Rozdział VII: Dzień mojej śmierci

115 5 0
  • Zadedykowane Natalia Sadłowska
                                    

[Louis]

Ile to już lat minęło? Zdaje się, że sam nie mam pojęcia. Pamiętam tylko jedno... To było w Królewcu, zwykłe wyburzenie budynku. Lecz konsekwencje tego dnia ciągną się za mną do dziś.

06:43...

-Ekipa "A" idziecie do południowego skrzydła. Ekipa "B" północne. Ekipa "C" do piwnicy i na strych, każdy usłyszał gdzie ma przydział?

-Taa. - Odpowiedzieliśmy wszyscy jednogłośnie.

-No to do roboty panowie.

Należałem do ekipy "A". Naszym zadaniem, było sprawdzić wszystkie pokoje i piętra w południowej części bloku. Który został przeznaczony do wysadzenia. Gdyby wewnątrz pozostały jakieś środki łatwopalne, czy też jacyś dzicy lokatorzy. Efektem mogłaby być straszliwa tragedia.

-Powinni nas nazwać ekipa "AA". Nie pozwolili nam się niczego napić przed robotą, zresztą to tak jak i teraz.

-Szczepan, ty chyba tylko o jednym potrafisz rozmawiać.

-Prędzej powiedziałbym, że to po jednym potrafię dopiero rozmawiać. No, ale powiedz sam, co mam poradzić na to, że pić mi się chce. Przecież nie jest to moją winą. Jedna spora butelka z środkiem do przeczyszczania rur.

-Weź ją stąd, chuj wie co w tym gównie jest. A nie mam zamiaru mieć potem przejebane przez taki syf.

-Jasne, a co do twoich potrzeb to po robocie się napijemy.

-Taa. Może ty, ja muszę jechać do żony...

-Wracasz już dzisiaj?

-Tak, tęsknie za dzieciakiem.

-Ja tak samo. Za córką i wnuczką. Mój mały skarb.

-Zapałki.

-Wątpię w to by miały być groźne, ale weź je w razie czego, może się przydadzą.

-To ile wnuczka już ma?

-Niedawno skończyła roczek.

-To trudny wiek, dużo płacze?

-Nie, jest dość spokojna.

-Farciarz, pamiętam jak mój syn płakał, całymi nocami.

-Ile twój ma teraz lat?

-Siedem.

-Stary chłop.

-Ha! Pewnie, że tak, prawie tak stary jak ty.

-Nie obrażaj mnie. Nie jestem, aż tak stary.

Szliśmy dalej śmiejąc się i rozmawiając o rodzinach i wychowaniu dzieci. Nie było za wiele rzeczy które musieliśmy zebrać. Byli lokatorzy pozbierali wszystko sami.

08:15.

-No chłopcy. Dobra robota, teraz musimy rozłożyć ładunki wybuchowe. Każdy bierze po trzy i plan budowy. Macie zaznaczone gdzie ułożyć i jakie ustawienia zastosować. Przy okazji sprawdźcie, czy na pewno zebraliście wszystko. Wybuch nie odbędzie się do waszego powrotu, o to się nie bójcie.

Dostałem przydział w piwnicy, od strony wschodniej. Moim celem była ściana nośna i dwie kolumny, utrzymujące ścianę zewnętrzną od strony ulicy. Pierwsze dwa ładunki założyłem bez trudu. Lecz psi los postanowił, że zachciało mi się pić. Nalałem sobie kawy z termosu. Piłem powoli i zacząłem myśleć o mojej rozmowie z Szczepanem. Zapominając o całym bożym świecie. Napiłem się kawy bez zahamowań, wrzątek poparzył mi język, a ja w bólu puściłem kubek. Który upadł na mój plan budynku rozlewając się w miejscu gdzie została ostatnia kolumna. Gdy ból minął kawa już wtopiła się na stałe do planu. Robiłem wszystko co mogłem, ale zobaczyłem tylko zarys tego gdzie i jak podłożyć ładunek. Uznałem, że dam radę z tym co widzę. Myliłem się, ładunek zawiesiłem po złej stronie.

UpadekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz