Nigdy nie byłam sama. Na zewnątrz, za moimi drzwiami, byli też inni. Tacy, jak ja. Podobni. Ale ani razu nie zainteresowałam się, kim są. Nie obchodziło mnie to. Wystarczyło, że wiedziałam, że ja tutaj utknąłem. W tym cholernym więzieniu. Bez krat, zamykanych drzwi. Bez strażników. Ale to jednak było więzienie.
I pewnego dnia, okazało się, że nie tylko ja tak myślałam. Dziwne. To było na tyle niespodziewane, że gdy ta dziewczyna wpadła do mojego pokoju, nie odezwałam się słowem. Nawet wtedy, gdy bez wyjaśnienia schowała się w szafie.
Prawie od razu pojawił się i “Pan dupek”. Zero pukania. Typowe. Nadal trzymając dłoń na klamce, rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie zadał pytania. Nawet na mnie nie spojrzał. Nie, żebym tego oczekiwała. Wiedział, jak nikt inny, że i tak bym mu nie odpowiedziała. Nie rozmawiałam. A w szczególności nie z nim. Czemu? Niech pomyślę...Może przez to stwierdzenie wystrzelone, jak z karabinu, o mojej śmierci? Tak, to musi być to.
Wiem, powiecie, że jestem dziecinna. Ale to jedyna forma buntu, jaki mogłam zastosować. Oni chcieli moich zwierzeń. Zamiast tego dostali ciszę.
Widziałam wzrok dupka, który zatrzymał się na szafie. Jednak zamiast do niej podejść, uśmiechnął się tylko i tak szybko, jak wszedł, tak szybko zniknął, zamykajac za soba drzwi.
Zamrugałam zaskoczona, nie wiedząc, co mam myśleć. To było dziwne. A wierzcie mi po tym, jak dowiedziałam się, że umarłam, mało co mogło mnie zdziwić.
Spojrzałam na szafę. Nic. Zero reakcji. Zero ruchu.
Podniosłam brwi do góry i z westchnieniem wstałam z łóżka. Zatrzymałam się przed cholernym meblem i z ponownym westchnieniem rozwarłam drzwi. A tam, skulona w kącie siedziała dziewczyna, która na mój widok uśmiechnęła się słodko, po czym wyciągnęła do mnie dłoń, z pytaniem:— Chcesz lizaka?
Siedziałam na podłodze, z rękami założonymi na piersi i przewiercałam nieznajomą wzrokiem. Ta, jakby nigdy nic, trzaskała zębami o lizaka. Drugi nadal miała w ręce, jakby ponownie chciała mi go wcisnąć.
Przekrzywiłam głowę w jedną stronę, następnie w drugą. Nic mi to nie dało. Dziewczyna nie rozwiała się niczym sen. Nie było żadnego “puff”. A szkoda, bo najwyraźniej ona nie miała zamiaru użyć nóg, do opuszczenia mojego pokoju.
Westchnęłam, czym zwróciłam uwagę nieznajomej. Wstałam z podłogi i nie uraczając ją więcej spojrzeniem, wdrapałam się na łóżko, odwracając się, do niej, plecami.
Zamknęłam oczy i postanowiłam ją ignorować. I to właśnie ten moment wybrała, by ponownie się do mnie odezwać:— Ty też, to czujesz. Widzę po tobie. Nie mamy obroży, a jednak mamy przyczepioną smycz. Nie ma kar, ale nie ma też nagród. Nie jestesmy uwiezieni, ale… – zamilkla.
— Ale? – Od razu po tym pytaniu przygryzłam wargę. Nie powinnam się odzywać.
— Ale zapominamy, co to wolność. Jesteśmy martwi, powinniśmy być wolni. Śmierć, to wolność. Czy nie tak zawsze się mówiło?
Wolność. Prawda cię wyzwoli. Dlaczego teraz o tym pomyślałam? Przewróciłam się na plecy i od razu napotkałam oczy dziewczyny. Nie były już słodkie. Znalazłam w nich ból, rozczarowanie, a nawet strach. To wszystko, co czułam i ja.
Kolejny mini rozdział:)
Bardzo dobrze mi się pisze to opowiadanie. Tym bardziej, że jest inne od tych, które do tej pory pisywałam:)
Zapraszam do wyrażania opinii:)
Ps. Wattpad mnie nie lubi. Dodawałam ten rozdział trzy razy...Ech...
CZYTASZ
Kiedy otworzyłam oczy.
Short Story- To sen? - Nie. - Oszalałam? - Nie, moja droga. - Więc, co się ze mną stało? - To, co kiedyś z każdym. Umarłaś.