Nigdy nie próbowałam być lepszą wersją siebie. Nigdy nawet po głowie nie chodziło mi, aby specjalnie walczyć o moje marzenia. Czułam się tak bardzo zmęczona własnym życiem, że nagrywanie filmików traktowałam bardziej jako zwykłą zabawę, nic nie znaczący epizod, który i tak w pewnym momencie się zakończy i przyniesie więcej strat niż pożytku. Jednak widząc ponad pięćset tysięcy wyświetleń pod ostatnim filmikiem nie mogłam uwierzyć…
- O. Mój. Boże! Demi pisze o Tobie na Twitterze! Lucy! – z drugiego pokoju zawołała mnie podekscytowana Lily.
Nic nie odpowiedziałam. Zaraz po przebudzeniu się sprawdzałam maile i wiadomości. Prawie nigdy nie miałam nic nowego. Ale nie dzisiaj.
- Zayn też! I Niall! I Josh Hutcherson! Lucy, chodź tu!
Zamknęłam oczy. To było przerażające. Nigdy nie chciałam się wyróżniać, a zaraz cały świat będzie wiedział, kim jest Lucy Bright. Co lubi, jakiej muzyki słucha, co je na śniadanie, z kim się całowała… Nie, nie takiego życia chciałam. Chciałam być sobą. Chciałam grać alternatywną muzykę, niekomercyjną. Chciałam… Pozostać w cieniu tych wielkich gwiazd. Powoli, bardzo powoli zmusiłam się do tego, żeby wstać. Skierowałam się do kuchni, zagotowałam wodę i nalałam sobie kawy. Tak… Cztery łyżeczki rozpuszczalnej umiało postawić człowieka do pionu.
Usiadłam obok brunetki, a ona zaczęła pokazywać mi wszystko. Komentarze, twitty… Boże, obserwowało mnie teraz sto tysięcy osób! Każdy przeczyta, co chodziło mi po głowie trzy lata temu!
- Mogę usunąć ten filmik? Błagam… - spojrzałam błagająco na przyjaciółkę mimo tego, że znałam odpowiedź. Pokiwała przecząco głową.
- Nigdy w życiu! Nareszcie ktoś cię zauważył!
Skrzywiłam się. Nigdy mi o to nie chodziło. Fakt, cieszyłam się, gdy przybywało coraz więcej osób, by mnie posłuchać, ale bez przesady…
- Możemy wyjść? Proszę? – spojrzałam na Lily. Potrzebowałam świeżego powietrza.
Kiwnęła mi głową na zgodę.
***
To było jakieś wariactwo. Chcieli zrobić ze mnie olejne „cudowne” dziecko z You Tube jak Bieber’a? Naprawdę? Dwudziestolatkę? W ciągu zaledwie 4 godzin dostałam tyle propozycji podpisania kontraktu, że zaczęło mnie to przerażać. Serio? Ja i płyta? Przecież to niemożliwe! Na szczęście miałam Lily i Victorie, i to one aktualnie przeglądały każdą propozycję. Analizowały, myślały, a potem podstawiały mi pod nos te ciekawe. Ja siedziałam w pokoju i brzdękałam na gitarze.
Widzę ogień w Twoich oczach,
Czy zgaśnie, gdy odkryjesz to, co ukryte?
Nie potrafiłam przestać śpiewać , pisać i grać. Działało to na mnie jak najlepszy odstresowujący rytuał. Faktycznie, muzyka to była miłość mojego życia. Ale czy to właśnie chciałam robić w życiu? Miałam wrażenie, że w ciągu pięciu minut całe moje dotychczasowe życie się zmienia.
Chciałabym zginąć obok,
Miałabym pewność, że odejdziemy razem.
Mój pokój wypełniał zapach mojego ukochanego wosku Yankee Candle – Pink Sands. Przypominał mi wakacje i to beztroskie, cudowne życie. To, w którym nie decydowałam za siebie. W którym nie dane mi było przekreślić żadnej własnej szansy, bo kto inny ją odrzucał lub przyjmował.
Boże, jak wiele jeszcze jest przede mną. Jeśli nie umiem podjąć takiej decyzji, to co dopiero będzie dalej?! Jak poznam, że chce założyć rodzinę, jak zdecyduje się na przeprowadzkę? Przecież nie będę wiecznie mieszkać z Lily.
W powietrzu czuć smog,
czy miło jest patrzeć, na to, co niszczysz?
Właśnie – o to cała ja. Gdy w pobliżu jest facet, staję się twarda, nieprzystępna, zdecydowana. Gdy jestem sama, jestem miękka. I tyle.
Mam nadzieję, że o mnie nie zapomnisz,
jeżeli noc nie zapadnie, chcę być przy tobie.
Zniszczyłeś wszystko,
ja i tak Ci wybaczę.
Widzę ogień w Twoich oczach,
co mogę zrobić, żeby się nie rozprzestrzenił?
Może wcześniej was okłamałam… Miałam jednego, cudownego faceta. Nazywał się Mike. Nie, nie zranił mnie, bardziej to ja zraniłam go. Wiedziałam, że tak naprawdę go kocham, a i tak z nim zerwałam. Jakie to głupie, tak bardzo bałam się być zależna od kogoś… Ale nieważne. To już minęło, prawda? A nawet jeśli nie, kiedyś minie.
- Hej, mogę? – do pokoju weszła Victoria. Pokiwałam głową, a ona usiadła obok mnie.
- Coś ciekawego? – zapytałam, z lekką drwiną w głosie.
Spojrzała na mnie. Miała piękne, błękitne oczy. Rzadko się takie spotyka.
- Właściwie to tak. – podała mi kartkę.
Odłożyłam notatnik i gitarę, zapaliłam światło i dopiero wtedy wzięłam ją do ręki.
- I co jest w tym takiego ciekawego i innego od reszty? – oddałam jej papier. Kolejna agencja. Tym razem EMI.
- Nie doczytałaś do końca. – Lily weszła do pokoju.
Spojrzałam na nie. Zachowywały się dość dziwnie, jakby były czymś podekscytowane.
- To mi opowiedzcie.
- Chodzi o producenta. Wiesz, kto by nim został? Zdajesz sobie sprawę, kto podjąłby się wyprodukowania twojej płyty? Dzięki niemu miałabyś całkowitą wolność… - Lily usiadła obok Victorii.
- Mów i przestań zbaczać z tematu. – pogoniłam ją. Uśmiechnęła się bardzo szeroko.
- Jared. Jared Leto, zdajesz sobie z tego sprawę?
O cholera. Jared Leto. TEN Jared…
Wstałam z krzesła i objęłam je bardzo mocno.
Nagram płytę z Jaredem. Jasna cholera.
*
I co myślicie? Zaraz idę spać, bo padam, a jutro mam 4 sprawdziany... Ale jeszcze napiszę: I AM SOOOOOOOOO PROUD OF JARED! To tak co do Oscarów :D Miłej nocy :*
