Rozdział XVI: Bohater, czy złoczyńca?

35 2 2
                                    


[Patryk]

Wiedziałem, że będzie ciekawie, jednak nie oczekiwałem trafić na pole bitwy. Cóż, chyba nic tu po mnie.

Niepotrzebnie włamywałem się w ogóle do tego budynku, nic wartościowego.

*Tup*

Hmm. Ktoś tu jest, tylko po której stronie stoi. Zresztą w tej sytuacji prawdopodobnie i jedni i drudzy będą chcieli mnie zabić. Spokojne kroki, lekko utyka... Niedawno upadł? A może oberwał błąkającą się kulą?

Jest w sypialni, lada moment powinien tędy przechodzić, hol jest dość wąski, więc powinno mi się udać go zaskoczyć. To kwestia dobrego dobrania czasu. Spokojnie Patryk... Będzie dobrze, musisz jedynie wyczuć chwile i przestać tyle mówić do siebie samego. Nie ważne, teraz!

-He! - Chwyt za rękę, obrót i rzut.

-Dziesięć punktów, prosto w barierkę od schodów! - Jakiś dziwny facet, na co mu strój amerykańskiego pilota? - Filmów się naoglądałeś, czy na jakiego nosisz te łachy?

-Pominę fakt tego, co się właśnie tutaj stało. I najzwyczajniej cię zabije, bo właśnie straciłem okazje zrobić to z jednym typem tam wyżej. - Wyskoczył do przodu, proszę cię co za bezsensowny ruch.

Ponownie za rączkę, i w dół.

-Stary za ten piruet w powietrzu, powinieneś dostać główną nagrodę. - Ten gość chyba sam nie wierzy w to co tu się dzieje.

-Jak... Nie. Mniejsza o to, nie mam czasu na zabawy z tobą, zrobię to szybko... - Ktoś tu chyba sięga do paska. Trzy, dwa, kop!

*Stab*

-Przysięgam, pierwszy raz wbił się w taki sposób w sufit. Odjazd!

-Dopiero co skopałem jebanego wojskowego świra, mam za sobą, więcej zwłok niż ty widziałeś podczas całego tego zamieszania. Dlatego pytam, jak do cholery, to robisz?

-Ktoś tu nie przywykł do dostawania łupnia. Twój pech, bo ja też nie. - Półobrót!

Opłacało się oglądać filmy z Chuckiem Norrisem.

-Uhh...

-Pozwolisz, że przykucnę przy tobie i zdejmę z twarzy tę szmatę. - Na serio, nie wiem jak superbohaterzy oddychają w tych maskach, ja już się gotuje.

-Kpisz sobie ze mnie, skopał mnie nastolatek?

-Nie taki zwykły nastolatek... Widziałem wszystkie filmy Marvela.

-Nie wierzę w to co tu się dzieje.

-Zacznijmy może od tego, po której jesteś stronie. Wspomniałeś coś o skopaniu wojskowego, więc przypuszczam, że jesteś z atakującymi?

-Aktualnie nie stoję po żadnej ze stron. Prowadzę do czegoś więcej w tym całym szaleństwie, niż ci idioci.

-Hee? A co jest takiego ciekawego, że tak bardzo, chcesz do tego dotrzeć? - Cóż za ciekawa osoba, chwila... Jeżeli nie jest po żadnej ze stron, to właśnie stłukłem go bez powodu? Ajć...

-Nie wiem nawet dlaczego ci to mówię, ale moim celem jest chaos, kompletny chaos i zniszczenie. Jednak by do tego doprowadzić, muszę spełnić jeszcze parę warunków.

-To się źle składa. Bardzo pasuje mi aktualny stan rzeczy. Łatwy łup, brak policji, muszę tylko połowę czasu martwić się o własne życie. W twojej wizji, to pierwsze i ostatnie, może ulec sporej zmianie. A te dwa to te najlepsze.

-Co ty chcesz?

-Czekaj, czekaj, gdzieś tu miałem swoje noże. - Byłem pewien, że je tu wkładałem, może w torbie?

-Chwila moment! - He?

-Mogę w czymś pomóc?

-Posłuchaj mnie, lubisz superbohaterów prawda? - Patryk nie daj się na to złapać, to typowy chwyt tych złych, chce mi namieszać w głowie.

-Tak. - Psia mać! Zawsze to samo.

-Ostateczna walka między bohaterem, a złym powinna odbyć się, gdy ten drugi będzie w lepszej kondycji, nieprawdaż? A ja przeżyłem chwile temu lekki upadek, a ty zaatakowałeś mnie z zaskoczenia. Powiedzmy, że powiem ci gdzie kryje się ktoś równie zły co ja, który chce mutować ludzi w zombie, tylko dużo, dużo silniejsze i inteligentniejsze. - Pomijając sam fakt, jak niedorzecznie to brzmi, to raczej spora sprawa jak na prostego złodzieja jak ja. - W tajnym laboratorium, do którego cholernie trudno się dostać. - Wygrał.

-A co z tobą? - Nie daj mu jeszcze poznać, że już i tak mu odpuścisz, chce to usłyszeć, dajesz koleś!

-Teraz puścisz mnie wolno i pozwolisz mi bym dalej przeprowadzał mój własny plan. A kiedyś, jeżeli mnie wytropisz, zmierzymy się jeszcze raz. Tym razem jednak, bez sztuczek. - Ohh... Tak.

-Niech będzie. Tylko jest jedna kwestia, skąd mam wiedzieć, że nie podasz mi lewej miejscówki?

-Mówiłem ci, że już nie jestem po żadnej ze stron. Znaczy to tyle, że mój były szef, ma raczej złe zamiary w stosunku do mnie. - Cholera, ma niezwykły dar przekonywania.

-W takim razie, zamieniam się w słuch. - Uśmiechnął się, Dawno nie widziałem tak zimnego uśmiechu... Nie myśl o tym, nie wspominaj, przysięgałeś sobie... Co ważniejsze, z tą miną wygląda o wiele naturalniej. Kim jest ten typ?

[KW]

-Przyznaję jesteś dość wytrzymały jak na tak młodą osobę. - Tłukę go od dobrej godziny i słowem nie pisnął, chyba trzeba przejść do planu b. - Wiesz, zazwyczaj nie tykam kobiet, jednak jeżeli nie zaczniesz gadać, zajmę się tą słodyczą.

-Nie proszę. - Jaki delikatny głosik. Co prawda nie interesują mnie tak młode, ale nie będę narzekał, jeżeli dalej będzie milczał.

-Rozdzieliliśmy się dzień temu. - Więc umiesz gadać.

-Gdzie?

-Nie jestem pewien, wydaję mi się, że pobiegł w kierunku uliczek w strefie Zero, miał oczyścić pobliską okolice, ale nie wrócił na noc. Rano... Khy. Rano zauważyliśmy uzbrojony oddział i uciekliśmy, nie widzieliśmy go więcej. - Podoba mi się to jego gniewne spojrzenie. Wątpię by kłamał, mówi dość pewnie.

-W takim razie, wiem gdzie niedługo się zabiorę.

*Cios*

-To tak na otrzeźwienie.

Dobra zostawię ich tu związanych, potem dam znać chłopakom, że mogą się zabawić z młodą.

Pora ruszać do Doktorka, a następnie po pierwszego z mojej ulubionej dwójki błaznów.

-Hej, jeszcze jedno. - Nadal masz siły mówić, ciekawe co takiego ma mi do powiedzenia.

-Tak?

-Nie podasz mi dłoni na pożegnanie? - Gdybym nie czuł teraz takiej euforii, zajebałbym cię na miejscu. Jednak jestem w tej chwili na tyle opanowany, że zostawię cię, byś oglądał, jak rżną tą twoją sukę.

-Dłoni ci nie podam, jednak możesz sprawdzić rozmiar mojego buta. Dobranoc.

*Kop*

UpadekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz