Rozdział 9

19 2 1
                                    

Maximilian Pollux. Chcecie wiedzieć co u niego? Wierzcie mi wcale nie chcecie. Max niestety nie podołał śmierci Alicii. Stoczył się, upadł, szczęście go opuściło. Chłopak stracił jakiekolwiek ambicje, plany na przyszłość i marzenia. Obwiniał się o śmierć narzeczonej oraz ich nienarodzonego dziecka. Obwiniali go o to jej rodzice. Czuł, jakby cały świat go o to osądzał. Pił, zaczynał palić marihuanę, potem dodał do tego mocniejsze specyfiki,czyli to, co akurat udało mu się zdobyć. Wszystko aby zapomnieć. Chciał choć na chwilę poczuć ulgę, choćby złudną. Kumple Maxa z uczelni, którą rzucił po śmierci Alicii, chcieli mu pomóc. Widzieli, że przesadza. Sami nie święci, ale nie byli głupi. Próbowali nim potrząsnąć, ale wszystkich od siebie odtrącił. Pogrążał się coraz bardziej w ciemności. W mroku, z którego nie miał go kto wyciągnąć.

Długo jeszcze byłam leczona. Dwa lata po tych wszystkich, burzliwych zmianach w moim życiu jestem niemal przeciętną osobą. Jednak czuję stałą, wewnętrzną rozpacz i ból. Poczucie winy tego, że istnieje, ale jest to dziwne. Jakby nie pochodziło ode mnie. Stwierdzone rozdwojenie jaźni, które jednak nie zakłóca mojego funkcjonowania wśród ludzi. Znalazłam sobie przyjaciół i poukładałam życie. Jestem szczęśliwa. Jednak wciąż czuję wewnętrzny niepokój. Stały, wiercący, niedający spokoju. Cierpię na bezsenność. Mam koszmary z tym chłopakiem. Widzę jak popełnia samobójstwo na różne sposoby. Zawsze krzyczę aby go powstrzymać i się wtedy budzę. Nie potrafię wymazać jego obrazu ze swojej podświadomości. Wciąż mnie nawiedza. Staram się to ignorować. Na razie daję radę z tym żyć. Nie wiem dlaczego widzę te obrazy. Nie wiem dlaczego ten chłopak chce się zabić w moich snach. Wcale nie wiem też czemu on w ogóle w nich jest. Przecież to tylko chłopak, który uległ ofiarze mojej psychozy wywołanej tym, że był pierwszą osobą, którą spotkałam po uwolnieniu się z tej piwnicy, której o dziwo wcale nie pamiętam. Moja przeszłość jest nieskładna. Nie chcę jej poznawać. Nie rozumiem nic, co się w niej działo i nie szukam odpowiedzi, bo wiem, że większość wydarzeń była imaginacją mojego, chorego umysłu. Teraz, gdy się leczę, życie się układa. Wychodzi z chaosu, w którym było przez lata. Wszystko będzie tak, jak chcę.
- Znów się zamyśliłaś Eli?- parska śmiechem Cathy znad kufla piwa.
Jest moją przyjaciółką. Pracujemy razem w klinice i schronisku. To wysoka, rudowłosa, młoda kobieta. Jest starsza ode mnie. Chyba, bo nie do końca wiadomo ile ja mam lat, choć stwierdzono, że 21.
- Tak Cat, nie przejmuj się.- kwituję to machnięciem ręki i upijam łyk ze swojego kufla. Często tu bywamy po pracy. Dla rozrywki. Dobre miejsce do rozmów.
- Eli jak myślisz, podobam się temu nowemu asystentowi weterynarza? -pyta.
- Ericowi? Wiesz, nosisz takie spodnie, że twój tyłek przyciąga nawet mój wzrok.- docinam jej, a ta wytyka mi język.
- Ty wredna jędzo, serio pytam.
- Myślę, że patrzy na ciebie, bo mu się fizycznie podobasz, ale przecież jest u nas tydzień. Nie znasz go Cat. A jak to jakiś psychopata?- śmieję się.
Cat patrzy na mnie z politowaniem.
- I co? Trzyma zmumifikowane kocie zwłoki w piwnicy? Zbiera różne rodzaje zwierzęcej krwi? -sugeruje Cathy.
- No na przykład. - mówię i obie wybuchamy śmiechem.
Siedzimy w barze jeszcze jakiś czas rozmawiając na takie czy inne tematy. Dosiada się do nas po jakimś czasie Nadia, siostra Cathy. Postanawiamy iść dzisiaj na jakąś imprezę. Musimy więc zabierać tyłki z lokalu żeby zdążyć wrócić do domu i przyszykować się na wieczorne wyjście. Wstajemy, ubieramy kurtki i wychodzimy. W samotnej już drodzę do domu pod parasolem nagle czuję dziwny impuls. Patrzę w swoje prawo i widzę jego. Smutne, puste oczy. Czarne włosy spadające na twarz oklapłymi kosmykami. Zacieśniętę w wąską kreskę usta. Nie spojrzał na mnie. Przeszedł znikając za rogiem uliczki. Jego imię starało się wydobyć z odmętów mojej pamięci, ale nie dało rady. Czarnowłosy samobójca z moich snów. Chłopak, pod którego mieszkaniem spędziłam miesiące. Chłopak, którego uratowałam z wypadku. Chłopak, któremu umarła ukochana. Ten chłopak...
Parasolka wypadając mi z ręki potoczyła się w pobliską kałużę. Strugi deszczu brutalnie uderzyły mnie w głowę. Ten chłopak...

-Max- szepczę.

Druga szansaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz