Rozdział XIV: Rewolucja rozpoczęta

26 2 0
                                    


[Doktor]

*Frederic Chopin - Nocturne op.9 No.2*

Więc NT nie odpowiada na wezwanie. Cóż mogłem się tego spodziewać po nim, oczywistym było, że zdradzi prędzej, czy później. Pewnie jego egoizm nie pozwala mu dojrzeć, że to nie on jest zwycięzcą, lecz ja. Mój perfekcyjny plan, wkracza w życie, a on nie jest już potrzebny do dalszej jego realizacji. Ten świat, być może i martwy i opustoszały, będzie lada moment należał do mnie. Wtedy przyjdzie czas, na wyrównanie rachunków za jego zdradę.

-Jak wiele lat minęło, od kiedy mogłem się tak zrelaksować? - Życie szalonego naukowca nie jest takie proste i przyjemne. Nie mówiąc o czasach gdy moje kończyny dolne, ledwo reagowały na moje żądania. Śmiać mi się chce na myśl, że to wszystko co się wydarzyło, to moje dzieło. Ci głupcy z laboratorium mojego kuzyna, byli nieudacznikami. Jedynie nasza dwójka potrafiła wykorzystać cały potencjał, tego wirusa. Jaka szkoda, że mój kuzyn musiał odejść z tego świata.

Dziś, kiedy mogę całkowicie kontrolować dalszą mutacje i wszczepić go pacjentom, zachowując przynajmniej część ich poczytalności. Stoję tutaj, w swoim laboratorium jako pan. Pan tego świata i całego życia na nim.

Kiedyś zwali mnie Kaleką, lecz od dziś, będą zwać mnie Bogiem.

-Powiedz mi świecie, czy ktokolwiek jest jeszcze w stanie mnie zatrzymać. Czy ktokolwiek może równać się z moim stworzeniem?! Hahahaha!

[Filip]

Cholera jasna, dawno nie czułem już takiej ekscytacji. To nie to samo co walka z mutantem, wtedy bałem się o własne życie. Tym razem, wyruszam w swoją własną podróż, jest tak samo jak na samym początku, całego tego piekła.

Ulice zbrukane krwią i ciałami. Niebiosa nawet zdają się być czerwieńsze niż niegdyś. Tak... Przyszedł czas, bym ponownie przelał krew. Wiele krwi.

-Thunderstruck! - Chyba nigdy nie wyrosnę z AC/DC.

[Amadeusz]

Teatr, nigdy jakoś nie przepadałem za tym typem rozrywki. Po co nam gra aktorska, gdy ludzie sami w sobie już są aktorami w swoich żyć. Wszyscy kłamią i udają kogoś innego. Dziesiątki? Czy też setki pustych miejsc? To trochę smutne, by kompletnie nikt nie przyszedł na pokaz. Sądzę, że w moim interesie, jak i teatru będzie, jeżeli zapełnię chociażby część miejsc.

-Kogoś czeka dożywotni bilet na wszystkie spektakle. - Po raz kolejny, nie potrafię opanować uśmiechu.

Muszę wybrać odpowiednie miejsce na niespodziankę.

[ŁI]

-To ostatnia potrzebna nam dostawa, po odbiorze ciał, zabijcie ich wszystkich.

-Ich ciała też zabieramy?

-Nie, doktor powiedział, że nie ma zamiaru tykać ciał kogoś, kto nimi zarabiał. Powiedział, że to etykieta zawodowa.

-Przerażająca osoba.

-Nawet sobie nie wyobrażasz jak.

-Cztery osoby niech ustawią się za kurtyną, reszta za mną na scenę. Nie zostało dogadane dokładne miejsce wymiany, więc musimy poczekać na nich w widocznym miejscu. 37 i 72, wy udacie się do tylnego wyjścia. Nie możemy być pewni, że nie postanowili nas zdradzić.

Ruszyli bez słowa, powoli łapią o co tu chodzi. Przy Doktorku mówi się jedynie, kiedy on chce byś mówił i jedynie to co on chce usłyszeć.

Co ja tu tak właściwie robię, jestem łącznikiem informacyjnym z oddziałami w terenie, a nie cholernym wartownikiem. By brać udział w takich misjach... Może to mój test? Doktor wydawał się dziś weselszy niż zwykle bywa. Być może, jego badania odniosły spory sukces i planuje powiększyć listę „Z". Jeżeli się nie mylę, to muszę wykonać swoje zadanie najlepiej jak potrafię.

UpadekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz