Maximilian Pollux. Chcecie wiedzieć co u niego? Wierzcie mi wcale nie chcecie. Max niestety nie podołał śmierci Alicii. Stoczył się, upadł, szczęście go opuściło. Chłopak stracił jakiekolwiek ambicje, plany na przyszłość i marzenia. Obwiniał się o śmierć narzeczonej oraz ich nienarodzonego dziecka. Obwiniali go o to jej rodzice. Czuł, jakby cały świat go o to osądzał. Pił, zaczynał palić marihuanę, potem dodał do tego mocniejsze specyfiki,czyli to, co akurat udało mu się zdobyć. Wszystko aby zapomnieć. Chciał choć na chwilę poczuć ulgę, choćby złudną. Kumple Maxa z uczelni, którą rzucił po śmierci Alicii, chcieli mu pomóc. Widzieli, że przesadza. Sami nie są święci, ale nie byli głupi. Próbowali nim potrząsnąć, ale wszystkich od siebie odtrącił. Pogrążał się coraz bardziej w ciemności. W mroku, z którego nie miał go kto wyciągnąć.
Długo jeszcze byłam leczona. Dwa lata po tych wszystkich, burzliwych zmianach w moim życiu jestem niemal przeciętną osobą. Jednak czuję stałą, wewnętrzną rozpacz i ból. Poczucie winy tego, że istnieje, ale jest to dziwne. Jakby nie pochodziło ode mnie. Stwierdzone rozdwojenie jaźni, które jednak nie zakłóca mojego funkcjonowania wśród ludzi. Znalazłam sobie przyjaciół i poukładałam życie. Jestem szczęśliwa. Jednak wciąż czuję wewnętrzny niepokój. Stały, wiercący, niedający spokoju. Cierpię na bezsenność. Mam koszmary z tym chłopakiem. Widzę jak popełnia samobójstwo na różne sposoby. Zawsze krzyczę aby go powstrzymać i się wtedy budzę. Nie potrafię wymazać jego obrazu ze swojej podświadomości. Wciąż mnie nawiedza. Staram się to ignorować. Na razie daję radę z tym żyć. Nie wiem dlaczego widzę te obrazy. Nie wiem dlaczego ten chłopak chce się zabić w moich snach. Wcale nie wiem też czemu on w ogóle w nich jest. Przecież to tylko chłopak, który uległ ofiarze mojej psychozy wywołanej tym, że był pierwszą osobą, którą spotkałam po uwolnieniu się z tej piwnicy, której o dziwo wcale nie pamiętam. Moja przeszłość jest nieskładna. Nie chcę jej poznawać. Nie rozumiem nic, co się w niej działo i nie szukam odpowiedzi, bo wiem, że większość wydarzeń była imaginacją mojego, chorego umysłu. Teraz, gdy się leczę, życie się układa. Wychodzi z chaosu, w którym było przez lata. Wszystko będzie tak, jak chcę.
- Znów się zamyśliłaś Eli?- parska śmiechem Cathy znad kufla piwa.
Jest moją przyjaciółką. Pracujemy razem w klinice i schronisku. To wysoka, rudowłosa, młoda kobieta. Jest starsza ode mnie. Chyba, bo nie do końca wiadomo ile ja mam lat, choć stwierdzono, że 21.
- Tak Cat, nie przejmuj się.- kwituję to machnięciem ręki i upijam łyk ze swojego kufla. Często tu bywamy po pracy. Dla rozrywki. Dobre miejsce do rozmów.
- Eli jak myślisz, podobam się temu nowemu asystentowi weterynarza? -pyta.
- Ericowi? Wiesz, nosisz takie spodnie, że twój tyłek przyciąga nawet mój wzrok.- docinam jej, a ta wytyka mi język.
- Ty wredna jędzo, serio pytam.
- Myślę, że patrzy na ciebie, bo mu się fizycznie podobasz, ale przecież jest u nas tydzień. Nie znasz go Cat. A jak to jakiś psychopata?- śmieję się.
Cat patrzy na mnie z politowaniem.
- I co? Trzyma zmumifikowane kocie zwłoki w piwnicy? Zbiera różne rodzaje zwierzęcej krwi? -sugeruje Cathy.
- No na przykład. - mówię i obie wybuchamy śmiechem.
Siedzimy w barze jeszcze jakiś czas rozmawiając na takie czy inne tematy. Dosiada się do nas po jakimś czasie Nadia, siostra Cathy. Postanawiamy iść dzisiaj na jakąś imprezę. Musimy więc zabierać tyłki z lokalu żeby zdążyć wrócić do domu i przyszykować się na wieczorne wyjście. Wstajemy, ubieramy kurtki i wychodzimy. W samotnej już drodzę do domu pod parasolem nagle czuję dziwny impuls. Patrzę w swoje prawo i widzę jego. Smutne, puste oczy. Czarne włosy spadające na twarz oklapłymi kosmykami. Zacieśniętę w wąską kreskę usta. Nie spojrzał na mnie. Przeszedł znikając za rogiem uliczki. Jego imię starało się wydobyć z odmętów mojej pamięci, ale nie dało rady. Czarnowłosy samobójca z moich snów. Chłopak, pod którego mieszkaniem spędziłam miesiące. Chłopak, którego uratowałam z wypadku. Chłopak, któremu umarła ukochana. Ten chłopak...
Parasolka wypadając mi z ręki potoczyła się w pobliską kałużę. Strugi deszczu brutalnie uderzyły mnie w głowę. Ten chłopak...-Max- szepczę.
CZYTASZ
Druga szansa
RomansaMiałam go chronić. Był moim Podopiecznym. To nie miało tak wyglądać. Kilka łez znaczy łazienkowe kafelki koło moich stóp, zakończających podkulone pod brodę nogi. - Och Max, co myśmy zrobili?