Biel. Błękit. Światło.
Cisza. Spokój. Samotność.
A w tym wszystkim ja. Ja i moje myśli. Tak naprawde już od dawna zostało tylko tyle. Nikt już nie puka do drzwi. Nikt nie próbuje przemawiać do mnie szeptem, z ich drugiej strony. Nikt już nie pamięta.
Czy to boli? Sama jestem sobie winna. Sama zamknęłam się w tym pokoju. Utknęłam pomiędzy tymi czterema ścianami z własnej woli. Nawet nie mogę mieć do nikogo pretensji. Czuję, że to by mi pomoglo. Zwalenie winy na kogoś.
Ale to, by było oszustwo. Tutaj nie da się oszukiwać. Kłamstwo nie ma prawa bytu. I tym bardziej nienawidzę tego miejsca. Prawda...Prawda...Lata temu, (a może to było dawniej?) kazali mi znaleźć prawdę w sobie. Jakby ona miała mnie wyzwolić. Jakby ONA miała mi pomóc.
Wierzylam. Czekałam. Szukalam.
Jedyne, co odkryłam to, to, że nie warto ufać. Nie poczułam ulgi. Nie pogodziłam się z losem.
Byłam tylko zła.
A wszystko zaczęło się od jednego słowa, które wypowiedział ten dupek:
“Umarłaś”
Mieliście kiedyś tak, że chcieliście znać odpowiedź na jakieś pytanie, ale zarazem baliście się, czego możecie się dowiedzieć?
Podpowiem wam z własnego doświadczenia. Ugryźcie się wtedy w język, odwróćcie się i uciekajcie. Najczęściej bywa tak, że odpowiedź wam się nie spodoba. Jak mi.
“Umarłaś”
“Umarłaś”
“Umarłaś”
Do tej pory, to słowo dźwięczy mi w uszach, wypowiadane tym jego spokojnym tonem i ze współczującym uśmiechem. Nie potrzebowałam litości. Chciałam, by powiedział, że to żart. Ukryta kamera. Sen. Koszmar. Cokolwiek. Byle nie była, to prawda.
Powiecie - dalej mogło być tylko lepiej. A za cholerę. Kit w postaci zajrzenia w głąb siebie, pogadanka na temat duszy, piekła i nieba. Tyle w temacie. A nie, przepraszam, jeszcze najważniejsze - grzechy. O tym mógł mówić godzinami. A szczególnie o moich. Jakby to, że kopnęłam w kalendarz mnie nie dobiło. Czarny humor, na więcej mnie nie stać.
A wiecie, co w tym wszystkim jest najgorsze? Tak, wiem, śmierć sama w sobie wesołym miasteczkiem nie jest, ale nie pamiętanie, jak się zginęło…
Wiele razy starałam sobie przypomnieć cokolwiek. Najmniejszy szczegół. Coś, o co mogłabym się zaczepić. Ale tam jest jedynie ściana. Jakby mur, przez który nie sposób się przedrzeć.
I utknęłam tutaj. Pomiędzy bielą, błękitem i światłem. W ciszy, spokoju, samotności.
Jestem tutaj, od kiedy, po raz pierwszy, otworzyłam oczy.
Hmm...Zastanawiałam się, czy to opublikować. Czy, to w ogóle ma sens. Ale w sumie doszłam do wniosku, że czemu nie.
Będzie to krótkie opowiadanie, planuję tylko parę rozdziałów. Będą one mniej więcej takiej długości, więc może nie będę was zanudzać:)
Nie przeciągając, dajcie znać, czy komukolwiek się spodobało:)Pozdrawiam!
CZYTASZ
Kiedy otworzyłam oczy.
Short Story- To sen? - Nie. - Oszalałam? - Nie, moja droga. - Więc, co się ze mną stało? - To, co kiedyś z każdym. Umarłaś.