IV

107 13 2
                                    


Jechali w ciszy. Ona była zbyt oszołomiona zdarzeniami, a on zdecydowanie nie chciał pogarszać i tak już tragicznej sytuacji. Mógł w ciszy zastanawiać się, co powinien zrobić z psiakiem.  Najbardziej do gustu przypadł mu pomysł poczekania, aż on wydobrzeje, potem oddania go do schroniska. Byleby dziewczyna nie miała nic przeciwko. Gdy zorientował się, że jego myśli krążą wokół brunetki, skarcił się w myślach. Nie mógł sobie na to pozwolić.

- Wejdziesz? Nakarmisz go, czy coś... - zaproponował Nicholas, gdy wjeżdżał na podjazd. 

- Nie wiem, w sumie mogę - uśmiechnęła się delikatnie, wciąż trzymając zaczynającego rozbudzać się psiaka. 

I przychodziła tam codziennie dopóki Rocky (właśnie tak go nazwała, gdyż po zwierzaka nie odezwał się żaden opiekun) nie stanął na nogi. Potem coraz częściej wyprowadzała go na spacery. Nie bywała u niego nigdy za długo, lubiła go karmić i zabawiać, gdy jej nauczyciel musiał siedzieć nad sprawdzianami. Odpowiadało jej to, w ten sposób długo nie rozmawiali. Czułaby się jeszcze dziwniej podczas lekcji matematyki. 

On lubił gdy odwiedzała jego i Rocky'ego. Ten pies bardzo ją polubił i to z jaką wzajemnością. Widział, że podczas tych spotkań jest bardzo szczęśliwa i obdarowuje zwierzaka najszczerszymi uśmiechami, jakie tylko mogła dać. Mało mówiła, chciał czasem z nią porozmawiać, rzucić jakiś temat, ale zawsze rezygnował. Nie wiedział jakie tematy będą bezpieczne, dziewczyna była bardzo wrażliwa, a on nie chciał jej przestraszyć. Postanowił więc zostawić wszystko tak jak było. Nawet pomysł oddania go odszedł w niepamięć. 

*** 

- Nie zdam,  nie zdam, nie zdam, nie zdam... - powtarzała jak mantrę Julie. 

- Pytałam cię już trzy razy i wiem, że wszystko umiesz. Przestań dramatyzować - skomentowała to już poirytowana Vivien.

Dziewczyny czekał sprawdzian z historii. Przedmiot ten nie sprawiał im problemu, jednak obie przejmowały się swoimi ocenami. Vi denerwowała się w środku, po cichu, a Jul natomiast emanowała swoim stresem. 

- Nie mogę go oblać, przecież to zniszczy moją przyszłość... 

- Obiecuję ci, że jeśli się nie zamkniesz, to możesz zapomnieć o piątkowych lodach.

- Nie zrobisz mi tego - zmierzyła brunetkę.

- Słońce, nie znamy się od dziś - odpowiedziała Vi, po czym obie głośno się zaśmiały. Ich rechot przerwał dźwięk dzwonka.

*

- Dlaczego to było takie banalne? Nie było tam większości zagadnień, które ta jędza nam podała. Po co ja się tyle tego uczyłam. Co mi po tym przedmiocie w przyszłości? - rozczulała się Julie po wyjściu z klasy historycznej.

- Mówiłam, że tak będzie. A teraz uciekam, bo autobus mi odjedzie. Pa! - ucałowała przyjaciółkę w policzek, po czym pognała w stronę przystanku.

*** 

Kończył zmywać naczynia, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi. Wiedział, że to Vivien, nie wiedział dlaczego wciąż dzwoni, skoro przychodzi prawie codziennie. 

- Witaj Vivien - zaprosił ją do środka. - Chcesz się czegoś napić?

- Dzień dobry - delikatnie się uśmiechnęła. - Ja tylko po Rocky'ego. 

- Widzę cię tu codziennie, dlaczego nie weźmiesz go do siebie?

- Przepraszam, nie wiedziałam, że panu to przeszkadza, jak pan sobie nie życzy, to mogę po niego nie przychodzić - plątała się zmieszana brunetka. 

RównanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz