NIE SPRAWDZONY
- Wszystko w porządku złociutka?-spytała pani babcia Mar.
- Czemu pani pyta?- spytałam nerwowo.
- Zbladłaś, napewno wszystko w porządku?
- Wydaje się pani- powiedziałam i szybko wyszłam z szatni.
Skierowałam się do kas gdzie był właśnie Jake. Stał przy kasie oraz starał się podawać wszystko podawać i robić dla ludzi. Mam lekkie wyrzuty sumienia, ale jak szłam do pani Mar nie było takiego ruchu.
Podeszłam do niego i zabrałam cztery talerze, które starał się utrzymać na rękach.
- Ugh...Dzięki. W ogóle to gdzie cię poniosło?!Poszłaś za babunią i nagle zrobił się taki ruch, że nie daję rady!- powiedział a prawie wykrzyczał.
- Przepraszam- wyszeptałam i spuściłam głowę bo nie chce żeby widział, że poleciało mi kilka łez. Wszędzie jest tak samo. Pewnie zaraz dostane w twarz i mu przejdzie.
-Heej...Czemu płaczesz? Ja nie chciałem na ciebie nakrzyczeć tylko byłem poddenerwowany. Myślałem, że gdzieś poszłaś a mamy dużoo roboty. - powiedział i uniósł rękę a ja odruchowo cofnęłam głowę. Zamiast bólu poczułam, że schował moje włosy za ucho i podniósł podbródek. - Naprawdę myślałaś, że chce cię uderzyć?-spytał ze zdezorientowaniem i smutkiem? Nie, chyba nie. -Co ci się takiego stało? Co ci się przytrafiło?-spytał z, jak dla mnie, udawanym smutkiem. Nie mogę mu powiedzieć. Zresztą, jeśli mu powiem to albo mnie wyśmieje albo zadzwoni po policje czy coś. Chciałam mu cokolwiek powiedzieć, ale przerwali mi klienci, którzy chcieli złożyć zamówienie przy kasie.
- Do których stolików mam zanieść te talerze?- spytałam obojętnie aby wyminąć temat.
- Rose...Jeśli..-chciał coś powiedzieć, ale ja w trybie natychmiastowym mu przerwałam.
- Do których stolików mam zanieść te talerze?- powtórzyłam pytanie, aby dać mu do zrozumienia, że nie chce ciągnąć rozmowy.
- Stolik 2-te dwa talerze-oznajmił wskazując na dwa naczynia: jedno z ciastem czekoladowym a drugie z sernikiem. Ja pokiwałam głową na znak, że rozumiem.- A te dwa do stolika numer 7- powiedział i tym razem wskazał na naczynia na mojej drugiej ręce: jedno z makaronem ze szpinakiem-dziwne, że w kawiarni są oferty obiadowe- a drugie to ciasto wiśniowe. Wszystko prezentuje się ładnie a pachnie jeszcze lepiej. Niestety osoby z nadwagą nie mogą jeść takich rzeczy, dlatego nie podjadam.
I tak ostatnio przytyłam. Zacznę ćwiczyć, mniej jedzenia i będzie lepiej.
Wyrwałam się z przemyśleń i zaniosłam potrawy klientom. Podeszłam do stolika nr. 7 ponieważ był bliżej. Siedzieli przy nim dwaj mężczyźni, których od razu rozpoznałam bo są częstymi klientami w kawiarni w której pracowałam tej w Everett. Mają na ok.50 lat. Oboje to wdowcy i przyjaźnią się od dziecka. Pan Robinson stracił żonę w wypadku a żona pana Smith'a zmarła na raka. Szkoda mi ich. Wracając, ciekawe co tu robią. Oni mnie również rozpoznali, bo jak mnie zobaczyli to od razu się do mnie uśmiechnęli. Nawet nie próbowałam go odwdzięczyć, ponieważ Jake popsuł mi trochę humor. Postawiłam przed nimi talerze i przywitałam się z nimi:
- Dzień dobry, co was tu sprowadza?
- Nie jeździmy już do tej kawiarni w Everett. Po tym jak przestałaś tam pracować przyszli tam jacyś mężczyźni w kominiarkach zdemolowali całą kawiarnie i wygonili ludzi. Teraz są tam zasłonięte okna i po napisie 'Zapraszamy' nie ma już śladu. -powiedział p. Robinson trochę przygaszony. No tak, do tej kawiarni przychodzili od dziecka.
- Naprawdę? To straszne. Szkoda, że kawiarnia została zamknięta. -oznajmiłam równie przygnębiona jak staruszkowie.
- Patrick! Nie powiedziałeś najlepszego- powiedział zbulwersowany p. Smith.
- Czego?- spytał zdezorientowany na co p. Smith kiwnął głową. Ja tylko przyglądałam się całej sytuacji ze zmarszczonymi brwiami. - Aaaa... Tego. Ostatnio ja i Smith poszliśmy pod kawiarnie bo chcieliśmy się spytać czy szef ma zamiar odbudować i wznowić pracę kawiarni. Zaczęliśmy podsłuchiwać a w środku krzyki i nie kulturalne słowa, których przy damie nie wypada mówić. Zajrzeliśmy do środka a tam jakiś składownik broni!- powiedział a ostatnie słowa wykrzyczał. Przez to kilka osób się obejrzało w naszym kierunku.
- Patrick, ciszej, ciszej bądź!- zganił go staruszek. Nadal byłam cicho i starałam się przeanalizować kto to mógł być.
- Dobrze, już dobrze...-uciszył staruszka Patrick.
- Czy wiecie o czym rozmawiali lub jak wyglądali?- musiałam się spytać aby zadbać o bezpieczeństwo moje i innych. Nie chce aby ktoś musiał płacić za moje błędy. Rozejrzałam się po kawiarni i zobaczyłam, że ruch się zmniejszył a Jake'owi pomaga pani Mar.
- Rozmawiali o jakieś osobie...-zaczął Patrick ale przerwał mu Rob, czyli p. Smith.
- Szukają kogoś, ktoś uciekł. Krzyczeli coś na rodzaj- "Musi się znaleźć" ,"Daleko nie poszła". Jestem ciekawy kto jest na tyle głupi, że podpadł jakiejś mafii. -podśmiewał się Rob. Nie zdaje sobie sprawy, że tą osobą mogę być ja, tą, która jest na tyle głupia.
- Pamiętacie jak wyglądali? Jakiś charakterystyczny znak?- spytałam już lekko poddenerwowana.
- Pamiętasz coś Patrick? Ja nie.
- Bo ty wraz z latami zgubiłeś też mózg.-zaśmiał się Robinson.
- Nie przeginaj. -powiedział obrażony Rob, a ja musiałam przerwać tą dyskusje:
- Panowie! Proszę nie kłóćcie się. Zależy mi na tych informacjach.- powiedziałam opierając ręce na stole.
- Czemu?-spytali obaj, już poważnie.
- To nie istotne. -oznajmiłam obojętnie.
-No dobra. Jeden z nich, który wyglądał na jakby szefa, był wysoki, krótko ścięte włosy, ubrany na czarno-jak wszyscy-ale najbardziej moją uwagę przyciągnął to dziwny rysunek na szyi.
- To tatuaż ciołku. -podśmiewa się Smith ale widząc moją minę, zamyka się.
- Co przedstawiał?- spytałam poważnie.
- Jakby ptaka, który zamiast głowy miał czaszkę. -przypomniał sobie Patrick. A ja mało co nie padłam na zawał.Wspomnienia wróciły. Wiem kto ma taki tatuaż i nie pozwolę aby znów zrobił to co mi lata temu...
C.D.NSzukałam, szukałam i znalazłam.
Panowie i panie, chłopcy i dziewczęta. Przed państwem, we własnej osobie- Jake!!!Według mnie Troye Sivan nadaje się idealnie. Przepraszam, że tak późno ale nie mogłam nigdzie znaleźć idealnego Jake'a. Wyobraźcie sobie, że ma trochę więcej kolczyków i tatuaży:)))
P.S Rose to Madison Beer, ale pewnie niektórzy się domyśleli.
CZYTASZ
MINE||l.h
Fanfictionona- dobra i delikatna, ale mimo to bardzo odważna, podejmuje ryzykowną decyzje żeby poczuć się wolna, uda jej się? on- bezwzględny alfa, jeden z potężniejszych władców, jedni mówią, że sprawiedliwy, inni, że okrutny jedno jest pewne- nienawidzi sła...