10. Dalej za Tobą łazi?

353 21 1
                                    

Byłam gotowa piętnaście minut przed 16. Założyłam czarne rurki i bordową koszulkę, a na nią zarzucę przy wyjściu sweterek. Nie wiem gdzie Piechocki zamierza mnie zabrać, więc ubrałam się tak neutralnie.

Punktualnie po domu rozniósł się dźwięk dzwonka. Otworzyłam drzwi i  za nimi stał Kacper.

- Hej słońce. - powiedział szeroko się uśmiechając.

- Cześć. - odparłam, wkładając buty. Kiedy to zrobiłam, założyłam biały sweterek i chwyciłam torebkę. Kacper wyszedł przed drzwi a ja je zakluczyłam.

- Idziemy? - zapytałam, kiedy już zbliżałam sie do bramki, a on dalej stał przed drzwiami.

- Oh, jasne.. zamyśliłem się. - i ruszył do auta.

- Więc.. gdzie mnie porywasz? - odezwałam się po kilku minutach jazdy w krępującej ciszy.

- Na mecz. - spojrzał na mnie, bo zatrzymaliśmy się na światłach. - Zaksa gra z Jastrzębiem.

- Ah.. okej. - mruknęłam patrząc przez przednią szybę.

-Coś nie tak? Jeśli nie chcesz to możemy zmien..

- Nie, jest spoko. - uśmiechnęłam się do niego.

Nieszczerze - oczywiście.

Prawda jest taka, że nie chciałam tam jechać. Przeraża mnie wizja spotkania Bieńka, po wiadomości która do niego doszła, chociaż nie miała zostać wysłana.

~¤~¤~¤~

Na halę weszliśmy chwilę po siedemnastej. Drużyny już rozgrzewały się na siatce. Modliłam się, aby libero miał bilety na jakieś dalsze miejsca. Ale kim bym była, gdyby moje modły się sprawdziły? Siedzieliśmy tuż za ławką Jastrzębian.

~¤~¤~¤~

Mecz był bardzo ciekawy. Kacper był za Węglem, a ja.. chyba za Zaksą. Ostatecznie było 3:2 dla gospodarzy, a MVP został Konarski. Trochę mnie to zdziwiło, bo nie zwróciłam uwagi na zdobywane przez niego punkty.

Bo cały czas patrzyłaś na Bieńka, kretynko. - zbeształ mnie wewnętrzny głos.

Wyszliśmy z hali i wszystko było by super, gdyby nie telefon do Kacpra. Chłopak musiał wracać do domu bo jego siostra musiała wyjść do pracy i nie miała z kim zostawić dziecka.

- Jesteś pewna, że wrócisz sama? Możesz... pojechać ze mną, a później cię odwiozę. - dopytywał Piechocki, kiedy powiedziałam mu, żeby jechał już do domu. Widziałam, że nie bardzo odpowiada mu wizja zabrania mnie tam.

- Tak, spokojnie. Zadzwonię po brata.

- No dobrze.. To do zobaczenia. - przytulił mnie i wsiadł do samochodu.

Stwierdziłam, że nie będę fatygować Dylana, bo przecież miał się spotkać z kolegą. Miałam dwadzieścia minut do autobusu, więc ruszyłam w stronę toalety, aby odciążyć pęcherz. Kolejny raz tego dnia zaczęłam odmawiać zdrowaśkę, aby nie wpaść na tym nieszczęsnym korytarzu na kolejnego wielkoluda. Ale.. no oczywiście..

Pieprzone szczęście odezwało się po dwóch krokach, kiedy usłyszałam donośny śmiech trójki chłopaków.

Stali w głębi holu, przez który szłam. Powoli dostrzegałam kto to jest. Pierwszy w oczy rzucił mi się najniższy z nich - rozgrywający. Później rozpoznałam Semeniuka, a obok niego był bohater dzisiejszego popołudnia - Konar.

- Cześć! - zawołał jeden z nich kiedy podchodziłam. Chyba Kamil, bo kiedy się zbliżyłam atakujący i Francuz pożegnali się z nim a po tym oddalili. - Jestem Kamil, a ty? Chyba widziałem, że siedziałaś z Piechockim. - zaczął mówić.

- Um.. hej, Basia. Taa siedziałam z nim. - odpowiedziałam i uścisnęłam jego wcześniej wystawioną dłoń.

- Jego nowa zdobycz? - powiedział krzywo się uśmiechając. - Nie wyglądasz na taką..

- Co? Na jaką?

- O cholera. - mruknął pod nosem. - Chyba nie powinienem o tym wspominać.. Więc, co tu..

- Nie czekaj, o co ci chodzi! Powiedz, proszę. - przerwałam mu, bo cholera! Chciałam się dowiedzieć o czym on mówi!

- No wiesz.. Piechu raczej słynie z tego, że no ten.. Co tydzień nowa panienka i jak ją zaliczy to już nie wraca.. - lekko speszył się, co zdradził chwytając się za kark. - Zresztą! Jak z nim jesteś to się przekonasz.

- Nie jestem z nim. I nie będę, zdecydowanie. - powiedziałam nie patrząc na niego i ruszyłam do toalety.

- Przepraszam! - usłyszałam jeszcze za plecami, ale nie zareagowałam.

Zdecydowanym ruchem otworzyłam drzwi i z głośnym hukiem je zamknęłam.

Dobra. Tego się nie spodziewałam. Kacper? Bawił się dziewczynami? On.. wygląda na takiego miłego i kochanego.
Kolejny utwierdzający mnie w fakcie, że siatkarze to zadufane w sobie dupki.

Przemyłam twarz zimną wodą i spojrzałam w lustro.

Teraz wszystko ułożyło się w całość.
Nie zapraszał mnie na swoje mecze, a po nich nigdy nie dzwonił czy pisał.
Nagłe wyrwania ze spotkań czy odwoływanie ich..
Może nawet nie miał siostry? A ciasto, które kiedyś mi przywiózł było od jednej z jego "przyjaciolek"? - splunęłam do zlewu na tą myśl.

Tylko po co to wszystko? Skoro może mieć każdą? Po co ciągle się ze mną widywał?

Stałam tak dłuższą chwilę, zastanawiając się nad sensem jego działania, jednak marny ze mnie Sherlock i na nic nie wpadłam.

Zrobiłam to po co przyszłam, umyłam ręce i poprawiłam makijaż. Wyszłam z łazienki, do autobusu zostało mi siedem minut, więc musiałam się pospieszyć.

Opouściłam budynek i skręciłam w lewo, aby dojść na przystanek. Jednak na ławce siedział dobrze znany mi chłopak.

- Ha, na to liczyłem. - powiedział i uśmiechnął się. - Zawsze jesteś Kurek.

- Tak, Piechocki mnie tu zabrał.

- Dalej za tobą łazi? - zapytał wyraźnie zaskoczony, jednak po chwili wyglądał, jakby doznał olśnienia.- Aa, jeszcze mu nie dałaś!

- Tak, i nie zamierzam. - prychnęłam pod nosem na jego kpiący ton i ruszyłam do przodu.

Przeznaczenie?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz