Rozdział 18 - Niemy krzyk

365 60 19
                                    

John zszedł na dół i poszukał drzwi prowadzących do piwnicy. Ostrożnie pokonał strome stopnie. Piwnica jest chyba najmniej przyjemną częścią każdego domu, więc i ta nie odbiegała od ogólnego standardu. Zimne, szare mury. Gdzieniegdzie zwisające pajęczyny, stojące jedna na drugiej zakurzone skrzynki i pudła różnej wielkości. Jakieś stare deski, o które mało co się nie przewrócił. Odetchnął z ulgą, kiedy ujrzał w bladym świetle skrzynkę z bezpiecznikami. Próbował wszystkich kombinacji i włączników, ale żarówka nawet nie zamigotała. Po chwili, dał za wygraną, dochodząc do wniosku, że problem musi być gdzie indziej. Ruszył, więc na górę, ciesząc się, że za moment opuści ponurą piwnicę. Miał już skierować się na piętro, kiedy usłyszał dziwne dźwięki dochodzące z lewego skrzydła budynku. Przełknął ślinę i po krótkim namyśle, ruszył w tamtym kierunku. Melodia stawała się coraz wyraźniejsza, przebijając się przez dudniące odgłosy burzy. Wychylił się powoli zza rogu i przejechał snopem światła po zamkniętych drzwiach pokoi. Na korytarzu nikogo nie było. „W sumie to i lepiej" - pomyślał. W tej samej chwili rozległo się przeciągłe skrzypnięcie, a widok otwierających się drzwi, podniósł mu ciśnienie. Z wnętrza pokoju wydobywać zaczęła się wyraźniej jakaś melodia. Otworzył drzwi na oścież i szybkim ruchem omiótł pokój światłem latarki. Pomieszczenie było puste, ale na stoliczku, pod oknem stała otwarta pozytywka, z której rozchodziły się dźwięki starej melodii. Podszedł bliżej, przyglądając się pięknie zdobionemu przedmiotowi. W środku, na atłasowej wyściółce leżał mały pukielek jasnych włosów, przewiązany błękitną wstążeczką. Watson stał przez chwilę jak zahipnotyzowany. Na szczęście otrząsnął się, kiedy melodia zaczęła zwalniać tempo, aż w końcu pozytywka zamilkła. Dookoła zaległa przytłaczająca cisza, przerywana pomrukami szalejącej na zewnątrz burzy. John wpatrywał się jeszcze przez chwilę w pozytywkę, po czym postanowił jak najszybciej poszukać Holmesa, przyznając w duchu, że woli samemu nie zwiedzać następnych pomieszczeń. Szybkim krokiem opuścił pokój i skierował się do holu.

- Niech to szlag jasny trafi - bąknął, gdy latarka zamigotała, a następnie zgasła. Popukał w obudowę, aby zaskoczyła. Niestety, bez reakcji. Drugą ręką oparł się o ścianę i powoli ruszył korytarzem, kierując się do wejścia wychodzącego na hol. Podniósł głowę i podskoczył, o mały włos nie wpadając na postać, która wyrosła przed nim jak cień. Johnowi serce podeszło, aż do gardła. Bez zastanowienia zamachnął się zepsutą latarką, w reakcji obronnej. Zanim jednak latarka osiągnęła cel, przed Johnem pojawiła się rozświetlona od dołu, przerażająco blada w świetle latarki twarz Sherlocka.

- To ja, John - odezwał się, powstrzymując w ostatniej chwili zawieszoną rękę z latarką przed swoją głową.

- Sherlock? Powaliło cię!? Prawie dostałem zawału. To nie czas na durne żarty - oburzył się blondyn, rozcierając miejsce wokół serca. Holmes miał wyraźną ochotę skomentować zachowanie przyjaciela, ale powstrzymał się i zmienił temat.

- Jak sądzę, misja naprawy korków się nie powiodła.

John nie odezwał się, obrzucając go groźnym spojrzeniem.

- Myślę, że ten huk to było spadające na trakcje drzewo, co wyjaśniłoby utratę prądu - stwierdził, gdy weszli do holu.

- A jak tam twoja misja? - spytał doktor zgryźliwym tonem.

- Niczego ani nikogo nie znalazłem - odpowiedział, ignorując ton głosu Watsona. - Hotel powinien mieć dodatkowe zasilanie. Widziałeś w piwnicy jakiś agregat? - dodał, wracając do poprzedniego tematu.

- Byłem zajęty szukaniem małej skrzynki na ścianie i nie wywaleniem się o leżące na podłodze rupiecie, więc nie. Nie widziałem.

Sherlock westchnął z politowaniem i ruszył do piwnicy. Watson popędził za nim, żeby nie zostać samemu w ciemnym holu.

Sherlock: The Haunted HotelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz