1.

67 3 0
                                    




Nawet nie wiem jak zacząć pisać to co czuję w tej chwili.

Od kiedy moja mama dostała pracę w Nowym Jorku, jestem skazana na wyjazd do tego miasta. Nie to, że mi to przeszkadza.

Nowy Jork to duże miasto w którym mam większe możliwości. Bardzo lubię śpiewać i w przyszłości chciałabym robić coś w tym kierunku. Dodatkowo potrafię grać na gitarze i perkusji. Już jako mała dziewczynka byłam oczarowana melodią jaką wydaje gitara. Moja mama zawsze robiła wszystko abym czuła się szczęśliwa, a zwłaszcza po tym jak zostawił nas ojciec.

Zostawił mnie i mamę i założył rodzinę z inną kobietą. O wiele młodszą kobietą... Cóż, jako mała dziewczynka bardzo przeżywałam to, że ojca nigdy nie ma. Zapominał o moich urodzinach, a ja co roku czekałam choćby na głupie życzenia. Z czasem zaczęłam więcej rozumieć, zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę go nie znam i nie wiem z jakim człowiekiem mieszkałam przez 6 lat pod jednym dachem. Gdy skończyłam 12 lat starał się ze mną skontaktować, pisał listy, dzwonił ale nigdy nie odbierałam, a listy od razu wyrzucałam. Nie chciałam go znać po tym wszystkim. Jako mała dziewczynka, córeczka tatusia jeszcze może zdołałabym mu wybaczyć i rzucić się bez zastanowienia na szyję, lecz teraz gdy mam 17 lat myślę jasno i nie wyobrażam sobie odnowienia kontaktów z człowiekiem który skrzywdził mnie i moją mamę.

Perkusja nie była instrumentem na którym chciałam grać. Przynajmniej na początku. W 6 klasie, kiedy spokojnie odbijałam sobie piłkę ze swoimi przyjaciółmi, jedna z lubianych dziewczynek z którą każdy chciał się kolegować o imieniu Julia podeszła do mnie i bez zastanowienia popchnęła mnie, wylewając cały sok pomarańczowy na moją głowę. Zaczęła mnie wyzywać od grubych, brzydkich, bezwartościowych śmieci. Można się zastanowić skąd dzieci czerpią takie negatywne emocje? No cóż.. XXI w. Bardzo dotknęły mnie słowa wypowiedziane przez Julię. Byłam smutna ale za razem zła. Po powrocie ze szkoły do domu poprosiłam mamę aby zwiozła mnie do sklepu muzycznego. Na miejscu szukałam czegoś co pomoże mi w wyładowaniu złości.

Nie byłam i nadal nie jestem typem dziewczyny, która odreagowuje na drugim człowieku. Chodząc po sklepie zobaczyłam perkusję, podeszłam do niej i usiadłam na taboreciku stojącego koło niej. Nie bardzo wiedziałam od czego zacząć. Nigdy nie miałam styczności z tym instrumentem. Dałam ponieść się emocjom i uderzałam w bębny i talerze jak leci. Zatraciłam się w głośnych dźwiękach. Nie wiedziałam ile grałam ale pomogło mi to zapomnieć i odreagować.  Gdy otworzyłam oczy ze wszystkich stron otaczali mnie ludzie i zaczęli bić brawa.

-Dziewczyno masz ogromny talent! Kto jest twoim nauczycielem muzyki? - zapytał jakiś mężczyzna trzymający syna na rękach.

I tak to się zaczęło. Bez nauki gry zaczęłam przygodę z nowym nabytkiem. Z czasem coraz mniej zaczęło mnie obchodzić zdanie innych. Nie zależało mi na znajomościach. Miałam jedną zaufaną przyjaciółkę Sarę, którą kochałam całym swoim serduszkiem. Zawsze mnie wspierała, jeździła ze mną na różne konkursy wokalne, zawsze trzymała za mnie kciuki. Boże...Jak trudno będzie mi się z nią rozstać.

-Ana? Słuchasz mnie?- z tego całego zamyślenia wyrwała mnie moja mama Iga.

-Oczewiście, że cie słucham! A co mowiłaś?- spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem, wywracając oczy.

-Pytałam się czy jesteś gotowa na wyjazd. Spakowałaś się już?

-Taaaak, mamo. Idę dzisiaj z Sarą do klubu. Muszę się z nią pożegnać i z resztą znajomych. Masz coś przeciwko? - zapytałam robiąc minę słodkiego szczeniaczka.

-Oczywiście, że nie kochanie. Ale wróć jak najwcześniej się da. O 8 mamy wylatywać więc..

-Okej! Kocham cię! Paa!- nie dałam jej dokończyć.

Pobiegłam na górę. Wzięłam szybki prysznic i zaczęłam zakładać sukienkę, którą wcześniej położyłam na łóżku. Była czarna, do połowy ud, na długi rękaw, miała wycięcie na plecach sięgające do ich połowy. Dekolt  zakryty był czarną koronką. Do tego założyłam czarne dziesięciocentymetrowe szpilki na platformie. Do również czarnej torebki wrzuciłam telefon, klucze oraz trochę pieniędzy. Jeszcze wcześniej zrobiłam delikatny makijaż, podkreślając przy tym moje niebieskie oczy, usta pomalowałam na ciemny bordowy kolor. Długie, brązowe włosy, bo sięgają aż po tyłek, podkręciłam na końcach i ostatecznie spryskałam lakierem. Efekt obejrzałam w lustrze i stwierdziłam, że nie wyglądam tak źle. Chwilę po tym telefon w torebce zaczął cicho wibrować. SMS.

Od; Sarka

Jesteśmy pod twoim domem :* Wychodź księżniczko....

Uśmiechnęłam się pod nosem. Tak. Zdecydowanie ciężko będzie mi bez niej. Wybiegłam z domu, wcześniej żegnając się z mamą i zapewniając ją, że wrócę cała i zdrowa. Dodatkowo zdążyła mi przypomnieć, że wszyscy potencjalni 'chłopcy' do łóżka mają trzymać się ode mnie z daleka. Ahh, te mamy...Mam na to jakiś wpływ?

Wsiadłam do samochodu od razu czując perfumy Sary wymieszane z perfumami jej chłopaka Nikodema. Byli naprawdę fajną parą. Zazdrościłam im tej miłości. Od 4 lat są razem i nie widzą życia poza sobą. Zanim zdążyłam coś powiedzieć Sara z trudem zaczęła przenosić się na tyły. Usiadła koło mnie i mocno przytuliła.

-Będę za tobą strasznie tęsknić! Kto ze mną teraz będzie uprowadzał kota mojej sąsiadki?! - na samą tą myśl zaśmiałam się.

Jej sąsiadka pani Zach ma bardzo pięknego kota rasy syjamski. No cóż, czasami po prostu brałyśmy go domu bez pozwolenia i siedziałyśmy z nim oglądając jakiś film lub robiłyśmy inne głupoty. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie to, że sąsiadka kochała swojego kota nad życie i tylko gdy zauważyła, że maluch nie przychodzi wydzwaniała po policję. Hah do tej pory nie ogarnęła się, że to my zabieramy jej kota a później oddajemy kiedy policja przyjeżdża aby przyjąć zgłoszenie.

-Ja też będę tęsknić...Będziemy do siebie pisać codziennie albo chociaż co kilka dni. Poza tym chcesz studiować w Nowym Jorku więc prawdopodobnie tak czy siak znowu będziemy razem.- uśmiechnęłam się do niej, pocieszając ją. Widziałam, że ma zaszklone oczy i prawdopodobnie za kilka minut jeżeli nic nie zrobię zacznie płakać.

-Masz rację. Dobra koniec smutków! To twój ostatni dzień z nami więc zabawimy się dzisiaj!- powiedziała entuzjastycznie.

Uśmiechnęłam się do niej i do Nikodema, który także patrzył na nas ze smutkiem w oczach. Dzisiaj się zabawie. Tak, zdecydowanie się zabawię.

Zacznij żyćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz