Rozdział 11

3 1 0
                                    

Stanęłam pod kamienicą i spojrzałam w górę. Wyglądało zwyczajnie. Uciążliwa myśl w głowie pchała mnie w górę. Pobiegłam po schodach. Zapukałam do drzwi. Jasne, na pewno mi otworzy, skoro mam uczucie, że dzieje się coś złego. Cisza. Tak jak myślałam. Zaczęłam kopać drzwi. Wyżywałam się na nich. W końcu wzięłam gaśnicę ze ściany i z całej siły uderzałam w miejsce gdzie znajdował się zamek od drzwi. W końcu, gdy byłam już cała zlana potem, drzwi ustąpiły. Wbiegłam do pomieszczenia. Łazienka była otwarta. Pamiętam jak siedziałam na dywanie, gdy on się kąpał. Wspomnienia uderzyły we mnie niczym huragan. Te wszystkie momenty, gdy wrzeszczałam mu prosto w twarz, żeby tylko mnie usłyszał. Te momenty, gdy biłam go pięściami po plecach, a jedyne co zrobił to się podrapał. Te momenty, gdy płakałam, gdy on płakał. Zajrzałam do jego pokoju jakby mając nadzieję, że jednak nie jest w łazience. Widziałam otwartą szufladę, w której trzymał leki. Tyle czasu minęło, a ja pamiętam szczegóły tego mieszkania jakbym wciąż tu mieszkała. Ostrożnie zajrzałam do łazienki. Zacisnęłam zęby widząc go w wannie. Był w ubraniach. Na nim leżały blistry od tabletek. Poczułam tępy ból w tyle głowy.

-ZAWIODŁAŚ! TWÓJ PODOPIECZNY NIE ŻYJE- usłyszałam głos gdzieś w głowie. Zamurowało mnie. Nie...to moja wina. Odeszłam. Zostawiłam go. Pozwoliłam sobie zasmakować ludzkiego życia jeszcze raz. Bezprawnie. Przecież jestem martwa. Zginęłam dwa razy. Jako śmiertelniczka i oddając anielską postać za jego życie. Zacisnęłam pięści. Nie pozwolę się tak zhańbić. Nie pozwolę, aby mój pierwszy Podopieczny zginął w ten sposób. Nie pozwolę aby Max zginął w ten sposób

-Ja ci dam kurwa zawiodłam! Gówno prawda!- wrzasnęłam przez łzy i wyciągnęłam Maxa z łazienki. Zaczęłam go reanimować.

-Dawaj Max! Nie przynieś mi wstydu! -uciskałam plamiąc łzami jego koszulkę.- No dawaj!

Do mieszkania weszła Cathy. Rzuciłam jej tylko jedno, twarde i stanowcze spojrzenie. Od razu wyjęła telefon i zadzwoniła po pogotowie. Ja wydzierałam się na Maxa nie przerywając prób ratowania go. Niemal już opadałam z sił, gdy ratownicy odciągnęli mnie od niego.  Wrzeszczałam, żeby mi go nie zabierali, że muszę go uratować.


Kilka godzin później siedziałam na poczekalni oddziału intensywnej terapii w szpitalu. W karetce Max zareagował na defibrylację. Zrobili mu płukanie żołądka. Nie musieli mi mówić, że on żyje. Wiedziałam to. Czułam to. Nagle znów usłyszałam głos 

- Uratowałaś swojego Podopiecznego w ludzkiej postaci. Przywracamy ci Anielskie przywileje.

-NIE!- krzyknęłam, ale było już za późno. Poczułam ten moment, gdy znów straciłam fizyczne ciało. Cathy, która spała obok nie...już nigdy mnie nie zobaczy. Zgłosi moje zaginięcie. Gdy się  obudziła mój świat się zawalił. Rozejrzała się. Podrapała po głowie całkowicie zdezorientowana.

- Co ja tu robię?- zapytała sama siebie. Wstała i wyszła.

Nigdy nie istniałam? Tak, jakby te lata ludzkiego drugiego życia nic nie znaczyły? Jakby nigdy nie było tej drugiej szansy? Powinnam się przecież cieszyć! Mogę dalej bronić swojego Podopiecznego pełnią sił. Zaczęłam krzyczeć. Czułam się w tej niewidzialnej postaci jak w więzieniu. Po chwili wbrew mojej woli przeniosło mnie na salę, gdzie podłączony do aparatury leżał Max.

- Nienawidzę cię! Odebrałeś mi moje życie w zamian za swoje! Nie dlatego cię ratowałam! -wrzeszczałam na niego. 

Przecież i tak mnie nie słyszał.Na co ja się wysilam? Usiadłam na podłodze. Zobaczyłam szafkę medyczną. Skalpel, choćby żyletka. Może zabiję się ponownie i wrócę do ludzkiej postaci. Jednak, gdy znalazłam ostre narzędzie i zrobiłam nacięcia, nic nawet nie zakrwawiło, jakbym kroiła powietrze. Miotałam się po sali nie wiedząc na czym się wyżyć. Kopałam łóżko, ścianę, szafki, a nie czułam nawet bólu. Dali mi jeszcze gorszą postać. Dotknęłam Maxa, czułam jego ciało, włosy jeszcze słabiej niż za pierwszym razem. Zaledwie jakbym muskała nitki pajęczyny.  Wrzeszczałam. Płakałam. Błagałam, aby przywrócili mi ludzką postać. Wszedł jakiś lekarz. Zaczęłam go okładać, a on nawet nie zareagował. Nie mogłam zrzucać rzeczy z szafek, bo uznaliby Maxa za opętanego. Dlaczego na przedmioty działam normalnie? Dlaczego mogę przytulić pieprzone krzesło i czuć realną twardość jego drewna, a gdy dotykam człowieka, to jakby go prawie wcale nie było? To niesprawiedliwe! Mam tylko nadzieję, że osoba, dla której skazałam się na taki los i ktoś inny jej broni, jest tego warta.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 07, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Druga szansaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz