TERAZ
Przenikliwy dźwięk budzika wtargnął w mój koszmar senny. Namacałam telefon na szafce nocnej i wyłączyłam to cholerstwo, po czym ukryłam twarz w poduszce. Po weekendowych łowach byłam wykończona i cała obolała. Nigdy więcej takich polowań, przyrzekłam sobie, i z trudem odwróciłam się na plecy. Zacisnęłam powieki. Zielone oczy wpatrujące się we mnie z nienawiścią niemal od razu naszły moją pamięć. Niski głos, mówiący "Nie ma sprawy", a później ze znudzeniem próbujący odciągnąć od nas swojego towarzysza, wyraźnie próbującego przełamać lody. "Nie jesteśmy im winni żadnych wyjaśnień, Sam." Najwidoczniej jednak moja podświadomość domagała się powodu, wytłumaczenia, czegokolwiek. Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się, po czym powoli odrzuciłam kołdrę.
- Nienawidzę poranków - mruknęłam do siebie, zwieszając się nad krawędzią łóżka i próbując wypatrzeć moją skarpetkę, która spadła mi ze stopy w czasie snu. Było to trudne zadanie, zważywszy na to, że jedno oko nadal miałam zamknięte, bo oślepiało mnie światło wdzierające się przez rolety. W końcu udało mi się ją zlokalizować i wciągnęłam ją na stopę. Z ust wyrwało mi się kolejne ziewnięcie. - Ale przynajmniej żyję. - pocieszyłam się.
Powoli poczłapałam na korytarz, obejmując się ramionami. Po gorących wydarzeniach weekendu teraz było mi niemal zimno. Przed oczami nadal pojawiały mi się niechciane widoki ducha Willego Francisa, dwukrotnie poddanego karze śmierci. Dawno już nie spotkałam się taką nienawiścią i przemocą, a przecież koleś był martwy od jakichś 70 lat. No i nawet to nie my go zabiłyśmy. Dreszcz przeszedł mi po plecach. Najgorsze są powroty, pomyślałam i załomotałam w drewniane drzwi po mojej prawej.
- Ava! Poniedziałek! - rzuciłam motywujący tekst, ignorując wysprejowane na drzwiach: "Screw you". Zza drzwi dobiegło stłumione: "Wal się!". Kiwnęłam głową sama do siebie i poczłapałam dalej, do centrum sterowania mieszkaniem, czyli do kuchni. Po drodze zatrzymałam się w pokoju dziennym, oddzielonym od kuchni wysepką, przy której na ogół jadłyśmy posiłki. Przejechałam palcami po touchpadzie od laptopa i puściłam muzykę.
Gdy rozbrzmiały pierwsze takty AC/DC poczułam się bardziej jak człowiek. Raźniejszym krokiem podeszłam do ekspresu do kawy i wrzuciłam garść ziaren do młynka. Po chwili po mieszkaniu rozszedł się aromatyczny zapach, który przywabił do pokoju zaspaną Avę.
Bez słowa podeszła do kanapy i rzuciła się na nią, zamykając oczy. Przetarłam swoje, brązowe, i podstawiłam drugi kubek do ekspresu, pierwszy uzupełniając cukrem.
- Może wolne? - zaproponowałam, patrząc na nieruchomą przyjaciółkę.
- Czytasz mi w myślach. - wymamrotała. - Ale Jason będzie za chwilę pisać...
Jakby na potwierdzenie jej słów, mój telefon wydał z siebie dźwięk obijających się kostek lodu.
- "Wyrobicie się?" - odczytałam na głos.
- No, już biegnę. - odparła Ava. Wzruszyłam ramionami i natychmiast tego pożałowałam. Czułam, że mój prawy bark nie będzie w dobrej kondycji jeszcze długi czas. Duchy. Używają człowieka jako gwoździa na ścianie. Usiadłam z sapnięciem na wysokim krześle, upijając łyk kawy. Ostatecznie mamy uczelnię jakieś 5 minut stąd. Może zdążymy się tam doczłapać na 9:00.
Bez słowa smakowałyśmy napój, otoczone muzyką. W końcu Ava zwlokła się z kanapy i oznajmiła ze zrezygnowaniem:
- Dobra, idziemy.
Moje zmęczenie natychmiast wzrosło, wraz z rytmem You Shook Me All Night. Nigdy więcej polowań w weekendy.
-----------------------------------------------------------------
- Psst. - Sable nachyliła się do mnie z wyższego rzędu krzeseł i zajrzała mi w ekran komputera. Byłam właśnie w trakcie wyszukiwania legend o dżinnach, bo wszystko było ciekawsze od wykładu profesora Berkley'a na temat patologii zachowań. Prowadził te zajęcia trzeci raz w tym miesiącu, bo ciągle zapomina, co już z nami przerobił. Większość studentów na sali przysypiała lub urozmaicała sobie czas z elektroniką. Nikt nie uświadamiał biednego profesora. - Perry! - szturchnęła mnie.
- Co? - oderwałam wzrok od zdjęcia niebieskiego duszka z Aladyna. To raczej nie był prawdziwy dżinn.
- Mam dla nas sprawę. - odchyliła się w krześle, uśmiechając się z dumą. Odwróciłam się do niej, niemalże z paniką rysującą się na twarzy.
- Nie. Nie, nie, nie. Nie patrz tak na mnie. Nigdzie nie jadę.
- Oh, kochana, tyle zaprzeczeń naraz. Daj spokój, to przyjemna robota.
- Jesteś chora. - odwróciłam się do Jasona, który siedział po mojej prawej. - Powiedz jej, że jest chora!
- Jesteś chora. - mruknął nasz przyjaciel, nie odrywając wzroku od jakiejś gry na smartfonie.
- Nie do mnie. Do niej. J!
Uniósł spojrzenie niebieskich oczu.
- To wasza sprawa. Ja się na tym nie znam.
- To jest twój warsztat pracy? "To wasza sprawa"?
Poprawił się w krześle i wcisnął pauzę w grze. Oczyścił gardło i usiadł bokiem, by móc bez przeszkód patrzeć na nas obie.
- Czy chcecie o tym porozmawiać?
Obie przewróciłyśmy oczami. Jason doskonale wiedział, czym się zajmujemy, wiedział o tym, jak to określał, popieprzonym hobby. Z fascynacją słuchał naszych opowieści, czasem pomagał nam w przygotowaniach, ale nigdy nie reflektował na dołączenie do polowań na potwory.
- Dobra. - zerknął kontrolnie na profesora, ale on był zbyt pochłonięty treścią wykładu, by zauważyć naszą nieuwagę. - Co się stało tym razem?
- On tylko się odwrócił i spojrzał na Chiarę, żeby wymieść ją w powietrze! - zaczęła z ekscytacją Ava. - Był tak silny, że wystarczyło skinienie palcem, żeby rzucił w nią szafą!
- Dlaczego martwi mnie to, że opowiadasz tylko o Chiarze...? - przerwał jej Jason, nieufnie.
- Bo ja uzupełniałam wtedy naboje.
- Zajmuje ci to jakąś minutę. W tym czasie ten wasz cały Wille zdążył przygnieść Perry szafą, rzucić nią o ścianę i Bóg wie, co jeszcze. Dobrze, że nie dbasz o swoją fryzurę, bo w czasie, w którym byś poprawiała warkoczyki, Chiara umarłaby ze dwa razy.
- Czy ja słyszę w twoim głosie wyrzut? - Sable uniosła brew z niedowierzaniem.
- Tak. Jako totalny friendzone Chiary, będę subiektywny. - uśmiechnął się. Zmierzyłam spojrzeniem jego rozwichrzone blond włosy, szczere spojrzenie i ten kuszący łuk ust. Był przystojny, ale byliśmy tylko przyjaciółmi.
- No nie wierzę. Wy zawsze jesteście przeciwko mnie. Zadzwonię po Gartha.
Porozumieliśmy się z Jasonem wzrokiem. Zdecydowanie jej odbiło. Nigdy z własnej woli nie zadzwoniłaby po Gartha, gdyby nie zależało od tego jej życie. Wzruszyłam ramionami, mimowolnie się krzywiąc i odwróciłam się do swojego laptopa.
- Dzwoń.
Wyciągnęła telefon z szokiem malującym się na twarzy. Wiedziałam to po rozbawionym spojrzeniu Jasona. Uwielbiał nasze dramy. Często powtarzał, że mógłby napisać o nas licencjat. Już widzę tytuł: "Jak przemoc wpływa na kobiecość". Szkoda, że nie widział mnie przy zabijaniu. Prawie nigdy nie niszczę sobie fryzury.
- ... i tym oto sposobem, młodzi scholarze, docieramy do końca dzisiejszego wykładu. Lecz nim zezwolę wam opuścić aulę i rozprostować młode kości, przygotowałem dla was zadanie, które będzie traktowane jako zaliczenie semestru... - po raz pierwszy na dzisiejszym wykładzie skupiłam swą uwagę na profesorze. - Prawdziwego socjologa poznacie po tym, że, choć umie radzić sobie w każdym zawodzie swojego fachu, ma swoją specjalizację, której jest wierny i którą jest zafascynowany. Po przemyśleniu waszego ostatniego kolokwium, na którym wypowiadaliście się o dziedzinie, która najmocniej was interesuje, przydzieliłem wam różne sprawy, które macie za zadanie rozpoznać i doprowadzić do końca. Oczekuję prezentacji sprawozdawczej do 13 maja. Pierwsza para, Wilkins i Miner...
Wyczytani kolejno podchodzili do profesora Berkley'a i odbierali plik zbindowanych kartek, po czym opuszczali aulę, pogrążeni w gorączkowych rozmowach. Zamknęłam pokrywę laptopa i z zainteresowaniem wyczekiwałam na moje nazwisko.
- Perry, Manns i Sable, sprawa "Emmanuel".
Spojrzeliśmy na siebie całą trójką.
- To żart? Znowu wybraliście ten sam temat, co ja? - z udawaną niechęcią włożyłam laptopa do torby i wstałam, zarzucając ją sobie na ramię. - Niech bóg będzie z wami, baranki wy moje.
Razem podeszliśmy do wyszczerzonego profesora.
- Ha, moja trójka młodych Hitchocków! To zaiste idealny węzeł gordyjski, nawet dla tak uzdolnionych studentów. Mam nadzieję, że pozwoli wam to rozwinąć skrzydła!
Wręczył Jasonowi cienki plik. Uniosłam brew. Inne grupy dostawały zdecydowanie grubsze arkusze.
- Projekt wydaje się dość niewielki - rzuciła Ava, jakby czytała w moich myślach. Twarz profesora natychmiast ściągnęła się niepokojem i powagą.
- Nie, moja droga. Po prostu tak niewiele o nim wiemy.
Zajebiście.
CZYTASZ
Hunteri Heroici
FanfictionCześć, jestem Chiara. Chiara Perry. Mam ponadprzeciętne poczucie humoru (którego nikt nie rozumie), studiuję socjologię (to niemal jak prawo) i jeżdżę przepięknym Dodge'm Challengerem z '70 roku. Nie ruszam się z domu bez eyelinera. Mieszkam z moją...