Rozdział VII.

118 14 3
                                    

     Garth Fitzgerald IV był człowiekiem, którego niełatwo było wytrącić z równowagi. Zawsze potrafił się odnaleźć w sytuacji, nawet jeżeli nic na to nie wskazywało.

- Garth! - rzuciłam mu się na szyję, czując, jak zalewa mnie fala ulgi. Teraz wszystko będzie dobrze.

     A jednak mężczyzna nadal stał bez słowa w drzwiach mieszkania, lekko obejmując mnie w pasie i nie odrywając spojrzenia od Castiela, jakby próbował sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek spotkał taką istotę. Ten również milczał, ale jego wysoko uniesiona brew mówiła sama za siebie. "Tracę cierpliwość, dzieciaku."

     W końcu Garth odsunął mnie na odległość ramienia i zamknął drzwi, oczyszczając cicho gardło. Skrzyżowałam ramiona na piersi, przybierając na twarz uśmiech pełen wyższości. Ha, Fitzgerald był pod wrażeniem!

     Jego niebieskie oczy odszukały moje, zielone, a potem skinął głową w kierunku Castiela.

- To jest twoje polowanie, Chiaro?

     Przytaknęłam z dumą.

- Hm. Niezły okaz, nawet jeżeli małomówny. Gdzie go złapałaś?

- Ściągnęłam go tutaj za pomocą zaklęcia.

- Już ci mówiłem, że to nie zaklęcie, tylko twoje błaganie... - wtrącił anioł.

- Czy ja dobrze widzę? Związałaś go?

- Tak. Wierz mi, tak jest lepiej.

- Hm. - mruknął cicho, ogarniając spojrzeniem bałagan naokoło. - Hm. - Przysiadł na skraju kanapy, nachylając się do Castiela i szepcząc konspiracyjnie. - Nastolatki. Coraz odważniejsze, nieprawdaż?

     Oszołomiony wzrok Castiela mówił sam za siebie. Ja również traciłam wątek. Garth wstał i zaczął się przechadzać przez pokój, stykając przed sobą długie palce.

- No cóż, Chiaro. Dziękuję za zaproszenie, chociaż mogłaś to zrobić przez telefon, zamiast ściągać mnie tu osobiście. Chyba jesteś troszeczkę za młoda na te perwersje, nie sądzisz? Na ogół nie mam nic przeciwko temu typowi znajomości, ale czułbym się niezręcznie, jako twój niemalże starszy brat.

     Westchnął jeszcze raz i odwrócił się do mnie.

- Wiedz, że akceptuję cię taką, jaką jesteś. I twojego nowego chłopaka oczywiście też. A teraz pozwolisz, że go uwolnię? Seksualne gierki nie sprzyjają początkom męskich przyjaźni.

     Szybko podszedł do Castiela i zdjął mu sznury, którymi obowiązane były anielskie nadgarstki. Potem podał mu dłoń i dźwignął go do góry. Castiel potarł skórę, jakby te kilka godzin w węzłach zrobiło mu różnicę.

- Jestem Garth Fitzgerald IV, przyjaciel i mentor tej oto tutaj obecnej Chiary. A ty jesteś zapewne jej nowym towarzyszem zabaw?

     Spojrzenie Castiela było tak pełne pogardy, że aż mnie zabolało.

- Jestem aniołem, ty ośle. - potrząsnął głową, a potem spojrzał na mnie. - Tym razem ci daruję Chiaro Perry. Ale nie waż się tego powtórzyć nigdy więcej, bo będę musiał cię zniszczyć.

     To powiedziawszy, poprawił poły płaszcza i wymaszerował z mieszkania jak najzwyklejszy człowiek na ziemi. Garth zerknął na mnie.

- To chyba rozwiązuje twój problem, czyż nie?

---------------------

     Cierpki posmak porażki zatykał mi gardło. Siedziałam obrażona za kierownicą Johnny'ego z Garthem jako pasażerem. Linkin Park huczał w głośnikach. Chłopak rzucał mi co jakiś czas kontrolne spojrzenie.

Hunteri HeroiciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz