I

197 11 4
                                    

Pogoda dopisywała tamtego dnia. Słońce wdzierało się do sypialni bardzo niedyskretnie. Vivien nie miała więc możliwości wylegiwania się dłużej w łóżku, mimo wczesnej pory promienie bezkarnie jej na to nie pozwalały. Dziewczyna nie do końca była przygotowana psychicznie na ten dzień, przecież to pierwszy września, dzień, w którym miała rozpocząć drugi rok nauki w tym dennym budynku zwanym liceum. Wiedziała, że jest już sama w domu, matka po rozwodzie z problematycznym ojcem postanowiła stanąć na nogi i znalazła pracę, którą naprawdę lubiła, chociaż wymagała od niej poświęceń. Mianowicie powróciła do pasji i pracowała w archeologii. Kochała to całym sercem, historią zafascynowana była od dzieciństwa, ale rodzina stała się jej priorytetem.

Wychodząc z domu Vivien zauważyła młodego mężczyznę na podjeździe przeciwnej posesji. Kojarzyła go z sprzed kilku lat, syn państwa Lewis, Nicholas. Wyprzystojniał pomyślała. Pamiętała, że studiował, ale nie była pewna co, widziała go ostatnio jako mała dziewczynka, kiedy jeszcze był w liceum. Był zawsze uśmiechnięty i chętny do pomocy. Gdy miała dziesięć lat niefortunnie spadła ze swojego nowego rowerka. Blondyn, który był świadkiem tego przykrego zdarzenia ruszył na ratunek zapłakanej brunetce, a następnie opatrzył jej obite kolano. Uważała go od wtedy za bohatera, często obserwowała chłopca przez okno i wyobrażała sobie, że jak podrośnie, to na pewno wezmą ślub przy pobliskim stawie, a ona będzie miała długą białą suknię. Z perspektywy czasu śmieszyło ją to wspomnienie. Obserwowała go jeszcze przez chwilę dopóki nie wsiadł do auta, po czym włożyła białe słuchawki do uszu i ruszyła uśmiechnięta w stronę przystanku.

Pierwszy dzień minął dosyć szybko i sprawnie. Dyrektor nie przemawiał za długo, a wychowawcy rozdali tylko plany na najbliższy rok. Brak przeciągania bardzo cieszył pozostałych uczniów, nikt nie chciał przebywać w budynku za długo, każdy był jeszcze duchem na wakacjach. Vivien wcale nie różniła się w tej sprawie od reszty, sama rozpaczała, że będzie miała mniej czasu na wieczorne granie na pianinie. Była to jej największa pasja, której oddana była całym sercem i momentami żałowała, że nigdy nie chodziła do poważnej szkoły muzycznej. Jednak w jej przypadku wystarczyły chęci i zaangażowanie.

***

Nastał drugi września, a więc kolejny zbędny dzień poświęcony na bezsensowne omawianie programów nauczania, na które i tak nikt nie zwracał uwagi. Chociaż z drugiej strony dziewczyna mogła bez problemu bazgrać nuty w swoim ukochanym zeszycie. Najbardziej fascynowało ją to, że kilka kresek i zmienione tempo zmieniają utwór o sto osiemdziesiąt stopni. Muzyka to jedyna rzecz, za którą wdzięczna była ojcu, który wprowadził ją do tego niesamowitego świata. Na końcu przyszedł czas na znienawidzoną przez Vi matematykę. Nie bez powodu brunetka znajdowała się w klasie z rozszerzonym angielskim i historią. Ledwo odróżniała plus od minusa, nie wspominając o pozostałych znakach, a co dopiero gdy znajdują się w jakichś równaniach. Weszła do klasy bez większego entuzjazmu i z opuszczoną głową. Usiadła w tylnej ławce, bo wiedziała, że profesor Truman bierze do tablicy tylko matematycznych maniaków z pierwszego rzędu.

- Dzień dobry, mam nadzieję, że nie będziecie długo tęsknić za panem profesorem Trumanem - Vi gwałtownie spojrzała na szczerzącą się postać przemawiającą z środka klasy. - Wasz były profesor odszedł na zasłużoną emeryturę, co niezmiernie mnie ucieszyło, bo mogłem w ekspresowym tempie dostać pracę.

Przed zieloną tablicą stał blady blondyn, ubrany w czarną koszulę i tego samego koloru spodnie. Brunetkę nie bez powodu wmurowało w krzesło, kilka metrów od niej znajdował się Nicholas. Dziewczyna nigdy by nie pomyślała, że skończył już studia, mysłała, że ma jeszcze z rok czy dwa. Pomijając już fakt, że nigdy nie posądziłaby go o planowanie bycia nauczycielem.

- Mam nadzieję, że się dogadamy - tłumaczył Nicholas, a wszystkie dziewczyny wpatrywały się w niego jak w obrazek. Nie oszukujmy się, każda marzy o takim nauczycielu. - Mógłbym oczarować was tekstem w stylu "matematyka jest jak nurt wodny" albo "bez matematyki, jesteśmy ślepi", ale wiem, że dostałem klasę przyszłych prawników, więc nawet nie dacie się oszukać. Ja będę miły dla was, wy dla mnie i w taki sposób przejdziemy przez cały ten wasz śmieszny podręcznik. Jakieś pytania?

***

Po skończonych zajęciach wrócił do domu i wyciągnął z lodówki zimny napój. Nie potrafił określić jak się czuł. Zastanawiał się jakie wrażenie wywarł na nauczycielach i uczniach. Nie był pewien czy odnajdzie się w tej pracy, bo właściwie nie chciał być nigdy nauczycielem. Wprawdzie lubił pracować z młodzieżą, ale w głębi serca marzył o byciu artystą. Nawet nie miał określonych wymagań co do profesji, lubił wszystko, gdzie mógł wyrazić siebie. Często komponował, zazwyczaj na skrzypce i pisał teksty, a nawet zdarzało mu się napisać opowiadanie. Jednak nikt go nigdy nie uświadomił, jaki potencjał w sobie krył, wszystkie zapisane kartki papieru szły do szuflady. Bał się kompromitacji i rozczarowania. Wybrał studia matematyczne z powodu presji ojca; wiedział, że jakby powiedział mu o swoich pragnieniach, on wybiłby mu je szybko z głowy, a poza tym dostawał od rodziców sporą sumę pieniędzy. Nick nie planował iść od razu po studiach do pracy. Ale kiedy ojciec uświadomił go, że nie będzie go wiecznie utrzymywać, musiał się czegoś złapać. A emerytowany profesorek uratował mu tyłek. Nie chciał narzekać, zawsze mogłoby być gorzej.

- Jak pierwszy dzień? - zapytała go matka.

- W porządku, myślę, że dam radę - odpowiedział, nie do końca wierząc w swoje słowa. Zjadł z rodzicielką obiad, po czym udał się do swojego pokoju, w którym mógł być sobą.

***

Vi siedziała przy pianinie już od godziny i miała wrażenie, że palce zaraz jej odpadną. Nie potrafiła się wystarczająco skupić, by zagrać utwór. Powrót chłopaka z domu naprzeciwko zajmował jej wszystkie myśli. A miała ochotę wysilić delikatnie swoje struny głosowe w jednej z piosenek. Nie robiła tego za często, uważała, że do tego talentu nie otrzymała. W rzeczywistości miała naprawdę bardzo ładną barwę głosu, ale z pewnością brakowało jej pewności siebie. Wieczne kłótnie rodziców i pijaństwo ojca bardzo odbiły się na niczemu winnej dziewczynie. Odpuściła sobie ćwiczenia, a po skończonej toalecie ułożyła się wygodnie w łóżku i zasnęła, nieświadomie myśląc o blondynie z domu naprzeciwko.

Witam :) Liczę na obiektywne opinie!

RównanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz