Obudził mnie dźwięk SMS’a. Powoli podniosłam się z łóżka i potykając się o kilka pudełek złapałam telefon. Nie byłam w stanie nic zobaczyć, więc kilka razy przetarłam oczy i rzuciłam się z powrotem na moje wygodne posłanie. Odblokowałam klawiaturę. Moim oczom ukazało się to, czego bardzo chciałam uniknąć. Mike pytał, czy moglibyśmy się spotkać. Wiedziałam doskonale po co. Nienawidziłam poważnych rozmów, ale jemu byłam to winna. To nie on zostawił mnie, tylko ja go. Zostawiłam go na lodzie tuż przed jego urodzinami… Tuż przed Tym, jak mieliśmy razem zamieszkać.
- Lily! – krzyknęłam do mojej przyjaciółki. Jak się spodziewałam, już dawno była ubrana, umyta i zachowywała się jak osoba żywa, nie jak zombie, czyli ja.
- Tak, kochanie? – usiadła na brzegu łóżka i bawiła się swoim telefonem. Pewnie sprawdzała twittera One Direction… Że też jeszcze nie miała ich autografów – Londyn to Londyn, można gdzieś ich spotkać, prawda?
- Mike do mnie pisał. Chce się spotkać… - usiadłam po turecku i spojrzałam wyczekująco na brunetkę. Mimo tego, że wiedziałam, jaka będzie jej odpowiedź, wolałam się upewnić.
- Jeszcze nie wybił sobie ciebie z głowy? Jesteś idiotką, jeżeli się z nim nie zobaczysz, skopię ci tyłek! Wiesz doskonale, że to najlepszy chłopak, jaki mógł ci się trafić. – patrzyła mi prosto w oczy. Tak, wiedziałam. Lily Grinn, moja najlepsza przyjaciółka uwielbiała Mikela. Uważała, że był słodki, kochany i się o mnie troszczył jak nikt inny. Nie widziała tylko tego, jak bardzo ja potrzebowałam przestrzeni. Ale to było dawniej. Teraz? Sama nie wiedziałam, czego chcę od związku.
- Odpisz mu, że tak! I wstawaj, musisz zrobić śniadanie. Wiesz, że ja i kuchenka… Mam niemiłe wspomnienia. – wzdrygnęła się, wstała i wyszła. Zostawiła mnie samą z własnymi myślami, a raczej z ich brakiem. Wiedziałam, że miała rację. Wybrałam numer i czekałam, aż odbierze.
- Hej, tu Lucy… Dziś o piętnastej na Circus Street? Nie, spacer, nie musimy iść do kina. Jasne… DO zobaczenia. – rozłączyłam się, wstałam i odsłoniłam okna.
Cholera, jak bardzo brakowało mi tego jego męskiego, seksownego głosu.
***
Szłam powoli przez ulicę. Byłam dokładnie na czas, zupełnie jak nie ja. Bardzo bałam się tego spotkania. Nie wiedziałam kompletnie, co może ono przynieść.
- Hej Lucy. – usłyszałam za plecami. Odwróciłam się bardzo powoli. Jego głos sprawiał, że miałam dreszcze i czułam się bezpieczna.
- Cześć Mike. – uśmiechnęłam się do niego. Nic się nie zmienił od czasu, gdy rozstaliśmy się pół roku temu. Dosyć wysoki brunet, o niesamowitych czekoladowych oczach. Silny, z łatwością mnie podnosił. Inteligentny, zabawny.
- Gdzie chcesz iść? – zapytał, posyłając mi jeden z tych jego przepięknych uśmiechów.
- Gdziekolwiek, możemy nawet do parku. Opowiadaj co u ciebie. – odpowiedziałam. Czułam się przy nim swobodnie, jak nigdy.
Usiedliśmy na jednej z ławek i streszczaliśmy sobie wzajemnie co przegapiliśmy w ostatnim czasie. Mike znalazł pracę, studiował i właśnie wrócił z wymiany w Norwegii. Kochał ten kraj ponad inne. Uwielbiał taką pogodę, mocną muzykę…
- O boże ,jak tu zrobiło się chłodno… - potarłam jedną rękę drugą. Było mi wiecznie zimno, ale teraz nie wzięłam ze sobą nic cieplejszego.
- Mogę? – zadał to pytanie bardzo cicho i ostrożnie, jakby bał się, że zaraz ucieknę. Skinęłam głową i po chwili trzymał mnie już swoimi ciepłymi dłońmi.
Wszystkie moje emocje wróciły. Czemu z nim zerwałam? Bo się bałam tego, że chciał mi się oświadczyć? W skali od jednego do dziesięciu mój idiotyzm wynosił tysiąc. Doskonale znałam swoje uczucia, myśli. Wiedziałam, o kim pisze piosenki. Za kim tęsknię, kogo darzyłam większym zaufaniem niż Lily czy Victorię. Był to on. Tylko jego uścisk dawał mi TO poczucie bezpieczeństwa. Jego pocałunki były delikatne, ale jednocześnie… Bardzo męskie. Dbał o mnie, troszczył się, znosił kłótnie i obraźliwe uwagi. Wiedziałam, że nadal czuł to samo co ja, po prostu musieliśmy dojrzeć do tej decyzji.
- Lucy… Błagam cię, tylko nie bądź zła, bo ja… – wyszeptał, ale mu przerwałam.
- Mike, nadal cię kocham wiesz? – po moim policzku spadło kilka łez. Reszty nie zdążyłam zauważyć, bo chłopak złapał mój podbródek i pocałował tak jak wtedy, gdy powiedział mi to po raz pierwszy.
- Ja ciebie też, słonko. Ja ciebie też… - przytulił mnie mocniej.
Wiedziałam, że postąpiłam dobrze. Nie miałam zamiaru odchodzić. Był najlepszym, co mnie spotkało w całym życiu.
**
- Jared, nie pij już. Jutro nagrywamy idioto… - mój kochany braciszek szepnął mi do ucha, żeby nie usłyszeli ludzie dookoła. Łatwo mu było mówić. Przed chwilą dostałem zdjęcie Lucy z jakimś kolesiem. Całowali się.
- Wiesz gdzie to mam? W dupie! Każda dziewczyna, która mi się podoba, wybiera innego! O co tu kurwa chodzi?! – wstałem z krzesła i podszedłem do baru zamówić kolejną whisky. Shannon próbował mnie zatrzymać, ale jak widać on także nie mógł poszczycić się zbytnią trzeźwością.
Miałem wrażenie, że głowa mi eksploduje z emocji. A ja już przygotowałem coś specjalnego na jutro. Mówi się trudno…
- Hej, jak ci na imię śliczna? – podszedłem do pierwszej lepszej blondynki przy barze.
Czas się trochę zabawić, czyż nie?
Ten rozdział chciałabym zadedykować najlepszemu chłopakowi na świecie. <3
O dziwo miałam dziś trochę wolnego, więc mogłam pisać. :)
Do usłyszenia <3
