II

108 11 4
                                    

Cały wrzesień minął Vivien standardowo. Przyzwyczajała się na nowo do szkoły, klas, nauczycieli i uczniów. Znów musiała oglądać wiele znajomych twarzy, które nie zawsze były mile widziane i poznawała nowe. Patrząc na wszystkich pierwszoklasistów zastanawiała się, czy ona zachowywała się w podobny sposób. Za każdym razem nie mogła powstrzymać się od parsknięcia, gdy grupka uczniów dumnie kroczyła korytarzem, niczym na pokazie Victoria's Secret oraz gdy dziewczęta nie potrafiły przystosować swojej garderoby do instytucji. Wydawało się jej, że rok temu jej i jej kolegom trudno było się odnaleźć w nowym miejscu i woleli ukrywać się w cieniu, niż panoszyć się w każdym możliwym miejscu. No cóż zawsze odpowiadała sobie w myślach.

Po wejściu do klasy matematycznej udała się prosto do swojej ławki w przedostatnim rzędzie. Od kilku lekcji siedzi w niej razem z Julie, dziewczyną, która postanowiła zmienić rozszerzenia. Poddała się, już nie jest tak zafascynowana chemicznymi wzorami jak rok temu. Nastolatka okazała się naprawdę sympatyczną i miłą osobą, a do tego wspaniale rysowała.

- Przypomniało mi się, przeczytałaś już w końcu tę książkę? - zagadała w trakcie lekcji Julie.

- Przepraszam, zostało mi jeszcze kilka rozdziałów, nie miałam ostatnio czasu - odpowiedziała ze smutkiem Vi, po czym wróciła do przepisywania rozwiązania zadania z tablicy, z którego rozumiała tyle co nic.

- Williams, twoja kolej - usłyszała zza biurka nauczyciela. W duchu dziękowała Bogu, że zdążyła chociaż przelotnie zobaczyć na którym ćwiczeniu są.

Dziewczyna powoli przerysowała trójkąt, starając się jak najdłużej przedłużać. Naniosła na swoje dzieło odpowiednie liczby i przeczytała jeszcze raz treść zadania, ale w niczym jej to nie pomogło. Speszona spojrzała na pana Lewisa błagalnym wzrokiem.

- Masz potrzebne informacje do tego, by wyliczyć jaką miarę ma bok "b"? - spytał łagodnie blondwłosy mężczyzna.

- Wydaje mi się, że tak - cicho odpowiedziała.

- Czego użyjesz?

- Może sinusa? - na słowa dziewczyny Nicholas twierdząco kiwnął głową, więc dziewczyna zabrała się do działania.

Matematyk wstał i podszedł bliżej uczennicy, przez to Vivien poczuła się trochę nieswojo. Ich oczy się spotkały, a nastolatce aż zabrakło języka w gębie. Miał cudowne oczy, niebieskie niczym ocean. Po chwili zdała sobie sprawę, że musiał powtórzyć pytanie, a jej twarz przybrała kolor purpury.

- Vivien, czego użyjesz, by najłatwiej uzyskać odpowiedź na miarę boku "c"?

Nie mam bladego pojęcia pomyślała i już tak chciała odpowiedzieć, ale przeszkodził jej w tym dzwonek sygnalizujący koniec matematyki. Lewis kazał swoim uczniom dokończyć zadanie w domu. Brunetka w tempie ekspresowym chwyciła zeszyt z ławki i wybiegła z klasy wciąż zażenowana całą sytuacją. Poczekała za Julie przed pomieszczeniem, a gdy wyszła, razem pokierowały się wgłąb korytarza w poszukiwaniu następnej sali, jaką była klasa historyczna.

***

Zaczynał się wkręcać w swoją pracę. Poznawał uczniów, ich charaktery, analizował sposoby, w jakich on i uczniowie czuli się najlepiej. Przychodziło mu to zadziwiająco łatwo, dogadywał się z większością, pewnie przez niewielką różnicę wieku. Myślał nawet nad zorganizowaniem jakiegoś obozu, może nie matematycznego, ale rekreacyjnego... Czemu by nie spróbować? Po lekcji matematyki z klasą Vivien Nicholas dopiero teraz zdał sobie sprawę, że pamięta pannę Williams z czasów sprzed studiów. Przypomniał sobię sytuację z rowerkiem i uśmiechnął się niewinnie na to wspomnienie. Była uroczym dzieckiem, współczuł jej, gdyż niedawno dowiedział się, że rodzice dziewczyny są w separacji i czeka ich rozwód. Nie miał pojęcia o sytuacji w jakiej znajdowała się dziewczyna, zdawał sobie sprawę, że dla dziecka musiał być to koszmar. Żałował, że nikt wtedy nie zareagował, nie pomógł biednej pani Marie Williams i jej małej córce. Teraz ta córka zdecydowanie nie była już mała. Może trochę niska, ale z pewnością nie może nazwać jej już dzieckiem. Była naprawdę ładna, naturalna, a jej brązowe włosy idealnie pasowały do cery i oczu. Miał nadzieję, że teraz jest szczęśliwa.
Już chciał wychodzić z klasy, ale zobaczył zeszyt na ławce Viviev. Zdecydował się go wziąć, by oddać właścicielce. Właściwie mógł go po prostu schować do klasowego biurka, ale postanowił włożyć go do torby, po czym udał się na szkolny parking w poszukiwaniu swojego samochodu.

***

Pił swoją ulubioną kawę, czarną, bez cukru ani mleka. Dziś była to już jego trzecia. Mówił, że jak tak dalej pójdzie, to szybko zejdzie na zawał. Było to jego przygotowanie do sprawdzenia pierwszej kartkówki jaką zrobił jednej z klas. Wyjął z torby wszystkie potrzebne mu rzeczy, w których znalazł rónież zeszyt z ławki Vivien. Chwilę się zastanawiał i po czym go otworzył. Był przekonany, że przedmiot przeznaczony był do matematyki, ale w środku nie było żadnej cyfry. Zeszyt pełen był zapisków nutowych, a czasem zobaczył kilka tekstów. Nie widział nic podobnego wcześniej, więc stwierdził, że była to jej autorska praca. Był naprawdę pod wrażeniem, nie miał pojęcia, że Vivien interesuje się muzyką. Na razie odstawił go na bok i zabrał się za sprawdzanie kartkówek, mimowolnie zerkając na własność panny Williams.

***

Po zakończonych zajęciach Julie razem z Vivien wyszły z budynku, zadowolone z odwołania ostatniej lekcji jaką miał być w-f. Uśmiechnięte oparły się o betonowy murek.

- Pójdziemy na gofry? - zaproponowała blondwłosa nastolatka robiąc minę szczeniaczka.

- No okej - westchnęła Vi. Nie potrafiła nigdy odmówić koleżance.

- To chodź!

- Naprawdę Lewis mieszka naprzeciwko ciebie? - dziwiła się Julie podczas rozmowy o nowym nauczycielu. Siedziały w kawiarni, nigdy nie miały okazji porozmawiać dłużej, ich relacja zaczynała się i kończyła na lekcji matematyki i kilku innych przedmiotów w jednej ławce.

- No mówię ci! Raz opatrzył mi zbite kolano - mówiła dumnie brunetka z pełną buzią, przez co odrobina bitej śmietany spadła jej na jeansy.

- Ciamajda.

- Z ciebie jest! - na te słowa obie głośno się zaśmiały.

- Chciałabym mieć tak gorącego sąsiada. Szkoda, że ma tyle lat. Znaczy mi by to nie przeszkadzało, ale moja mama mogłaby nie być z tego zadowolona. Właściwie lubię starszych, a po nim nawet tego nie widać. Myślisz, że on kogoś ma? - blondynka paplała jak najęta. - Halo, Vi?

- Przepraszam, zamyśliłam się. Co mówiłaś?

- Pytałam, czy on kogoś ma.

- Nie wiem, nikogo nie widziałam. A co?

- Z ciekawości - odparła Julie, po czym wróciła do wzdychania nad niebieskookim nauczycielem.

***

Właśnie kończył sprawdzać ostatnią kartkówkę, kiedy do domu wrócili jego rodzice.

- Synu, musimy porozmawiać - powiedział Stephen Lewis, siadając przy stole, podczas gdy jego małżonka wstawiała wodę na kawę.

- O co chodzi? - zapytał zdziwiony Nick. Nic nie przychodziło mu do głowy.

- Chcielibyśmy się z mamą przeprowadzić. Gdzieś bliżej centrum, mamy dość tej okolicy. Ty masz swoją pracę niedaleko, więc zostawimy ci ten dom - tłumaczył. - Ale oczywiście pieniądze wciąż będziesz dostawał.

- Skoro tak chcecie - uśmiechnął się. Z jednej strony się cieszył, bo rodzice byliby zadowoleni, a nie musiałby i tak martwić się o pieniądze. Ale sam w takim wielkim domu? Podczas studiów mieszkał w akademiku, towarzystwa mu nie brakowało. - Pójdę już do siebie.

W pokoju przypomniał sobie o zeszycie Vivien. Otworzył go i przeanalizował dokładniej wszystkie zapiski. Czuł, że nie powinien, w końcu to własność prywatna, ale nie mógł się powstrzymać. Utwory były naprawdę dobre, a dziewczyna zdecydowanie miała do tego talent. Zatrzymał się na jednej stronie, ze skupieniem wszystko rozczytał. Coś go tknęło. Wstał i wyciągnął spod łóżka zakurzone pudełko. W środku znajdowały się jego skrzypce, które schował kilka lat temu. Nie był pewien czy pamięta jeszcze cokolwiek, ale nie chciał się poddawać. Nastroił instrument, a po chwili znów przyłożył skrzypce do twarzy i spod smyczka zaczęły wydobywać się pierwsze dźwięki melodii. Grając, czuł, jak bardzo kompozycja naładowana jest emocjami. Znów stawał się jednością z ukochanym przedmiotem, mimo iż nie wszystko brzmiało idealnie. Ale i tak Nicholas dawał z siebie wszystko, jego palce wciąż w miarę sprawnie skakały po stronach. Gdy skończył, czuł się wyczerpany, ale spełniony. Nie wiedział, że tak bardzo za tym tęsknił. Mimowolnie pojedyncza, ledwo zauważalna łza wypłynęła spod jego powiek.

:)))

RównanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz