś dorosły i trzeba Ci tłumaczyć? Pokrycie, źrebaki... A z resztą klacz pewnie przyjechała do Ciebie.

Oczy gniadosza wyszły z orbit, klacz? Specjalnie przyjechała na pokrycie? I to jeszcze do NIEGO? To wręcz niemożliwe. Wielki samochód zatrzymał się przed stajnią, a ze środka wyskoczył ten sam mężczyzna, który nieomal wpadł pod trenującego Spalding'a Pharoah'a. Właścicielowie folblutów podali sobie dłonie na przywitanie, i widać było, że chcą od razu przejść do interesu, który leżał między nimi.

- Wyprowadź ją - powiedział bez jakiegokolwiek zainteresowania koniem, który właśnie stał w koniowozie.

Nagle z przyczepy wyszła kara, wysoka klacz, która dumnie stąpała po podłożu. Na jej długich i suchych nogach spoczywały fioletowe ochraniaczem, zaś na jej grzbiecie leżała tego samego koloru derka. Nagle karoszka rzuciła przelotne spojrzenie Spalding'owi, który właśnie kłusował w jej stronę by się przywitać, ponieważ miał to w nawyku, żeby zrobić na sobie dobre wrażenie.

- Black California... - szepnął, a jego oczy błysknęły niezwykłym światłem.

Świat w tym momencie nie miał znaczenia, ogiera interesowała tylko i wyłącznie ta klacz, która jest podobno najlepsza. Wierzył w to całym sobą, bo dobrze o tym wiedział, że folblutka doskonale radzi sobie na torze, bijąc kolejne rekordy toru, które dla niej były po prostu pestką.

- Spalding Pharoah - wyrwało się jej, a na jej pysku zawitał cień uśmiechu.

Blondyn rozkazał stajennemu, by zdjął z klaczy rzeczy przeznaczone do transportu i żeby zawinął gęsty, bujny, czarnego włosia ogon. Włosie klaczy zawinięte było żółtą owijką, a samego folbluta, który wręcz szalał na pastwisku, wyprowadzono i zaczęto uspokajać. Gniady folblut prowadzany był wokół karoszki, która nie wykazywała żadnego zainteresowania obecnością ogiera.

- No to co, niech powstaną potomki młodych legend toru - powiedział mężczyzna w garniturze.
***************************
Przestałam ogarniać samą siebie, nie wiem co dzieje się ze mną. Proszę Was tylko o to żebyście nie nalegali na kolejne rozdziały. Przepraszam za tak długą przerwę w dodawaniu rozdziałów, ale jest! Nie obiecuję, że będę dodawała je regularnie, ponieważ wszystkie moje obowiązki się nawarstwiły. Teraz łapcie ten rozdział i cieszcie się, to znaczy mam nadzieję, że się cieszycie.

Spalding Pharoah - młoda legendaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz